9 maja 2013

Leśna sowhia

Rozkład dnia się zmienił. Przez sery. Nie mogę już pomagać Annie w pracach remontowych albo drwalskich w lesie opodal, sama się boryka, albo czeka, co spowalnia akcję naszej zabawy z terminami (i terminowaniem).
Dopiero po obiedzie mogę dołączyć, a tu upał, prawie 30-stopniowy i fizyczna praca jak najgorzej idzie. W tym muszę pamiętać, by co godzinę dać karmę kaczętom, w swojej porze nakarmić koty, psa, i zrobić wspólnie obrządek kóz.
Dojenie, to poranne zrobiło się już znaczną pracą dla rąk. Które straciły przez zimę wprawność.

Zabrałyśmy się za sufit w altanie. W tym celu dobieramy odpowiednie deski, złożone na zimę na stercie pod dachem, Anna hebluje je hebelkiem elektrycznym marki Bosch kupionym na allegro (używanym, ale sprawniutkim nieźle), przycina na odpowiednią długość piłą elektryczną, a ja - rozłożone na dwóch koziołkach jeszcze przez nas na Dąbrowie zmajstrowanych do różnych prac z drewnem, maluję drewnochronem.

Zdarzyło się coś jeszcze. Co zapowiedziała sowa, pohukująca magicznie wieczorową porą z lasu na Górze, gdyśmy z naszymi Gośćmi w altanie urzędowały w sobotę.
Wiadomo, co ona na naszej wiosce zapowiada. Wiadomo co. Bez powodu ona nie huka. Jak huka, znaczy coś stać się ma.
Choć nasi Goście wątpili byli nawet w to, że to sowa pohukuje, tylko jakiś inny ptak, mieli sprawdzić w atlasie. Ale ja stawiałam na sowę, jakiś gatunek sowy tak pohukujący.
Magicznie było, nie powiem. Bo głos sowy, ducha drzewnego, ducha lasu, wcielonej mojry leśnej, a może sophii samej wprawia w stan zbożnego transu i nasłuchiwania. Odruchowo każdego wędrowca i osiadłego, mieszkańca lasu i przylasu. Na naszej wiosce na pewno.
No, i wieści przyniosła, sowa jedna, leśna.
Zmarła była właśnie wtedy w miasteczku osoba z rodziny naszych sąsiadów, bliska kuzynka byłych właścicieli. Dzisiaj wsie czuwali przy zmarłej, a jutro pogrzeb. Ot, i tak to działa.

2 komentarze:

  1. U mnie za to wieje, jakby się kto powiesił, i właśnie zaczyna deszczem zacinać. Tu lata nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. To przykre wieści... niby wszystko się budzi, a tu nagle ktoś umiera. Tak na przekór odradzającej się przyrodzie.
    A że organizm zgnuśniały po zimie, to odczuwam po każdym popołudniu spędzonym na pracach działkowych. Rano budzę się nie dość, że niedospana, to jeszcze obolała. Mam nadzieję, że wreszcie się ten organizm do roboty przyzwyczai i przestanie mi tu grymasić ;)
    Pozdrawiam słonecznie :)

    OdpowiedzUsuń