27 maja 2013

Wiejskie żywienie

Fakty mają się tak, że zaprzestanie jedzenia chleba, ciasta, makaronów i większości kasz uwolniło mnie od dolegliwości trzustkowo-woreczkowożółciowych i bólów opasujących oraz notorycznych biegunek. Zniknęła także zgaga.
Cały czas muszę uważać, bo drobna nieuwaga powoduje nawrót tego, czego już naprawdę nie chcę doświadczać wcale. A taki nawrót trwa kilka dni.
Co do legendarnego chudnięcia po rezygnacji z węglowodanów i cukru (i tak jem go symboliczne ilości, przeważnie z rzadka w postaci miodu, dżemu lub soków słodzonych) to jednak muszę wyrazić powątpiewanie. Niewiele mnie ubyło.
Kilka razy w życiu schudłam szybko i bardzo wyraźnie. Ale zawsze było to spowodowane nie lada długotrwałym stresem, zmartwieniami, lękami, depresją. Zatem tak naprawdę nie mam czym się przejmować. I nie przejmuję. W moim wieku to naprawdę pryszcz.

Apetyt mi się jednak wyraźnie zmniejszył. Uściślił, rzec można. Do najważniejszego. Zjadam śniadanie, obiad i kolację, piję jedną kawę rano, w upał jakiś sok rozcieńczany przegotowaną wodą, czasem po południu jedno piwo albo szklaneczkę wina.
Śniadanie to już codzienny kanon. Sadzone jajo od zielononóżki z żółtym serem i cebulką, urozmaicone surówką z pomidora albo ogórka. Albo takież jajeczko na miękko.
Obiad jednodaniowy. Dzisiaj była to sałata z dodatkami (rzodkiewka, roszponka, cebula, czosnek, pomidor, gotowane jajo, skropiona octem jabłkowym, wymieszana z olejem i łyżeczką musztardy) plus befsztyk koźlęcy. Popite kubeczkiem zsiadłego mleka.

Po południu, korzystając z tego, że deszczowa pogoda, na którą tak narzekają mieszkańcy zachodniej i środkowej Polski dotarła i do nas, obficie skrapiając glebę, zajęłyśmy się robieniem kolejnej porcji domowej kiełbasy. Poprzednia właśnie wzięła i wyszła.
Dochodzimy w tym do wprawy, muszę przyznać.
Koszt takiego przedsięwzięcia przelicza się w ostateczności w naszym przypadku, gdy mięso ze sklepu wzięte, na ok. 11 złotych za kilogram stuprocentowej kiełbasy (tj. składającej się całkowicie z mięsa i tłuszczu oraz przypraw, bez dodatków chemicznych). Gdyby zdobyć kawał świni po 6 złotych za kg żywca, to byłoby jeszcze taniej.

Zatem na kolację były przysmażone na patelni resztki nadzienia do kiełbasy, które nie zmieściły się do flaka, z resztką sałaty obiadowej. I do tego szklaneczka czerwonego wina.
Większość to produkty swoje, wytworzone w gospodarstwie, lub przyrządzone własnymi rekami, jak widać.
Piszę to, aby uzmysłowić innym, uzależnionym w większości od zakupów sklepowych, że można i da się, wyżywić siebie i najbliższych, z ziemi, własnego kawałka. I zadbać o swoje i ich zdrowie.

10 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o dolegliwości gastryczne to i mnie nękały one dosyć długo! niedawno zupełnie przypadkowo zrobilam test nietolerancji pokarmowej i okazalo się,że jestem uczulona na białko jaja kurzego,bo w trzystopniowej skali nietolerancji mialam trzy.Zalecono całkowitą eliminację jaj kurzych i produktow zawierających jaja na okres conajmniej roku.Okazało się też,że jestem uczulona na gluten i pieczywa w związku z tym równiż mi nie wolno,a w zamiam tylko kaszę jaglaną i gryczaną.do zalecen się zastosowałam,schudnąć nie schudłam(a liczyłam), ale dolegliwosci jak najbardziej ustąpiły i samopoczucie poprawiło się.Jeśli chodzi o piwo to tak naprawdę należy go unikac, ponieważ powoduje candidę czyli drożdzyce przewodu pokarmowego a ona wywołuje biegunki i inne sensacje.polecam w zamian wino czerwone ,ale wytrawne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie robiłam nigdy badań w kierunku candidy, ale ciągle miałam ochotę na słodycze, a to już może świadczyć, że miałam drożdżaki (zresztą kto ich nie ma). Używając tylko stewii do słodzenia kawy (malutka ociupinka wystarczy! Teraz już stewia została dopuszczona do użytku jako środek spożywczy, więc bardzo potaniała. Wcześniej oficjalnie nazywało się, że służy li tylko do pielegnacji dziąseł) przy okazji wytępiłam candidę i już wcale a wcale nie mam ochoty na słodycze! (Dodatkowo brałam suplement diety kwas kaprylowy). O tym, że stewia pomaga w walce z candida dowiedziałam się z książki Siemionowej "Szkoła Zdrowia". Autorka pisze, że spirulina zabija rzęsistki, (które ma prawie każdy ,a ich skupiska tworzą guzy nowotworowe), ale jak giną rzęsistki, to jest zaburzona równowaga i wtedy bardzo namnażają się drożdżaki, dlatego spirulinę należy przyjmowac ze stewią.
      Ewa, bardzo podniosłas mnie na duchu, bo na moim Siedlisku nie ma w pobliżu sklepów, a ja nie jestem zmotoryzowana, i moja córka przeżywa bardziej niż ja, że matka będzie mieć kłopoty z aprowizacją. A ja mam zamiar , tak jak Wy obydwie, być samowystarczalna i obywać się bez sklepów:) Chleb na zakwasie w garnku rzymskim potrafię upiec, warzywa i jaja z czasem będę mieć własne, ale w tym roku jeszcze to pewnie od sasiadów kupię, las grzybny i jagodowy pod bokiem, a kaszę i mąkę ekologiczną zamówię w Bogutyńskim Młynie przez internet, i myślę, ze przeżyję:)

