21 stycznia 2013

Koci salon

Życie jest na ogół smętne, nudne, nijakie, jeśli brakuje w nim wyników codziennej pracy własnych rąk i satysfakcji przyjmowanych całym ciałem, bodźców sensorycznych. A więc widoków przyrody za progiem i oknem, zadowolonych zwierzaków wokół, zaspokojonych apetytów własnoręcznie wyprodukowanymi i przyrządzonymi potrawami, ogrzanego ciała w zimowe mrozy. Naprawdę, nic więcej do szczęścia nie potrzeba, ani człowiekowi, ani zwierzęciu. Istotom biologicznym, z krwi i kości.
Z wolna porządkujemy rzeczy wokół siebie, wiedząc, że pewnie długo jeszcze będą bez ładu ni składu. Anna odgruzowała trzeci pokój, najchłodniejszy w domu, i latem i zimą, stąd wymagający jeszcze wykończenia (i choćby dodania jeszcze jednego kaloryfera). Przeniosła do niego nasz plazmatyczny telewizor, stojący raczej bezużytecznie w głównym pokoju i uruchomiła jakieś nagranie filmowe. Rozsiadłyśmy się razem z uszczęśliwioną Kicią (której się pewnie jakieś miejskie klimaty przypomniały) na sofie naprzeciw ekranu, przy zapalonej lampce nocnej, robótce na drutach i swojskim winku na stoliczku, i tak nam jakoś minęło całe popołudnie i wieczór. Przy jakimś "Makrokosmosie" i "Avatarze", gdy zeszły się do nas wszystkie koty i pies, a Kluseczka z zapałem próbował polować na lecące tysiące kilometrów dzikie gęsi.
Dla większości Czytelników tego bloga to zapewne nic dziwnego, ot, codzienność. Tymczasem dla mnie było to jak urlop na palmowej wyspie po wieloletniej ciężkiej pracy w kopalni.
Zaczynam powolutku myśleć na temat wystroju wnętrza, przynajmniej owego pokoju, no, jeszcze jadalni. Tu   muszę się przyznać, że liznęłam niegdyś nieco z chińskiej prastarej wiedzy feng-szuei, z dodaniem do niej znajomości symboli naszej zachodniej kultury, dlatego od razu przy takich pomysłach, uruchomiły mi się przypomnienia i wnioski z przeszłości.
Wielu ludzi nie dba o wystrój wnętrza w ogóle, zostawiając go przypadkowi i innym ludziom. Jedni naśladują wzory podpatrzone u innych. A inni zajmują się wystrojem za bardzo i bez znajomości magii tego przedmiotu, opierając się albo na modzie, powszechnych gustach, trendach, albo na chęci zaimponowania znajomym i sąsiadom.
Tymczasem Wiedza jest jednakowa w każdym przypadku i podpowiada niesamowitości na bazie prostych podstaw, czterech kątów, okien, drzwi, kierunków świata, otoczenia domu. Nie lubię obcych kulturowo symboli porozwieszanych na ścianach, porozstawianych po kątach. Chyba, że ktoś chce się przenieść w ten sposób w ukochany i upragniony przez siebie krajobraz, epokę i wie co robi, czuje każdy szczegół. Przypadkowe obrazy zawieszone na ścianie mogą niekiedy bardziej zaszkodzić, niż dać zadowolenia. Dzieje się to wtedy, gdy ktoś nie ma pojęcia jakie energie są przez nie generowane.
Zrobiło mi się to po przestudiowaniu w medytacji wszystkich kart tarota. Zaczęłam czuć obrazy, kształty, kolory całym ciałem. Wiele z nowoczesnych artystycznych dzieł budzi we mnie niepokój, lęk, czasem wstręt. I zdumiewa mnie, gdy ktoś chce sobie coś takiego powiesić w salonie, albo - o zgrozo, w sypialni. Obrazy impregnują się w podświadomości jak odbitki wzorów numizmatycznych na monetach. A z czasem realizują w rzeczywistości.
