Wykopałam dwa ostatnie dołki pod słupki na płot. Cały czas suchutki miałki piasek. Od tak dawna nie padało! Mimo suszy mgły wieczorne i poranne sprawiają, że roślinność jest dostatecznie nawilżona.
Nawiozłam też kilka taczek liści i wysypałam na warstwie nawozu, którą ułożyła wcześniej Ania, po czym narzuciłam na liście zdjęty wcześniej humus. Grządka pod truskawki zbudowana.
Zaraz potem lunął deszcz. Krótki ale intensywny.
Kozy już dają nam odpocząć. Wychodzą na dość krótki spacer po lesie, gdzie żywią się spadłymi liśćmi i zabawiają ogryzaniem gałęzi poszycia. Wracają po godzinie z widoczną chęcią do obory na siano, ciężkie, powolne, rozleniwione.
Zasuszamy je stopniowo. Już tylko Gwiazdę i Lubaszkę doimy dwa razy, a Kazi i Dziuni wcale. W sumie dziennie jest najwyżej 3-4 litry mleka. Nadchodzą moje wakacje!
Miłych wakacji Ci życzę, należy się odpoczynek po cięzkiej wiośnie i lecie, teraz tylko drwa do pieca ładować i wygrzewać się :)
OdpowiedzUsuńalbo do ciepłych i słonecznych krain
OdpowiedzUsuńRafale, nie ganiam za słońcem, nigdy nie przepadałam za latem, upałem, owadami, lejącym się ciurkiem potem i ciągłym zmęczeniem. Może dlatego, że urodziłam się w bardzo mroźny dzień zimowy? Najprzyjemniejsza jest dla mnie zima, gdy tylko ma się dobry piec, szczelny dom i czym palić, a to sobie właśnie w życiu zorganizowałam. Nie ma to jak zima na Podlasiu, na wschodzie. ;-)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ewa S.