      Usuń
  2. My też staramy się żeby mieć własną ( zdrową zazwyczaj) żywność. Bo z tym zdrowiem - uwędzili my boczki ( boczek z rzeźni, ale ponoć skupują tu w okolicy )- i były takie dobre, że nażarliśmy się cholesterolu pewnie ponad wszystkie dopuszczalne normy. Ale to od czasu do czasu. Czy z koziego mleka da się zrobić masło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kozie mleko ma duzo mniejsze drobiny tłuszczu, ale podobno da się, chociaz to trudne :)

      Usuń
    2. Trzeba miec dużo mleka, myślę z co najmniej 50 kóz, aby po schłodzeniu zebrać odpowiednią ilość śmietany. Dlatego jest to zabawa dla ferm, nie drobnych hodowców. ES

      Usuń
    3. Zadałam dzisiaj to samo pytanie lokalnemu hodowcy kóz, i też rzekł, że możliwe, ale trudne, i że bez centryfugi się nie da. I że w dawnych czasach takie masło strasznie drogie było, i używane w aptece, bo niektóre medykamenty się wytwarzało na bazie masłą koziego. U nas leje tak, że świata nie widać. Ale w domu - sucho i ciepło.:-)

      Usuń
    4. Cholesterol z pozywienia nie odklada sie zlogami w zylach. Mozna jesc tluszczu zwierzecego ile sie chce.
      Za miazdzyce odpowiedzialny jest cholesterol produkowany przez nasza wlasna watrobe w reakcji na stan zapalny organizmu....

      Usuń
  3. Na Kozolinie chyba coś o kozim maśle było. Zapamiętałam tylko, że kozie masło ponoć białe jest.
    Odkąd przestawiamy się w miarę możliwości na jedzenie przetwarzane w domu wszyscy zaczynają gardzić sklepowymi wyrobami. Teraz marzy nam się robienie wędlin. Niestety nie mam żadnych szans na trzymanie własnych zwierząt (miasto), które można by zjeść. Ciężko będzie znaleźć mięso z przyzwoitego chowu, ale kiełbasy chcemy robić sami. Dawno temu robiłam takie rzeczy z rodzicami - gdy w sklepach mięsnych były tylko haki. Niestety - wszystkie przepisy mamy gdzieś przepadły. Wiem, że internet jest pełen przepisów na własne wyroby wędliniarskie, ale przydałoby się też kilka praktycznych porad. Nie mam już kogo zapytać ani w rodzinie, ani wśród znajomych w mieście. Wielu zresztą patrzy ze zdziwieniem i pyta - chce ci się, kiedy w sklepach pełno? Chce mi się. Bardzo chce mi się prawdziwego smaku potraw.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z przepisami i my eksperymentujemy. I wciąż coś jest nie tak do końca. Jeśli dowiem się od znajomych kiełbasiarzy, a takich na Podlasiu jak posiał, coś co mi załatwi pewien problem, to dam znać na blogu na pewno. ;-)
    No, a na początek wystarczy wiara w siebie. Maszynka do mięsa, odpowiednia końcówka do nabijania kiełbasy, jelita kupione w sklepie, no, i zmielone lub pokrojone drobno mięso, takie jak wybierzesz, oraz słoninka. Cały proces jest prosty, każdy potrafi to opanować. Na koniec wędzarka. To trzeba jakoś rozwiązać, a są całkiem proste i bardzo tanie patenty na takową, jeśli kogoś nie stać na murowaną. No, i poszło! i mniam. ;-)
    Łatwo można zauważyć, że kawałek takiej kiełbasy całkowicie zaspokaja głód, w przeciwieństwie do kiełbasy sklepowej, którą można zjadać metrami i chce się zaraz jeść. Albo prędzej, wymiotować. ;-(

    Pozdrawiam, i trzymam kciuki za reaktywację prawdziwej narodowej tradycji!
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja stosuje prosty ale wyśmienity przepis na schab suszony zaczerpnięty z bloga kulinarneg pt kulinarne szaleństwa margarytki :) 1kg schabu przez 24 godziny trzymam w cukrze, płucze i osuszam potem 24 godziny w soli. Znów płuczę i osuszam a potem nacieram czosnkiem, papryką słodką i majerankiem (co komu pasuje) wkładam do damskiej cienkiej kolanówki i suszę 5 dni w kuchi. Niebo w gębie! nic innego juz mi nie smakuje. Polecam

    OdpowiedzUsuń