Pogoda wczoraj w ciągu dnia zmieniła się na upalną. Dzisiaj było trochę gorąco, ale bez przesady. Kozy wylądowały od południa w cienistej obórce i wyszły dopiero po 17 na pastwisko. Ledwie zdążam z dolewaniem wody dla kaczek, kur, kurcząt i indycząt.
Dzięki tej sjeście zdobyłyśmy kilka godzin dla siebie po obiedzie (wciąż jeszcze zjadamy koźlęcą łopatkę, ale codziennie z innym zestawem warzyw i dodatków, dziś był ryż i mizeria). I wylądowałyśmy z wizytą u Niny. Która jest nieocenioną i bardzo gościnną osobą. Zaraz przed Anią stanęło słodkie przekładane ciasto z truskawkami, a ja dostałam - jako bezglutenowiec - deser: mleko zmiksowane ze słodkimi truskawkami, pyszny. Dostałyśmy kilka istotnych porad odnośnie słodzenia galaretek porzeczkowych, pasteryzowania, robienia soków bez sokownika oraz sprawienia, by skórka chleba wyjętego z pieca była błyszcząca (porada tajemna i raczej nie dla wegetarian). Sprawa - jak się przekonujemy w praktyce - istotna w oczach Mieszczucha.
Nina jest oczywiście, jak wiele wciąż jeszcze kobiet Polek przejęta i zajęta zagospodarowywaniem darów ogrodu i przetworami, w których jest prawdziwą mistrzynią. Jej rady wiele razy mi się przydały.
- Nie mogę przestać robić - mówi - bo tak mi szkoda, jak coś się marnuje. Robię dzieciom, rodzinie, znajomym, najmniej sobie, bo wszystkiego nie zdołam przejeść.
Zostałam też poczęstowana łyczkiem "winka sercowego", które przyrządziła według przepisu z hitu Adwntystów Dnia Siódmego, jakim była ongiś książka z różnymi leczniczymi przepisami pt. "Leki z Bożej apteki". Otóż wino gronowe własnej roboty, z winogron rosnących w jej ogródku połączyła z wywarem z naci pietruszki. Interesujące zestawienie.
Na koniec nazbierałyśmy sobie jeszcze czerwonych słodkich mirabelek do kosza, z drzewa obfitości rosnącego przy domu.
Oczywiście nie pozostaniemy dłużne, bo na wsi wciąż istnieje żywy chłopski barter i zwyczaj odwzajemniania się czymś za coś. Kto tego nie czai ten kiep. I raczej szybko wypada z poczęstunkowego obiegu. No, chyba, że żebrze i łzy w oczach wywołuje. Ale do tego trzeba mieć talent.
Inne z wydarzeń: pierwsza z kwok dwa dni temu porzuciła resztkę swoich dzieci, czwóreczkę. Stało się to dosłownie w ciągu pięciu minut. Zawsze tak jest. Hormony puszczają nagle i czar macierzyński pryska w jednej chwili. Kwoka z nadopiekuńczej niani zamienia się w potwora. Dziobie, ściga i szarpie za główki swoje dotychczasowe pociechy, które zdumione tą przemianą uciekają z piskiem gdzie pieprz rośnie. Związek rozpada się. Kurczęta odtąd muszą sobie same radzić. No, i jakoś radzą. Kura wróciła do kurnika i koguta sama, w przysłowiowych podskokach.
Ciekawie jest sobie to zjawisko przełożyć na ludzi i ich obyczaje... ale to nie jest mój ulubiony temat, więc tylko sygnalizuję...
Dalej: Kola ma cieczkę.
I jeszcze: nastawiłam dwa gąsiorki wina porzeczkowego. Ostatnia butelka zeszłorocznego właśnie znika.
Kura jako wyrodna matka to jeszcze pół biedy, kobyła gorsza...
OdpowiedzUsuńU nas właśnie zaczęło padać, na szczęście.
Nie mogę (niemota) znaleźć Twojego adresu mailowego...a chciałabym coś zamówić :)!
OdpowiedzUsuńOstatnio obserwowałam w roli wyrodnej matki kotkę u koleżanki. Startowała do swojego podrośniętego syna z łapą i fuczała aż biedaczek bał się nawet na nią spojrzeć i podejść do miski...
OdpowiedzUsuńMamo Muminka, adresy e-mail są przeważnie w profilu. Kliknij w mój profil po prawej stronie ekranu i znajdziesz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ewa S.
Kamphora, to nie jest wyrodna matka, jak najbardziej w-rodna, działająca w zgodzie z przyrodą. Niemniej, obserwując opiekuńczość ptasich czy ssaczych matek i nagly koniec owej można jasno zobaczyć to, co ludzie z trudem rozumieją, że uczucia są zależne od hormonów i ich "produktem", a najbardziej wszelkie sentymentalne wzdychy. W przyrodzie nie ma sentymentów.
Zdrówko, i czekam na przyjazd ;-) ES
I tu się nie zgodzę bo sentymenty u moich kotów obserwuję na każdym kroku a kotów mam całe stado. Niektóre się bardzo lubią i są do siebie przywiązane choć nie są spokrewnione- myją się wzajemnie, liżą i przytulają do siebie. Niektóre uczucie okazują też psu a pies tylko pysk nadstawia do lizania i aż oczy przymyka. Miałam kotkę, która przygarnęła małego kotka i pozwoliła mu się ssać co maluch skwapliwie robił mimo,że nic przecież nie pił bo kotka nie rodziła. Te koty były nierozłączne przez 7 lat,ciągle razem blisko. Przykłady można by tu mnożyć i nic to z hormonami wspólnego nie ma bo np. kocur zastępujący matkę i ssany. Czy to też hormony? Pozdrawiam...
UsuńŻyją w słodkich warunkach, nakarmione i obrządzane, więc czemu nie oddawać się zbytkowi sentymentalnych uczuć? Z ludźmi jest podobnie. Im dalej od przyrody, im wygodniej, tym więcej słodkości.
UsuńPozdrawiam, ES
Co prawda to prawda ludzie wychowywani w trudnych warunkach też są mało sentymentalni i czuli...
Usuńpilnować Kolę bo... młode ' przyniesie ' hihi
OdpowiedzUsuń