12 maja 2013

Pogoda i nie

Upał nie znika na Podlasiu, choć internetowe prognozy obiecują deszcz i spadek temperatury choć o kilka stopni. Nie jest to dobre. Wzrost roślin na naszym piaszczystym wzgórku prawie zanikł, trawy są znikomej wielkości, nawet w porównaniu z sąsiednimi wsiami, deszcz jest bardzo potrzebny.
Rozważam odprawienie jakiegoś choćby osobistego korowodu przywołującego dżdże. W ostateczności można gęś złożyć w ofierze bóstwu deszczowemu. Bo kaczki są jeszcze za małe...
Ale dość tych ponurych na poły-żartów.

Zaczynają się komary komarzyć. Jedna z kuzynek mocno bzykała mi dzisiejszej nocy nad uchem. Wzięłam się i posmarowałam octem (własnoręcznie zrobionym zeszłej jesieni), tzn. te wystające spod kołdry części ciaa, stopę, kolano, rękę i uszy wraz z czołem. Nie mogłam uwierzyć, że pomogło.
Powtórzyłam eksperyment dzisiaj po południu, gdy wysiadywałam godzinkę w altanie, oganiając się od komarów. Tym razem posmarowałam sobie nogi i ręce i twarz. I niewiele pomogło. Siadały na mnie i tak, i ginęły dopiero od pacnięcia dłonią, a nie zapachu.
Niemniej Kluseczka dał popis zręczności i kociego refleksu. Ułożył się do drzemki w słomianym koszu, w którym przyniosłam napitek do posiedzin. I w pewnym momencie zaczął nam umilać chwile wielki szerszeń, kołując głównie nad kufelkiem. Uciekłam na wszelki wypadek spod dachu, a kociak-pirat jedynie oko uchylił, to widzące i nagle zrobił błyskawiczny ruch łapką, pac! i zdziwiony szerszeń wylądował nieopodal na stole, dość długo dochodząc do siebie. Kot przyglądał mu się leniwie i bez lęku. W końcu owad wrócił do sił, zabuczał i odleciał. Dając nam wszystkim święty spokój.

Odbyłyśmy też dzisiaj obrzędy ludowe w sąsiedniej wsi przez las. Z czego zdam relację zdjęciową w najbliższym czasie, gdy tylko Anna aparat wydoi do komputera.
Było pięknie, pogodnie, majowo, kolorowo i egzotycznie (dla nas), choć miejscowo (dla tutejszych). Błogosławiliśmy domy i gospodarzy, którzy wyszli przed chaty z poczęstunkiem lub zachętą, życząc dobrego urodzaju tego roku, ciepłego lata, mnożących się zwierząt i oczywiście odśpiewując na koniec całą piersią "mnogije lieta".
Piszę w liczbie mnogiej tylko dlatego, żeśmy cały rytuał przeszły od chaty do chaty z zespołem obrzędowym i wczułam się w końcu w rolę.

5 komentarzy:

  1. Wanilia! Aromatem do ciasta swego czasu smarowałam niemowlę, i komar żadne nie ważył sie nawet usiąść.

    Deszczu to Ci mogę podesłać, z chęcią się podzielę ;)

    I czuwanie się zaczęło, źrebak powinien byc tej nocy.
    pzdr
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. U Was susza, a u nas końca deszczu wyglądam. Wg prognoz to, co zaczęło się w piątkowy wieczór i trwało przez caluśki weekend, dziś ma się skończyć. I chyba kończy, bo spomiędzy chmur słońce zaczyna wyglądać od czasu do czasu. Ziemia jest tak namokła, że za chwilę pod stopami będę wodę wyciskać.
    Niechaj do Was lecą chmury deszczowe i napoją trawy, drzewa i inne chaszcze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, ledwie skończyłam wpis, gdy zaniosło się burzowo i u nas. Deszcz trwał raptem 5 minut. Wraz z gradem. W nocy burza wróciła i zlało ziemię gruntownie, nic nie pamiętam z niej. Jest chłodno i pochmurno, zatem wasza pogoda dotarła do nas z kilkudniowym opóźnieniem, ale i zapewne deszcze wyprztykały się po drodze i nie będą jakoś obfite. Ale dobre i to.
    Pozdrawiam, ES

    OdpowiedzUsuń
  4. A co do owego obrzędu wioskowego można sobie obejrzeć na YT fragmencik z pewnej wsi podlaskiej, ten sam:
    http://www.youtube.com/watch?v=lKFkEzqk-mk&feature=youtu.be
    ES

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, szkoda, że chmury się wycyckały z deszczu po drodze... u nas już słonecznie, ale chłodno - deszcz jeszcze "siedzi" w ziemi. Prognozy ćwierkają o coraz lepszej, słonecznej pogodzie z niewielką ilością deszczu, za to z dużą ilością słońca i ponad 20stopniowej temperatury :)
    A obrzęd sobie z chęcią pooglądam :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń