7 listopada 2011

Kozie złoto

Chłopaki piją, od dnia wypłaty renty lub gminnej zapomogi i są niewykrywalni dla pracodawców. Skrywając się w jakichś starych szopach albo w lesie za krzakami, gdy pójść z rana i próbować któregoś wyrwać z grawitacji kolejnej butelki.
- Dobra, ten się śmieje, kto się śmieje ostatni - stwierdziłyśmy. I do roboty! Poczeka się. Na akoholiczny głód i drżączkę.
Od dawna leżało odłogiem wywalanie gnoju z obory. Teraz stało się bardzo pilne, bo truskawki trzeba posadzić przed zimą.
Każdorazowo, gdy Księżyc przechodzi przez znak Barana zdarza mi się fizyczna zaprawa przy remoncie, budowie lub pracach polowych. Tak i dzisiaj się stało. Ania ładowała, a ja woziłam kozie złoto taczkami do ogródka, pod warzywne grządki, permakulturowo podwyższone (jak do tej pory zawsze opadają na jesień do właściwego poziomu, więc pewnie jeszcze wiele lat upłynie nim się wzniosą na stałe) i do folii.
Do 13 udało się nam boks Kaziuków oczyścić (1/4 obory). Łatwo obliczyć ile nam to jeszcze zajmie.

1 komentarz:

  1. Pocieszcie sie ze moja klacz wyrabia 160% normy produkcyjnej ;-) I jeszcze ja to na plecach nosze gdyz taczki nie posiadam :-))

    OdpowiedzUsuń