27 lipca 2013

Chwila wytchnienia

Pogoda wczoraj w ciągu dnia zmieniła się na upalną. Dzisiaj było trochę gorąco, ale bez przesady. Kozy wylądowały od południa w cienistej obórce i wyszły dopiero po 17 na pastwisko. Ledwie zdążam z dolewaniem wody dla kaczek, kur, kurcząt i indycząt.
Dzięki tej sjeście zdobyłyśmy kilka godzin dla siebie po obiedzie (wciąż jeszcze zjadamy koźlęcą łopatkę, ale codziennie z innym zestawem warzyw i dodatków, dziś był ryż i mizeria). I wylądowałyśmy z wizytą u Niny. Która jest nieocenioną i bardzo gościnną osobą. Zaraz przed Anią stanęło słodkie przekładane ciasto z truskawkami, a ja dostałam - jako bezglutenowiec - deser: mleko zmiksowane ze słodkimi truskawkami, pyszny. Dostałyśmy kilka istotnych porad odnośnie słodzenia galaretek porzeczkowych, pasteryzowania, robienia soków bez sokownika oraz sprawienia, by skórka chleba wyjętego z pieca była błyszcząca (porada tajemna i raczej nie dla wegetarian). Sprawa - jak się przekonujemy w praktyce - istotna w oczach Mieszczucha.
Nina jest oczywiście, jak wiele wciąż jeszcze kobiet Polek przejęta i zajęta zagospodarowywaniem darów ogrodu i przetworami, w których jest prawdziwą mistrzynią. Jej rady wiele razy mi się przydały.
- Nie mogę przestać robić - mówi - bo tak mi szkoda, jak coś się marnuje. Robię dzieciom, rodzinie, znajomym, najmniej sobie, bo wszystkiego nie zdołam przejeść.
Zostałam też poczęstowana łyczkiem "winka sercowego", które przyrządziła według przepisu z hitu Adwntystów Dnia Siódmego, jakim była ongiś książka z różnymi leczniczymi przepisami pt. "Leki z Bożej apteki". Otóż wino gronowe własnej roboty, z winogron rosnących w jej ogródku połączyła z wywarem z naci pietruszki. Interesujące zestawienie.
Na koniec nazbierałyśmy sobie jeszcze czerwonych słodkich mirabelek do kosza, z drzewa obfitości rosnącego przy domu.
Oczywiście nie pozostaniemy dłużne, bo na wsi wciąż istnieje żywy chłopski barter i zwyczaj odwzajemniania się czymś za coś. Kto tego nie czai ten kiep. I raczej szybko wypada z poczęstunkowego obiegu. No, chyba, że żebrze i łzy w oczach wywołuje. Ale do tego trzeba mieć talent.

Inne z wydarzeń: pierwsza z kwok dwa dni temu porzuciła resztkę swoich dzieci, czwóreczkę. Stało się to dosłownie w ciągu pięciu minut. Zawsze tak jest. Hormony puszczają nagle i czar macierzyński pryska w jednej chwili. Kwoka z nadopiekuńczej niani zamienia się w potwora. Dziobie, ściga i szarpie za główki swoje dotychczasowe pociechy, które zdumione tą przemianą uciekają z piskiem gdzie pieprz rośnie. Związek rozpada się. Kurczęta odtąd muszą sobie same radzić. No, i jakoś radzą. Kura wróciła do kurnika i koguta sama, w przysłowiowych podskokach.
Ciekawie jest sobie to zjawisko przełożyć na ludzi i ich obyczaje... ale to nie jest mój ulubiony temat, więc tylko sygnalizuję...
Dalej: Kola ma cieczkę.
I jeszcze: nastawiłam dwa gąsiorki wina porzeczkowego. Ostatnia butelka zeszłorocznego właśnie znika.

8 komentarzy:

  1. Kura jako wyrodna matka to jeszcze pół biedy, kobyła gorsza...

    U nas właśnie zaczęło padać, na szczęście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę (niemota) znaleźć Twojego adresu mailowego...a chciałabym coś zamówić :)!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio obserwowałam w roli wyrodnej matki kotkę u koleżanki. Startowała do swojego podrośniętego syna z łapą i fuczała aż biedaczek bał się nawet na nią spojrzeć i podejść do miski...

    OdpowiedzUsuń
  4. Mamo Muminka, adresy e-mail są przeważnie w profilu. Kliknij w mój profil po prawej stronie ekranu i znajdziesz.
    Pozdrawiam, Ewa S.

    Kamphora, to nie jest wyrodna matka, jak najbardziej w-rodna, działająca w zgodzie z przyrodą. Niemniej, obserwując opiekuńczość ptasich czy ssaczych matek i nagly koniec owej można jasno zobaczyć to, co ludzie z trudem rozumieją, że uczucia są zależne od hormonów i ich "produktem", a najbardziej wszelkie sentymentalne wzdychy. W przyrodzie nie ma sentymentów.
    Zdrówko, i czekam na przyjazd ;-) ES

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu się nie zgodzę bo sentymenty u moich kotów obserwuję na każdym kroku a kotów mam całe stado. Niektóre się bardzo lubią i są do siebie przywiązane choć nie są spokrewnione- myją się wzajemnie, liżą i przytulają do siebie. Niektóre uczucie okazują też psu a pies tylko pysk nadstawia do lizania i aż oczy przymyka. Miałam kotkę, która przygarnęła małego kotka i pozwoliła mu się ssać co maluch skwapliwie robił mimo,że nic przecież nie pił bo kotka nie rodziła. Te koty były nierozłączne przez 7 lat,ciągle razem blisko. Przykłady można by tu mnożyć i nic to z hormonami wspólnego nie ma bo np. kocur zastępujący matkę i ssany. Czy to też hormony? Pozdrawiam...

      Usuń
    2. Żyją w słodkich warunkach, nakarmione i obrządzane, więc czemu nie oddawać się zbytkowi sentymentalnych uczuć? Z ludźmi jest podobnie. Im dalej od przyrody, im wygodniej, tym więcej słodkości.
      Pozdrawiam, ES

      Usuń
    3. Co prawda to prawda ludzie wychowywani w trudnych warunkach też są mało sentymentalni i czuli...

      Usuń
  5. pilnować Kolę bo... młode ' przyniesie ' hihi

    OdpowiedzUsuń