15 maja 2013

Niedzielne rohulki

Udało się szczęśliwie ściągnąć zdjęcia z pamięci aparatu. I daję zaledwie kilka (bo późno i w ogóle pospiech, a jutro trzeba raniutko wstawać) obiecanych zerknięć w minioną niedzielę. 
Otóż z internetu dowiedziałyśmy się, że w ramach festiwalu zainicjowanego w bielskich Studziwodach, także w naszej sąsiedniej wsi przez las odbędą się obrzędy wiosenne, kultywowane w dawniejszych czasach przez miejscowych Rusinów. Majowe śpiewania odprawiane w tydzień po Wielkanocy (prawosławnej rzecz jasna), pod nazwą Rohulki na Prowody. Zalicza się owych Rusinów przeważnie do nacji białoruskiej, ale to jest bardziej dyskusyjny temat, w którym mocna nie jestem, więc go tylko jako pewną wątpliwość sygnalizuję. To tutejsi, swoi, zawsze tu byli. Jak zwał tak zwał. Na każdej wiosce inaczej z tym bywa i inna odmiana dialektu występuje. Właściwie białorusko-ukraińskiego.
Wracając do tematu, dzień niedzielny był piękny i słoneczny, jak widać na obrazku. Zajechałyśmy drogą przez las wprost od naszej zagrody zaczynającą się i wysiadłyśmy na samym początku wsi. A i tam właśnie wysiadała z autobusu grupa obrzędowa i ruszała z muzyką przez wioskę. Muzykanci grali na dudach, harmoszce, tamburynie. Poszłyśmy za nimi.


Dotarłyśmy do gromadki akurat w chwili, gdy grupa zatrzymała się przed gospodarstwem, przed które wylegli gospodarze i na zapytanie, czy mogą zagrać i zaśpiewać, otrzymali pozwolenie. Panie z zespołu (który zjechał z białoruskiego Polesia) przywitały zatem niskim ukłonem gospodarzy, trzykrotnie nawołując:
- Christos waskresien!
I trzykrotnie otrzymując odpowiedź od witanych.
Po czym baba przewodnia błogosławiła dom i życzyła wszystkiego dobrego ludziom, zwierzętom i roli. Następnie chór zaczynał śpiewy, a muzykanci granie, zaś dzieci tańcowanie.


Chwila odpoczynku pośród zabawy słowiańskiego chłopca z zespołu, na tle zwyczajnym jak najbardziej dla podlaskiej wioski.


Przed niektórymi domostwami stał stół z tradycyjnym poczęstunkiem dla śpiewaków i tancerzy. I ciasteczka i napoje dla dzieci, i ciasto i zakąseczka do czegoś mocniejszego, polewanego przez najstarszego z rodu. Witano i goszczono się chętnie.


A jak się już artyści rozhulali to i się rozciągnęli malowniczo i zaprezentowali w całej okazałości przed szczodrymi gospodarzami. No, niestety, zdjęcia nie zanotowały dźwięku, czyli towarzyszącej całej sprawie bez przerwy pieśni na ustach.


Poniższe zdjęcie, zrobione zaglądającym ukradkiem dzieciom do starej i niezamieszkanej chaty jest właściwie wstępem do innej prezentacji zbioru fotografii z tej wioski i tego dnia. Zostawiam temat do następnego razu. Mianowicie do parady ruinek drewnianych chat, wpisanych w każdą podlaską wieś malowniczo, i naturalnie, tak jak stare drzewa wpisane są w żywy las.
Tak się miesza starość z młodością, przodkowie z następcami, i tak powinno być w życiu każdego człowieka, jego rodziny i wioski.

0

8 komentarzy:

  1. No nie taka piękna chata i nie ma domowników...Szkoda stare domy mają duszę i niepowtarzalny styl...

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko kochana...dzięki Bogu,że czas gdzieś się jednak zatrzymał...choć pewnie na chwilę,ale jednak!!!Dzięki Ci Panie,że istnieją jeszcze takie tego świata uroki!!!Proszę o więcej jeśli można :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem wzruszona naprawdę...pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądałam podobny obrzęd w tv, gdzieś z pólnocno-wschodniej Polski, uczestniczył w nim także pop; a zakończył się na odwiedzinach cmentarza i odwiedzeniu grobów najbliższych, może to były tzw. procesyjne obchody pól z prośbą o urodzaje? takie jak u nas? piękny obrzęd, piękne stroje i piękny, stary dom; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, rohulki, ohulki świętuje się też w taki sposób, święcąc jare żyto na polu wiosną, taczając się po trawie i życie, to są obrzędy na Juria (św. Jerzego), a także w trzeci dzień (bodajże) Wielkanocy, gdy przypada największe święto zmarłych i święci się je poczęstunkiem na cmentarzu, śpiewając i wspominając przodków. Jeszcze u nas żywe, choć zanikające. Inną formą majowych obrzędów są takie śpiewania po wsi z przygrywką, jak powyżej. ES

    OdpowiedzUsuń
  6. Serce rośnie, kiedy widzi się, że gdzieś ludzie jeszcze żyją razem, a nie obok siebie, jak w mieście. A miodem na serce jest fakt, że ludzie potrafią świętować i cieszyć się razem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na YT można znaleźć filmik nakręcony podczas korowodu w sąsiedniej wsi od nas. Ot, tak to wyglądało, można nastrój poznać choć troszku.
    https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=ek0M5dGp3tw
    ES

    OdpowiedzUsuń
  8. I jeszcze to:
    https://www.youtube.com/watch?v=-cil0Ca8a7o
    ES

    OdpowiedzUsuń