Od trzech dni trwała w gospodarstwie rzeź niewiniątek. Brojlery doszły kresu swego 2-miesięcznego żywota. Każdy został humanitarnie uśmiercony w uboju jak najbardziej rytualnym. Siekierką na pieńku. Obrany z piór i wnętrzności. I wylądował w zamrażalniku.
Obrzęd krwawy i owocny.
Czuję ulgę. Bieganie do nich każdego dnia co 2 godziny z porcją karmy zmęczyło mnie dokładnie. Dlatego odczuwam głównie ulgę. Jeden z czeredki czeka teraz na namaszczenie, zmacerowanie i upieczenie. Sprawdzimy, czy jest aż tak mdły w smaku jak reklamuje (swoje holenderskie kogutki) Ziemianin. Obiecuję, że napiszę uczciwie. Nie zależy mi na handlu, bo cena powaliłaby każdego miejskiego i wiejskiego biedaka, żyjącego z hroszy przybywających na konto z łaski państwa lub pana. Dla mnie jest przystępna. Ale po doliczeniu kosztów robocizny i zwyczajowego 30 procent, nie każdy zechce posmakować tego smaku. Ja posmakuję. Jako owocu swojej pracy.
Dla równowagi przyroda zesłała nam kolejne 9 nowych pisklaczków zielononożnych.
A perliczkę na dzikim gnieździe za domem coś zeżarło, razem z jajami, w deszczowe noce niedawne.
To się nazywa prawdziwe życie i problemy! I tak to już jest, że ktoś kogoś zjada.Choć do tej rzezi to chyba bym się nie przyzwyczaiła...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dzięki za sery, które dziś doszły:).
A wykrwawiłaś?! ;-)
OdpowiedzUsuńa jakżeby nie?
OdpowiedzUsuńHe he,ale tytuł posta zarąbisty...pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTaka jest kolej rzeczy ale mnie by było szkoda i już...
OdpowiedzUsuńDla ilustracji rzezi nadaje się świetnie post Agronauty, naszło nas w jednym czasie, taki to już czas.
OdpowiedzUsuńhttp://agronauta3.blox.pl/2013/07/piecioboj-drobiowy.html
ES