Dzisiaj zaś obudziła mnie wczesnym rankiem ogromna ulewa, istne oberwanie chmury, wraz z grzmotami towarzyszącymi. Miły poranek, ze świadomością, że nie trzeba będzie iść z kozami na popas.
Martwiłyśmy się o los śpiącej pod namiotem naszej wizytantki (że też w języku polskim brakuje rodzaju żeńskiego do wyrazu gość! tyle trzeba nawymyślać dookoła-maciejowników), Anna nawet pobiegła w strugach deszczu ją wołać do domu, ale odpowiedziało jej milczenie. Dziewczyna spała smacznie jak aniołek i żadna burza nie była jej straszna, a w huku ulewy nie słyszała wołania. Jak się okazało nieco później.
Temperatura dość mocno spadła, wielka ulga po upałach, wilgoć jest także przyjemna po suszy. Około południa zaczęło się z lekka przejaśniać i nasza turystka, nadrobiwszy nieco chodnika na krosnach, ruszyła na zwiedzanie Białowieskiej Puszczy.
Witam:) znalazłam Wasz blog u Asi i przepadłam....do 1 w nocy czytałam od poczatku a i tak nie doszlam do końca 2010 roku...deszczyk sobie padał,ranek-4:30 obudził mńie chlodem i po porannych obowiazkach dalej do czytania...bardzo mi sie u Was podoba ,jesli można to się zadomowię na dłużej......serdecznie pozdrawiam Oczarowana Ania
OdpowiedzUsuńPozazdrościć tylko ulewy. Śląsk cierpi spalony i wysuszony słońcem. Co dzień chmury obiecują deszcz, i co dzień nie spada ani kropla. Kilka kropel, które spadło w ostatnią niedzielę rano, już po południu nie pozostawiło po sobie śladu.
OdpowiedzUsuńJak się zaklina deszcz?
Gość w rodzaju żeńskim to gościówa. :-)
OdpowiedzUsuńDobry namiot i świetny sen - tylko pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńTeż czekam na chłodniej i burza by się przydała ale najbardziej wszystko tęskni za powolnym, monotonnym, trzydniowym deszczem. Ja także.
Gościówa to jak teściowa, kojarzy się... ;-)
OdpowiedzUsuńZaklina się korowodem ludzkim i śpiewem w kole. Albo paląc kości ptasie, wcześniej poświęcone.
Pozdrawiam, ES
I u mnie deszcz by się przydał...
OdpowiedzUsuńO, jak dobrze że u mnie ten etap remontu i dach skończony!
OdpowiedzUsuńPrzyjedziesz odebrać?
OdpowiedzUsuńES