2 maja 2013

Od Wielkanocy do Wielkanocy

Jakaś majówka podobno nadchodzi, ludziska nogami przebierają w miastach, grillować im się chce. Na naszej wiosce raczej przygotowania widać, do Wielkanocy. Głównie po intensywnych dymach z komina, świadczących o kulinarnych zatrudnieniach gospodyń. Świnki już padły te, co miały paść jakiś czas temu. U nas z tej okazji jeno słonina się soli.
Ale i Annę wzięło jakoś tak świątecznie. Bo śledzia kupiła na jutro, gdyż Wielki Piątek wypada po sąsiedzku. Tak to, widać, z czasem człowiek przechodzi na podlaskie zwyczaje, świętuje dwukrotnie. A jak by się i dało to i trzykrotnie, a co!
Ja zaś kaczkę wyjęłam z zamrażarki na pieczeń. Miała być na katolicką Wielkanoc, ale przez pomyłkę wyciągnęło mi się wtedy udo koźlęce, co poznałam dopiero po rozmrożeniu. Było przepyszne, a teraz kaczka trafi na Wielkanoc prawosławną, balans determinacji istnieje.
Póki co jednak o świętowaniu jedynie pomarzyć można. Bo nasz dzień pracy zaczyna się rano i trwa do 19 albo i 20.
Zbudowałam nowe grządki wzniesione, w większości już zostały obsiane i obsadzone (jedna długa ziemniakami, druga selerami, no, i na razie kilka pomidorów pod folią). Rukola ruszyła w dwa dni po posianiu w folii i rośnie w oczach. Zielenią się pierwsze zioła, lubczyk, odżywa tymianek, kiełkuje mięta, wystartował czosnek, który tak kiepsko obrodził w zeszłym roku, że go zostawiłam w glebie przez zapomnienie, i tym razem dostał przyspieszenia, oraz czosnek niedźwiedzi i trochę szczypiorzy się posadzona cebulka.
Anna walczy w lesie z gałęziówką. Dzisiaj wzięła mnie do pomocy i wyniosłyśmy większość pni sosnowych, oczyszczonych siekierką, na kupy przy brzegu drogi. Leśniczy już pośpiesza, może chce się przed świętami wyrobić z pomiarami.
Na dokładkę powalczyłyśmy po południu z kącikiem kuchennym na górze. Wycinając pracowicie dziurę w drewnianym blacie pod zlew i podklejając nogi meblom i krzesłom poślizgowym filcem.
W tym wszystkich pracach istotne są kaczęta, przebywające jeszcze - z racji chłodów nocnych - w wielkim pudle w kuchni, które karmię co godzina michą karmy (kasza, ziemniaki tłuczone, siekane zielsko, z dodatkiem osypki). Na noc pakujemy owo pudło na ciepłą jeszcze płytę kuchenną. Skoro świt kaczusie budzą się i budzą nas, stukając szybciutko dziobami w tekturowe ścianki swego mieszkanka. Jeść, jeść!

4 komentarze:

  1. Twój opis kaczuszek w pudle przypomniał mi mojego Wujka - ś.p. - i kurczątka, które hodował w kartonie w kuchni - też ! - a one tak fajnie popiskiwały i pukały dzióbkami w karton :-)))
    Pozdrawiam wiosennie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewo,ja codziennie z niecierpliwością czekam na Twojego posta(i nie kadzę tu,broń Boże),wychowywałam się na wsi u moich dziadków i głęboko w sercu zachowałam te cudowne chwile prawdziwego życia!Dzięki Twoim postom na nowo wszystko odżywa! I marzy mi się powrót(na starość) do korzeni. Pięknie opisałaś dzisiejszy dzień:)-pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja kaczek musze dokupic, bo mam popyt na jaja...

    Swietowanie u mnie - nie swietowanie, bo i nasza cerkiew obchodzi w/g nowego kalendarza, obchodzila wiec kiedy bylam w drodze do Polski, no i tyle mam z tych swiat...

    Ale na wlosci coraz blizej, jak na razie mieszkam juz bez wody biezacej i pradu w ciagu dnia ;-)))

    pzdr
    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój dzień wygląda nieco podobnie, chociaż na "polu" robię dopiero po południu, kiedy to we dwójkę pojechać możemy na nasz skrawek ziemi. W dzień mam dom i rozsady na głowie. No i stado ćwierkaczy, które darły się jeszcze chwilę temu na deszcz. No i pada... wręcz leje :(
    Żałuję tylko, że nie mogę kur hodować na działce... Zarząd nie pozwala... szkoda, bo na jajka od zdrowych kur mnie nie stać :(
    Zazdroszczę ziół. U mnie dopiero zaczynają kiełkować na zielniku. Strasznie wolno im to idzie, ale mam nadzieję, że jak zrobi się cieplej, to im się pojawi większa chęć do życia.
    Zazdraszam wiejskiego życia, zazdraszczam, choć wiem z czym się to wiąże, bo dorastałam na wsi, pomagając w żniwach, sianokosach, wykopkach i przy pracach bliżej domu. Wiem też, jak mróz maluje paprocie na szybie, kiedy piec wygaśnie w nocy, w zimie ;) i jak się wtedy nie chce wyłazić spod cieplutkiej pierzyny :P
    Pozdrawiam wiosennie :)
    tatsu

    OdpowiedzUsuń