18 czerwca 2013

Rolnicze biuro, czyli chłop zapieczętowany

Kulminacja dzieje się. Pogoda od rana skiepściła się na tyle, że umówiony człowiek do siana zrezygnował z koszenia dzisiaj. Niebo zasnuło się chemicznymi chmurami i zaniosło, choć dopiero po południu spadł raz jeden deszcz. Niedługo.
Było napięcie, bo niedawno dostałyśmy telefon, że będzie kontrola weterynaryjna w naszym gospodarstwie, pierwsza w ogóle. Gospodarstwo zostało wylosowane do tejże. Trudno. Anna przygotowała się, uporządkowała obejście i oborę, a na dzień wcześniej wezwała miejscowego weterynarza. Tenże pozbawił jąder nasze koziołki, obejrzał małego i Felicję (żadnego zapalenia nie stwierdził, dał jakiś proszek, ale właściwie już profilaktycznie w razie innych podobnych przypadków biegunek, bo sprawy się wyrównały ładnie dość szybko) i zakolczykował resztę kóz, kolczykami, które bytowały sobie dotąd w szufladzie.
Kontrolujący weterynarz na tyle się spóźnił, że Anna z tych nerwów zdołała pociąć na krajzedze kilka taczek drewna, aż wreszcie owa nasza machina po przodku zaczęła stawać i rzęzić. Jednym słowem, jest do remontu.
Sama czynność urzędowa trwała i trwała. "To głównie przewracanie papierów" - objaśniła nas znajoma rolniczka, która już niejedną taką kontrolę do swojej krowiny zaliczyła.
To wtedy spadł deszcz i ratowałam kaczęta, a Anna wypytywała urzędnika o różne przepisy i konieczności, aby zdobyć pogląd u źródła.
Dostała mnóstwo papierków i zaświadczeń.
Ma trzymać je przez lat pięć do wglądu.
Generalnie biu-ro-lnia.

4 komentarze:

  1. Ja tez sie dzis w Siemiatyczach poprzebiegalam korytarzami i schodami ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Też miałam taką kontrolę. Tydzień temu. Panowie papierów dużo wypełnili. Kawę wypili. Okazało się, że brakuje nam paru rzeczy w gospodarstwie, wyjątkowo potrzebnych zwierzętom. Czyli tablic z napisem "nieupoważnionym wstęp wzbroniony" ( to najważniejsze ), płynów i mat dezynfekcyjnych na wypadek zarazy, miejsc wyznaczonych do ich przechowywania, oraz, ogólnie, za mało mam papierów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Agato, stresu tyle co przed klasówką. ;-) Przynajmniej na razie. Nigdy nie wiadomo, jak się biurokratyczna bestia rozrośnie i czego jeszcze zażąda w zamian za pseudo-ochronę. Jak bierzesz kasę, to żądają. Trzeba rozważyć na ile owe żądania są zgodne z twoją drogą i wizją. To nauka. Kontynuować ową drogę, czy zawrócić? Albo przynajmniej nie pchać się w wyższe regiony zależności.
    Bo to jest przecież zależność. U nas na wiosce mówią wprost: "Jak za Niemca...". Choć wciąż pod sztandarami zdrowia, higieny i dobra wszystkich. Głupiego chłopa trzeba kupić, aby tabliczki wieszał, kolczyki w uszy wstawiał, płacił państwu zawczasu za coś co tylko może, ale nie musi się zdarzyć (masową zarazę np.). A z wolna tak go przycisnąć, że rzuci hodowlę w diabły, bo stosy papierów, obowiązków, grożby kary pieniężnej, wydatków ponad normę okażą się przeważające. Lub, ci co przejdą masowo na stronę biurokratycznej bestii sami go zgnoją, zabiorą niezakolczykowane stado, nie będą kupować jego produktów bez stępelka. Ot, co. To już się dzieje. Co jeszcze bestia zamyśla, gdy już wszystkich złapie w sieć? Strach się bać. Codex Alimentarius już wytyczne wytycza.
    Pozdrawiam, ES

    OdpowiedzUsuń