5 czerwca 2013

Gdybanie

W Europie ulewy zaczynają budzić co najmniej zaniepokojenie stanem wód i powodziami, które nadchodzą. I nadejdą zapewne. Choć niekoniecznie jeszcze te najgorsze, które czekają nasz kontynent. Przyzwyczajajmy się. Albo róbmy coś. Jak na razie robienia czegokolwiek nie ma, bo każdy jest we śnie swego codziennego dnia i nie bierze pod uwagę, że może go coś nieprzyjemnego spotkać z dnia na dzień, co nigdy dotąd nie bywało, a co zmieni jego życie diametralnie, a zburzy już na pewno. A nawet jak bywało, to przecież niekoniecznie musi dotknąć nas osobiście, może zmoże sąsiada? albo znajomego znajomego? albo nieznajomego? I tak się to czeka i przeczekuje...
Ja wiem, co zrobiłabym, gdybym mieszkała nad rzeką grożącą powodzią z gór albo z dolin. Po prostu wyprowadziłabym się stamtąd zawczasu, szukając miejsca mniej zagrożonego, niepodtapialnego tak łatwo. Oczywiście wszelkich zagrożeń się nigdy nie przewidzi, ani nie uniknie (są jeszcze wiatry, tornada, pożary, trzęsienia ziemi, osuwiska, zaspy śnieżne, albo zarazy), ale akurat to powodziowe jest już całkowicie jawne i przewidywalne. I nie ma co się łudzić, że będzie lepiej. Będzie coraz gorzej! Aż do najgorszego.
A zgoła niewielu myślących może jeszcze zrobić jakiś ruch życiowy, którym zmienią swój los.

U nas, jak mówię, trwają wiosenne burzo-ulewy, raz dziennie, przeważnie po południu. Dzięki obfitości tego dość krótkiego, kilkunastominutowego opadu pole zieleni się pięknie i rośnie w oczach, podobnie trawy. Bez tego nasza sucha piaszczysta posiadłość już zaczynałaby więdnąć i żółknąć.
Czas słonecznego dnia jest z kolei tak intensywny i dość parny, że od rana powietrze furkocze i drży od przelotu owadów i ich brzęczenia, much, gzów, os, ślepaków, szerszeni, pszczół.
Komarów coraz mniej, bo zaczął się wraz z czerwcem sezon muszy. Ale wciąż jestem pokąsana.

Dzisiaj Anna zdołała zawieźć na pace wszystkie deski potrzebne na altanę do stolarza i je wraz z nim na maszynie heblarskiej pięknie zheblować.
I na tym dzień pracy budowlanej się zakończył. Burzą i ulewą.

3 komentarze:

  1. Masz rację, że trzeba być przygotowanym na problemy a nie bezmyślnie czekać na katastrofę a później biadolić nad swoim losem. Ludzie jednak w 99% przypadków wybierają bierny wariant.
    P.S.Przed wczoraj widziałem trąbę powietrzną na wschodzie W-wy (Wesoła). Zniszczyła jeden dach i zniknęła.

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas jakoś dziwacznie sucho. Konie mają oparzenia słoneczne na pyskach, jeden ma ropę cieknącą z oczu i mój bardzo doświadczony weterynarz pierwszy raz coś takiego widział. Mój czas na ewakuację nadchodzi i wszystko w tym kierunku układa się dziwacznie, jak po sznurku, aż zbyt łatwo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Powodzenia! Umieściłaś swoje miejsce i ono cię ciągnie. ES

    OdpowiedzUsuń