27 września 2013

O kozłach i gęsiach

Kozioł Kuba został już odwieziony do domu. Zrobił co swoje, mamy nadzieję. Choć jak zawsze pewności nie ma, zwłaszcza co do Felicji. Podrósł przy naszym stadzie, zmężniał, w końcu zaczął rządzić, łupiąc co rusz młodego, jako rywala, czyli Cezara. Po zawiezieniu na miejsce dwa razy poszerzana przez nas obroża na szyi, zerwała się w rękach właścicielki. Z dorosłymi samcami, w rękach kobiecych, nie ma żartów. Przekonałyśmy się o tym co najmniej dwa razy. Dlatego nie trzymamy kozłów powyżej roku. Aby mieć na stałe kozła, warto mieć dla niego osobną komórkę, i to najlepiej murowaną i z żelaznym ogrodzeniem. W drewnianych oborach, jeśli są rogate, robią spore szkody, bodąc - nawet z nudów - w ściany, zagrodzenia, furtki i słupy. No, chyba, że ktoś ma dla niego osobną zagrodę z jakąś szopką, czy wiatą i hoduje go cały rok na wolnym wybiegu. Ogrodzenie jednak musi być wtedy mocne i szczelne.
Świetnie też odróżniają płeć hodowcy i zawsze prędzej czy później próbują zdominować kobietę, czując swoją fizyczną przewagę. Dlatego to, moim zdaniem zabawa dla mężczyzny, hodowla samca. A bywają naprawdę imponująco piękne w dorosłym wieku, gdy już wykształcą ogromne rogi i gęstą brodę. No, także i cuch mają odpowiedni do wyglądu, ale można się przyzwyczaić. Gdy jednak komórka po nim opustoszeje, koźli zapach unosi się jeszcze w niej latami... (jak mi mówiono).

Przedwczoraj późnym popołudniem podziwiałam lecące z północy na południe stada dzikich gęsi, naliczyłam 6 wielkich kluczy, jeden za drugim. Klangor roznosił się po niebie bardzo długo. Piękne zjawisko. I przypomina coś, jak bicie kuranta w zegarze, wyznaczające porę ciepłą, początek i zakończenie.
Poza tym Anna siedzi po uszy w obliczeniach i papierach, szykując ostateczne rozliczenie projektu, termin nadchodzi.
A ja z wolna zaglądam do Nostradamusa... Robi się coraz chłodniej. Mimo, że miejscowi mawiają: "Gusi wysoko, zima daloko", to jednak gusi leciały z całą pewnością na południe, co zwiastuje chłód.

8 komentarzy:

  1. A u nas od kilku dni jest rogaty, brodaty dwulatek Trevor. U poprzedniego hodowcy pozostawił ładne potomstwo, prawie same córki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kuba płacze, co ja mówię, ryczy non stop. Muszę trzymać go oddzielnie od kóz bo moje w tej chwili nie nadają się do reprodukcji a on nienawykły do samotności bardzo ostro protestuje. No i kąpiel się szykuje bo ze śmierdzielem mieszkać nie będę. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na Boga, tylko go nie przezięb! Suszarką dosusz!
    ;-) ES

    OdpowiedzUsuń
  4. Spokojnie, czekam na cieplejsze dni, mają nadejść. :-) Ale capi strasznie, wejść nie mogę do koziarni bo zaraz ciuchy przechodzą. Zapomniałam już jaki to smród.

    OdpowiedzUsuń
  5. W takiej porze roku to tylko suchy szampon i wyczesywanie! Kresowa nic dodać nic ująć , lepiej bym tego nie opisała. Są takie dni gdzie kozioł wyczuwa naszą słabość każdy wie kiedy i wtedy to dominuje ;) Za to ja mam teraz kozła An i ani razu nie miałam z nim problemów, nic nie niszczy nie walczy nie protestuje i oczywiście nie czuć go , oczywiście z bliska lekko zalatuje ale to pikuś w porównaniu do zeszłorocznego zapachu KUBY.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja jednak wolę umyć go wodą wybacz. Suche szampony jakoś mnie nie przekonują. A, szczęście, że Kuba nic nie niszczy i nie rozwala. Trafił mi się wyjątkowo grzeczny i spokojny egzemplarz. :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wodą to ja bym się bała. Nawet tutaj w Anglii gdzie trochę cieplej teraz jest. Kozy to mimo wszystko zwierzęta bardzo wrażliwe na zimno i zaziębić je łatwo, a wtedy to już nieciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kuba już dawno wymyty. :-) Trafił się jeden wymarzony, słoneczny, cieplutki dzień jak na zamówienie. Głowa, broda, szyja, kark i nogi czyste. Już tak nie śmierdzi. :-) Za godzinkę na słońcu już był suchutki, troszkę więcej wiary we mnie dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń