Jestem wielką miłośniczką czosnku. Jakby ktoś chciał mnie zapytać o ulubione warzywa, to na pierwszym miejscu wymienię czosnek, na drugim cebulę. Potem pomidor. I burak ćwikłowy. Papryka, rzodkiewka. Jak widać, reszta leci w czerwonym kolorze.
Tak już mam od urodzenia, zielone nie budzi mojego apetytu. Brokuły, sałaty, kapusta, fasola (oprócz czerwonej), ogórki mogą nie istnieć. Jadam je, oczywiście, ale zawsze z czymś czerwonym w tle.
Podobnie jest z owocami.
Chińczycy uważają, że każdy człowiek ma inny zestaw żywiołów zasadniczych (Słowianin w to miejsce powiedziałby: pierwiastków) w ciele, a zależy rzecz cała od horoskopu urodzenia. Obliczają to po swojemu, po chińsku. Ale i po naszemu można, i też się sprawdza. Wykoncypowałam na tej bazie, że uwielbiam jedzenie w czerwonym kolorze (ewentualnie w zbliżonych: pomarańczowym, żółtym, różowym) z tego względu, że posiadam kompletny niedobór pierwiastka Ognia w horoskopie. I w ten sposób podświadomie go sobie uzupełniam.
Teraz już możecie zrozumieć, czemu uwielbiam keczupy i czerwone sosy, najlepiej ostre. I czemu taka jestem wyposzczona. Zeszłoroczne skończyły mi się na Wielkanoc, od tamtej pory nic. I dopiero teraz, wreszcie! Zapasy podwajam zatem, żeby już się nie przejechać w zamysłach.
Ale dość o cudach tego świata. Przechodzę do meritum. Bo przecież trwa ciągle przetwarzanie jesienne, i nie odpuszczam, póki czas po temu. Keczupu już prawie 40 słoiczków w piwnicy stoi. Czas na sos czosnkowy, który małmazją nazywam (ktoś, kto podał mi przepis nazywa go musztardą, co nie oddaje w ogóle jego charakteru, bo nawet kolor nie ten). Właśnie dzisiaj go popełniłam. A przepis jest następujący:
Sos czosnkowy, czyli małmazja paprykowa
Składniki:
4 kg papryki słodkiej czerwonej, lub chociaż w przewadze czerwonej
3 duże główki polskiego czosnku lub 7 małych główek
1 szklanka oleju (najlepiej ręcznie tłoczonego, najlepszej jakości, ale jak nie ma, trudno)
Przyprawy:
1-1,5 łyżki soli
1 szklanka cukru
1 szklanka octu jabłkowego (gdy słaby, bo młody i własnej roboty to trochę więcej)
1 łyżka sproszkowanej papryki chili lub pieprzu cayenne
3 łyżki mąki ziemniaczanej
Paprykę wypatroszyć z środków i zmielić w maszynce do mięsa, najlepiej z sitkiem o małych oczkach. Czosnek zmiażdżyć, poczekać 15 minut, aby złapał smak na powietrzu. Dodać do papryki, razem z łyżką soli i szklanką oleju, wymieszać i gotować ok. 20 minut.
Teraz dodać cukier i ocet, oraz przyprawić na ostro. Dobrze wymieszać. Dodać mąkę ziemniaczaną, wcześniej wymieszaną osobno w odrobinie sosu, aby się nie zbryliła po dodaniu.
Chwilę podgotować.
Pakować do słoiczków na gorąco, bez pasteryzowania.
Z podanej ilości wyszło mi 7 słoików po dżemie.
Dzięki za przepis kradnę...:)
OdpowiedzUsuńCha! Zeżarłoby się. Ale. Za samo przerobienie takiej ilości czosnku w domu dostałabym eksmisję...
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że wcale tego nie czuć i chodzi mi po głowie, aby zwiększyć jeszcze dawkę czosnku w tym przepisie, bo go uwielbiam i jakoś czuję niedosyt.
UsuńZaintrygowało mnie to przeliczanie horoskopu na brak danego żywiołu. Trochę się interesowałam TMCh. Mogłaby Pani podsunąć mi więcej informacji na ten temat? Zakładam, że jeśli mnie ciągnie do delikatnych warzyw z przemiany Ziemi, to tego pierwiastka właśnie mi brak?
OdpowiedzUsuńByć może tak. Ale to trzeba by potwierdzić sprawdzając horoskop urodzenia i posadowienie planet w znakach. Jeśli jakiś żywioł nie ma obsady, to właśnie jedzenie o tym charakterze powinno się głównie spożywać. Ale organizm, jeśli go słuchać, sam to wie.
UsuńSztuczne trzymanie się na silę wybranych diet dość często nie wychodzi na dobre, na dłuższą metę zaczyna się pojawiać brak składnika, którego dana dieta może dawać mało, lub wręcz zabraniać. Znam takie przypadki, niestety, osób, które nie dają sobie przetłumaczyć.
Rzecz dawno temu badałam, nie mam już niestety tej książki, traktowała bodajże o medycynie tybetańskiej, ale i chińskiej.