11 listopada 2011

Święto Niepodległości na wsi

Tak ważne numerologicznie dni z jedynkami, dwa pod rząd, a my zamiast na jakiś Marsz albo z Oburzeniem takim i owakim patrzeć jak się ludziska nawalają za i przeciw, w niewierze w koniec świata tak szybki i kontrolowany, do roboty!
Ciężkiej, fizycznej.
Oj, tyle zostało zrobione, a tak mało wciąż widać rezultatów...
Ania załadowała wczoraj całą przyczepkę gnojem, wywiozła ją na nowe poletko i rozrzuciła ów żyzny ekstrakt widłami. Na skrawku pod brzeziną, na którym umyśliła posadzić truskawki. Skopała też grządki pod folią, łącząc glebę z nawozem.
A wieczorem zabrałyśmy się wreszcie za KISZENIE KAPUSTY! Nieco zbyt późno, bo zwyczajowo robi się to pod koniec października lub na samym początku listopada. Ale lepiej późno, niż wcale, prawda?
Ania starła kapuściane głowy na specjalnej tarce, ja wymieszałam je w miednicy razem z solą, startą marchewką i kminkiem, a potem mieszankę załadowałam do beczki (plastikowej, wyłożonej specjalnym foliowym workiem), ubiłam pałką, przycisnęłam całość deseczką i kamieniem i zakręciłam beczkę. Stoi na razie w rogu ciepłej kuchni, aby temperatura wsparła procesy fermentacyjne, a za co najmniej tydzień, może 10 dni, przeniesiemy ją do piwnicy. Kapusta ma się tam dobrze, nie zamarza zimą i o to chodzi.
Dzisiaj od rana zaś Ania walczyła w ogródku przydomowym. Razem ze mną, z większą flegmą wyległą na boży świat z ciepłego domku.
Zebrałam wierzchni humus na powierzchni grządki, która ma stać się truskawkową, a Ania nakładła na nią pierwszą warstwę drewnianych patyków i starych korzeni, przesypując je liśćmi, obficie spadającymi wokół naszej chaty z klonów, akacji i olchy. Kiedy grządka uzyska już odpowiednią wysokość przyjdzie czas na inne specjały gleborodne.
Ponadto wykopałam trzy dołki i wkopałyśmy trzy kolejne słupy pod ogrodzenie frontowe. Zdjęłyśmy też resztę starego płotu i Ania pocięła go na krajzedze do palenia. Kurczę, dębowy 50-letni płot, słupki i przęsła wytrzymałyby jeszcze z 10 lat, gdyby nie sparciałe sztachety i ogólne pochylenie starcze.
A na koniec dnia... stopiłam kilka startych na drobno serów żółtych, które odłożyłam kiedyś na bok do lodówki, a to, że skórka wyschła i pękła, a to, że jakaś pleśń nieciekawa się wdała, a to, że serwatkowały zbyt długo, wraz z odpowiednią ilością twarogu, także pięknie zgliwiałego. Do tego soda, żółtko, trochę masła i kminek jako przyprawa. Zlałam do miseczek kolejny zapas świetnego żarła. Ania podjadła z chlebem na ciepło, jak najsmaczniejsze fondu, i dzieląc się szczodrze z Łaciem - nałogowym serojadem i smakoszem.

11 komentarzy:

  1. Już chciałem napisać, że myśmy się jednak opier..li, czyli świętowali - ale w sumie, to nie wiem, czy to prawda: bo przecież posprzątałem pod wiatą jak co dzień, dwa konie przejechaliśmy, siana przywiozłem, no i - w przewidywaniu pierwszego tej zimy solidniejszego i nie przygruntowego już tylko mrozu tej noc - ocieplaliśmy, co tam jeszcze do ocieplenia zostało. I tak dzień zleciał - ani nie wiem, kiedy..?

