Noc sylwestrową spędziłam jak zawsze przykładnie, we własnym łóżku, obłożona od góry i z boków kocią rodziną. Czyli Łaciem, Kluseczką i Kicią. Nic już, żadna siła nie jest mnie w stanie poderwać do zbiorowych obłędów, gdy nie czuję ich sensu ani osobistej ochoty na zabawę. Mieszkamy na tak cudownym zadupiu, że o północy żadne huki-błyski nie straszą, ani zwierząt, ani śpiących ludzi.
Za to od rana odniosłam dziwne wrażenie, że coś się zmienia.
Po pierwsze i najważniejsze, kury zaczynają się z wolna nieść. Codziennie są dwa jaja w gnieździe, od świąt. Bardzo mnie to cieszy, bo już się stęskniłam za jajkiem na miękko i na twardo albo jajecznicą. Ania od czasu do czasu kupowała dziwnie brązowe "jaja z biedronki", których nienaturalny wygląd nie budził wcale mojego apetytu. Ot, używała ich do ciasta i naleśników, tyle.
W ogóle zelżenie mrozów i temperatura oscylująca wokół zera stopni Celsjusza wprawiła cały drób w wiosenny nastrój. Próbuje już grzebać ziemię w miejscach odsłoniętych ze śniegu, wychodzi na żer do lasu, gdzie z zapałem skubie resztki mchu czy starej trawy wyglądające spod śniegu. W ogóle domieszka gleby, ziemi, piasku w ich codziennej diecie jest bardzo dla nich wskazana, lepiej trawią i mają z czego budować skorupki jaj. Gusia zaś paraduje po drodze, co rusz wachlując skrzydłami, niby orlica. Widzę, że też szuka piasku, co dobrze rokuje względem przedwiosennej jajeczności.
Po drugie, zjawili się niezapowiedziani goście i był dobry telefon od bliskich ludzi.
Sąsiad zza lasa powrócił na Podlasie, nie dał się losowi odstraszyć, osiadł na razie w wynajętej chatce i zaczyna organizować swoje sprawy. Nas też to trochę wciąga, bo siedzimy w kwestiach budowlano-remontowych i tutejszych od paru ładnych lat. Ale zawsze mi dziwno, gdy ktoś zaczyna od początku. Nie wiem, czy doświadczywszy tego, co do tej pory w wyżej wymienionej dziedzinie, pisałabym się jeszcze na nowy początek. Tyle to sił pochłonęło, i uwagi, i czasu, i zabiegów. A, przypomnę, wciąż podstawowe rzeczy nie są skończone, wiele pozaczynanych, rozdłubanych... Zejdzie nam jeszcze ze dwa lata, przy tym tempie jakie mamy.
Pogwarzyliśmy zatem o sprawach konkretnych i o magii Podlasia też. Że mimo wszystko chce się wracać do tego bezludzia, puszczy, autochtonicznych plemion, dialektów i codziennej biedy, znoszonej z uśmiechem na gębie.
Bo potem wpadł jeszcze wioskowy chłopak i zeszło nam na noworocznych pogaduszkach, co u kogo nowego i jak się ma.
Wszystko w absolutnej trzeźwości, bez nawet myśli o radowaniu się na siłę. Pełna kultura.
- Ech, ja by las posadził, tam, gdzie mam ten kawał nieużytku, tysiąc sześćset bym brał za hektar na rękę, opalałbym się latem pod drzewami i grzybów bym jeszcze nazbierał, ech, żyć nie umierać! - prawił Iwan z rozmarzonym uśmiechem. W końcu czapkę nacisnął i rzekłszy:
- No, to lecę do chaty, może trafię, może nie! Szczęśliwego! - wyszedł.
- Nawzajem, Iwanuszka, pozdrów swoich!
Witam w Nowym roku!Ja spędziłam sylwestra podobnie w łóżku z kotami chyba z 7 z 13 na mnie i obok leżało.Z tym ,że u mnie strzały zaczęły się już gdzieś koło 17.Koty w tym roku na szczęście w panikę nie wpadły i tylko Pikuś trochę zębów pokazał.Zazdroszczę błogiego spokoju i miejsca zamieszkania.Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńNajlepszego w Nowym Roku , a zdrowia - przede wszystkim !!
OdpowiedzUsuńAnia B.
Zmiany idą :)))
OdpowiedzUsuńJa w sylwestra oczywiście spałam, toż trzeba było wstać rano do koni :)))
Wszystkim Wam życzę, rzecz najjaśniasza, aby w tym roku udało się Wam co najmniej dopiąć osobisty budżet na zerze, bez żadnych pożyczek i kredytów, albo i nawet, aby starczyło na jakiś prezent dla siebie i bliskich! Niechaj każdy postara się w swoim własnym maleńkim zakresie dobrze gospodarować tym, co ma i ważyć rzeczy, czyniąc je równymi - jako prawi pewna mądra stara księga losu. A wtedy zmiany, które muszą nadejść, bo one idą, będą jak fala, na którą wskoczymy, a nas nie zaleje, jako tych, co bezmyślnie łudzą się, że nie przyjdą nigdy. Szczęśliwej trzynastki wszystkim Czytelnikom i Czytelniczkom tego bloga, życzymy z całego serca, E. i A.
OdpowiedzUsuń