Pamiętam, jakich wstrząsów doznawałam przy oglądaniu np. malarstwa Zbigniewa Beksińskiego. Byłam swego czasu na kilku dużych wystawach i stwierdzam, że tego rodzaju malarstwo kompletnie nie nadaje się do ludzkiego mieszkania, do codzienności i jedynie zneutralizować zawartą w nim magiczną moc może kościół, albo sala muzealna w jakimś starym zamku.
Dzieciaki, młodzież szaleją bardzo często z symbolami i kolorami na ścianach swych pokoi. Po części tłumaczy te szaleństwa trudny wiek dojrzewania, który przechodzą, ale - uważam, że - gdyby choć w części znali oddziaływanie tych kształtów na realne życie - wielu obrazów, plakatów, znaków, nie umieściliby sobie na ścianie, tam, gdzie pada wzrok zaraz po wstaniu z łóżka.
Prosty rysunek kredką zrobiony na kartce przez dziecko więcej mówi o nim, jego problemach, zaletach, talentach i drodze życiowej w przyszłości, niż wielogodzinna psychoanaliza czy seans wróżbiarski.
Inna rzecz to kwestia świadomego wpływania umieszczonymi w odpowiednich miejscach domu symbolami, kształtami, kolorami na swoje życie. Generowania zaplanowanych zdarzeń i zmian w życiu. Bo taki jest kolejny etap owej Wiedzy, najpierw odczyt, potem projekt i wpływ na przyszłość.
Swego czasu pasjami przesuwałam meble w swoim domu, zawieszałam obrazki, symbole tu i tam, w zgodzie z kierunkami, kątami i obliczeniami numerycznymi wnętrza. Oraz horoskopem urodzenia. I przez wiele lat zmiany nie przychodziły, albo szły bardzo powoli, zbyt wolno, aby się z nich ucieszyć. Można było zwątpić w zasady Wiedzy, w słuszność takich rozwiązań.
Aż wreszcie nadeszła nagle wielka przemiana, i za nią posypały się następne. A główną jej zasadą była zmiana miejsca, opuszczenie dotychczasowego. Nic, dosłownie nic w tamtym miejscu pożądanego spotkać mnie już nie mogło. Jak chyba słusznie wywnioskowałam przyczyną było usytuowanie domu, działki, rozkład cieków, oraz powiązań z kształtami domów sąsiadów. Wewnątrz swego mieszkanka wygenerowałam jednak tak mocny promień, że wysadziło mnie z niego wreszcie raz na zawsze w inną przestrzeń.
I tak wylądowałam na Podlasiu...
I czeka mnie kolejne oznakowywanie swojej przestrzeni. Muszę przyznać, że przez te lata trudnego życia na walizkach odwykłam od uporządkowanych wnętrz, i nawet ozdób. Jedynym źródłem ozdób i obrazkowych symboli jest w naszej chacie nadal ekran komputera, albo okładka książki położonej na biurku. I być może, gdy sprawy przemyślę, zrezygnuję z obrazów, jakichkolwiek w ogóle? Nie będę taką decyzją zdziwiona. Bo jak na razie żadna potrzeba w określonym kształcie i kolorze nie pojawia mi się w umyśle.
Oprócz obecności kocurów, Kici i psa wokół, tworzących żywą atmosferę. Generującą przyjemność i miłość codzienną samą przez się.
Ot, "koci salonik" się z tego robi sam.
Inne przyjemności: dzisiaj zlałam ocet jabłkowy do butelek, wyszło prawie 7 litrów tego kwaśnego specjału. Używam do sałatek, mięs, sodki do picia, konserwowania warzyw, grzybów , no, i mycia łazienkowych i kuchennych sprzętów.
Anna zaś upiekła jak co dzień chleb w piecu i od święta ciasto z kremem.

11 komentarzy:

  1. Od kiedy "ustawilam" mieszkanie wedle zasad feng shui, wszystko mi zaczelo "dzialac" - niektore sprawy od razu, inne po jakims czasie.
    pzdr
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odczułam na sobie, że obrazy na ścianie mogą straszyć (nawet nie obiektem, a zestawieniem barw), przytłaczać lub rozbudzić wyobraźnię. U mojej babci wisiał na ścianie ogromny obraz przedstawiający leśną drogę - godzinami potrafiłam się w niego wpatrywać i domyślać co jest za zakrętem. Na ścianach mojego domu wiszą portrety rodzinne: i bardzo stare i współczesne oraz pejzaże - moje ciągle niespełnione marzenie o przestrzeni i bliskości przyrody. Trzeba uważać, by nie zatruć wyobraźni obcowaniem z widokiem rzeczy złych i przytłaczających.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mojej Babci też była na ścianie leśna droga... Sosny po bokach... U mnie natomiast dominują, jak nietrudno się domyślec, konie. I ikony.

      Usuń
  3. A mojego mieszkania wg.feng shui ustawić się nie da no przynajmniej łatwo.Łazienka w złym miejscu, sypialnia też w dodatku z wnęką i akwarium w ścianie.A dom z gankami przypomina kształtem prawie krzyż.Jednym słowem zgroza. Poza tym ja jako człowiek zachodu w ogóle powinnam się z tego mieszkania wyprowadzić bo jest skierowane na wschód.Szkoda mi pieniędzy na tak gigantyczny remont i po prostu staram się zapomnieć o feng shui i żyć dalej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy mógłby mi ktoś naświetlić sprawę Feng-shui lub odesłać do dobrych stron, czy książek, gdzie są opracowane porady dla zupełnych laików? Bo od jakiegoś czasu wszystko nam się wali, jak WTC... szukam rozwiązania, bo za chwilę albo się pozagryzamy, albo zdechniemy z głodu... :(
    Z góry dziękuję za pomoc...

    OdpowiedzUsuń
  6. Tatsu, nie korzystam ze stron, ot, trochę książek przeczytałam, z paroma osobami rozmawiałam, kilka lat eksperymentowałam. Jak ci się wali, to pewnie już na przestawianie mebli niewiele jest czasu. Zmiana się pcha i trzeba ją wpuścić w życie, otworzyć się i zaufać losowi. Przeważnie nigdy nie jest tak strasznie, jak się myślało. I to czemuś służy.
    Ale na wszelki wypadek rozejrzyj się, czy nie ma wokół ciebie jakichś smętnych, ciemnych, zbyt poważnych albo zbyt agresywnych symboli wiszących na ścianach, stojących w kątach. Znajdź coś, co przynosi ci ulgę i kojarzy ze spokojem i to wyeksponuj.
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego, ES

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestawianie mebli na razie nie wchodzi w grę. Po prostu nie ma na to miejsca. Na wymianę mebli nie ma pieniędzy... na wymianę mieszkania też..
      Smętne w kolorze są same meble: czerń, czerń i trochę ciemnej czerwieni (bordo), więc chyba nic nie da się zrobić...

      Usuń
    2. Zawsze można ożywić kolorowymi dodatkami, serwetki, naczynia, kwiaty (muszą być świeże, a najlepiej żyjące i starannie podlewane). Wesołe makatki albo kolorowy uspokajający widok, pejzaż wiszący na ścianie. Trochę pomysłu. I już się nieco zmieni wydźwięk i ton.Dobrze robi tez wyrzucenie wszelkich nieużywanych gratów i ciuchów z szafy. To robi miejsce dla nowego. ;-)
      Pozdrawiam, ES

      Usuń
    3. A ciuchy to już z mężem segregujemy przy okazji totalnego sprzątania mieszkania. Serwetek nie mam gdzie wieszać, czy kłaść... dość spartańskie mamy wnętrza ;)
      Kwiatów mamy sporo - jest zielono. Co prawda nie wszystkim pasuje ciemny pokój (jest od wschodu, więc światła w nim niewiele za dnia i bardzo szybko robi się ciemno), ale im bliżej okna, tym piękniej rosną.

      Usuń