Zginął uratowany spod dzioba koguta kurczak... od tamtego czasu pasł się zawsze w pewnym dystansie do stada. Zniknięcie bez krzyku i śladu wygląda na pojawienie się psa... brak jednak jakichkolwiek dowodów ani świadków, żeby interweniować u właściciela.
A dla odmiany Gusia znów uniknęła końca swego świata. Anię już zaczęło mocno denerwować to wrzaskliwe i brudzące ptaszysko, wtrącające się w każdą rozmowę na podwórzu, czy to z kimś przybyłym, czy z komórkowym rozmówcą. A że ładnie przytyła i wygląda na tłuściutką gąskę, z której można by garniec leczniczego smalcu utoczyć, to się i apetyt znalazł na rosół i pasztet. Trochę kwękałam, ale w końcu już prawie ustąpiłam. Tylko jakoś tak prosiłam w sobie po cichutku Los, aby jednak to się nie stało, co ma się stać. Zjeść łatwo i szybko, ale wychować tak zabawną ptasią istotę trudno. Hm, no, i... klasyka.
Gusia zaczęła się nieść! Wczoraj zniosła pierwsze jesienne jajo. Egzekutorka zmiękła, bo z gęsich jaj robi ciasta i naleśniki, a wydmuszki ozdobia na wielkanocny stół. Do tego z jajami krucho się teraz zrobiło, bo tylko jedna kokoszka się niesie i to co dwa-trzy dni. Reszta zmienia upierzenie. Więc te gęsie jak znalazł zaspokoją nasze przedświąteczne potrzeby.
Znakiem tego będzie jeszcze ciepło. I drugim znakiem, wyrok odroczono. Na święty nigdy. (No, chyba, że kryzys nagły się zrobi i głodem będziemy przymierać).
Poza tym Ania wywiozła na nowe poletko ostatnią już przyczepkę gnoju, z czwartego koziego boksu, i rozrzuciła go przy pomocy taczki i wideł. Trafił się także majster, który podjął się nam stary wóz konny zreperować, i załadowaliśmy w czwórkę z sąsiadami przodek na przyczepkę, przedtem stary dyszel obciąwszy od niego piłą.
- He, jak wóz będzie to może i kuń się znajdzie? - zaśmiałam się.
I pajechali!
o nie! Gusia musi zostać, to najmilsza gęś jaką poznałam i najbardziej rozmowna. Co prawda jadłam ostatnio gęsine ze smakiem, ale Gusi jakoś szkoda:( Ona przyszła nam powiedzieć dzieńdobry razem z Kolą jak spaliśmy u Was pod namiotem...
OdpowiedzUsuńHe. Gusia-dreptusia... Największą jej wadą, może w sumie jedyną nie do okiełznania jest fakt, że ulubiła sobie zasiadywanie na ganku przed drzwiami do domu. Steruje stąd całym podwórzem i wszystko widzi. A ty wychodzisz i jak nie uważasz to lądujesz prosto w zielonej kupie, którą ona obficie zdobi podwoje i wycieraczkę. He, he. Łoj, nieraz już siekierka się na jej szyjkę ostrzyła za to. ;-) Ewa
OdpowiedzUsuń