    OdpowiedzUsuń
  2. No widzisz - w pierwszym odruchu pomyślałam, że trzeba było tą przyczepkę gnoju jakąś armatką dziś w tych krewkich demonstrantów. Ale w drugim, że szkoda tak cennego ekstraktu na niektórych. Niech jednak ziemię odżywia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Arturze, nie, nie wywiesiłyśmy, bo nie mamy i nigdy nie miałyśmy. Flaga wisząca w lesie dziwacznie wygląda. Nie wiem jak było na wiosce, ale na naszym Manchatanie nikt tego nigdy nie robi. Ale były urodziny jednej gospodyni, więc świato pełną gębą prawdziwe. A, i patrol policji zajrzał koło południa, żeby chyba wioskowe plemię troglodytów odhaczyć w protokole, że skontrolowane z okazji święta. Chłopcy jednak pona...dalali się dwa dni wcześniej i teraz odsypiali spokojni jak baranki, lecząc drobne rany i uszkodzenia ciała. Jeśli są jakimiś patriotami to tylko swojej walącej się zagrody, jeśli partyzantami, to w okolicznym lesie, gdy uciekają przed urzędnikami (albo pracodawcami)...
    BoskoWolny: aj, i ja bym chciała poświętować od czasu do czasu, tj. znaleźć pretekst do leniuchowania, ale gdy ma się koło siebie tak czynną i aktywną osobę, to trudne jest, po prostu niemożliwe. Gdzie czasy słodkiego miastowania? ech... rozmyślań, pilnych zajęć inteligenckich przy komputerze, filozofowania, lektur, wykładów, zwiedzania wystaw i kulturalnego wysławiania się od rana do nocy? Znikły, nie ma ich. Teraz pracuję świątek piątek, nie ma wolnych popołudniówek nawe, nie mówiąc o wolnej sobocie i niedzieli. Wsio robota, taka czy inna, na okrągło.
    Goocha, nie wiem o czym mówisz... jacy krewcy demonstranci? U mnie spokój i cisza.
    Pozdrawiam
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie spokojnie, jak zwykle - całe miasto utopiło się w wódce, i dziś próbuje się wygramolić na brzeg.

    OdpowiedzUsuń
  5. a ten ser z resztek to mi wygląda na taki niemiecki ser gotowany. Konsystencja trochę rzadsza niż topionego i też z kminkiem. Smaczne!

    OdpowiedzUsuń
  6. @Kresowa:
    na zdjeciu widze bardzo fajny quilt. Ktoras z was robila moze?

    OdpowiedzUsuń
  7. Naszapolano, tak, podobnie się go robi jak sławną śląską hauskyjzę. Z tym wyjątkiem, że pcham do niego także żółte sery, świeże, albo wędzone, oprócz twarogu, zjełczałego i świeżego. Podpowiedział mi to Gieno Mientkiewicz i sprawdza się, ser jest w smaku wyśmienity.
    Futrzaku, to dawne hobby Ani, jeszcze warszawskie, szycie patchworków. Tu na razie czasu nie ma, wyparły je chodniczki. ;-)
    Pozdrawiam
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak, patchworki to pracochlonne hobby. Ale czasem cudenka mozna wyczarowac :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli jest tu ktoś zainteresowany tematyką Świeta Niepodległości to zapraszam http://tiny.pl/h123q

    Uwaga - fakty przedstawione są niezbyt przyjemne.

    W tym kraju robi się syf - zatem może rację ma futrzak wybierając emigrację?

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten syf już dawno jest zrobiony, zorganizowany i stosowany. To się zaczęło wraz z nadejściem ruskich w 45. I nigdy się nie polepszyło, chyba, że "dla nich". Teraz "jedynie" wychodzi na jaw, dzięki internetowi i mobilizacji obywatelskiej. Akurat myślę, że to dobry objaw. Czas gazetek drukowanych w domach i powielanych ręcznie przeminął.
    Pozdrawiam
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń