6 grudnia 2011

Kiełbasiane doświadczenia


Kiełbasy wyszło w tym roku niewiele, z pięć kilogramów, bo mam apetyt na pasztet i ambicję go zrobić niedługo. Nieco przesolona, ale daje się zjeść. Udało się ją uwędzić w tej naszej nieszczęsnej wędzareczce, choć niedostatecznie. Praktyka jest taka, że do wędzenia kiełbas najlepiej nadaje się stara metalowa beczka, albo skrzynia z blachy. Blacha rozgrzewa się szybko i mocno, powodując to, że wędlina dodatkowo spieka się i nie trzeba jej już parzyć, tak jak po wędzeniu w drewnianej wędzarni. Sparzyłam potem całość wrzącą wodą z czajnika, ale i to było za mało. Trzeba by, tak jak moi dziadkowie, zagotować wody w wielkim garze na kuchni i po wyjęciu pęt z wędzarki jeszcze na kiju zanurzyć je w owym garze na kilka minut. Gotuj jednak tyle wody w garze, paląc od rana pod płytą! Mojej babce chciało się, bo całą świnię z dziadkiem przerabiali i woda potrzebna była jeszcze do innych rzeczy. Zatem zastosowałam sposób pani Marusi. Jedna część niedoparzonej kiełbasy poszła na blaszkę i do pieca ścianowego, już po wygaszeniu w nim ognia. Na 10 minut. Wyszła super. Druga część prosto do zamrażarki, na surowo, potem będzie do żuru, czyli zalewajki, jak znalazł. A trzecia część zawisła na haku na piecu ścianowym, gdzie schnie.
A poza tym pogoda dopisuje. Trochę padało nawet. Wciąż c.o. nieuruchomione, bo nie ma potrzeby. Wystarcza scianówka i płyta, na której codziennie kozie ciućki warzę z ostatniego tegorocznego mleka.

2 komentarze:

  1. Mogę podpowiedzieć nieśmiało, że kiełbaskę parzy się w temp. 70stopni, wiec nie trzeba zagotowywać wody, choc przydałby się taki specjalny termometr :) Ale pomysł z wygaszonym acz jeszcze ciepłym piecem mi się bardzo podoba. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, źle napisałam, ale w praktyce trzeba trzymać gar na piecu i palić długo. ;-)

    OdpowiedzUsuń