22 czerwca 2013

Dusza domu

Miał być ulewny deszcz o 14. Nic z tego. Stoi nawet do tej pory w internecie, choć już jego pora minęła. Niebo prawie czyste, stabilne, błękitne. O 16 było na tarasie stopni 31. W obejściu panowała całkowita cisza. Koty rozciągnęły się w zaciszu płota, drób skrył się w cieniu grabów w zagrodzie, kupkami wedle swego gatunku, pies ukrył się w wilczej jamie koło ziemianki, kozy nawet nie beknęły w oborze, a gdy się weszło słychać tylko było chrzęst żujących cierpliwie szczęk. Dolewałam wody, dolewałam wody, dolewałam wody.
W końcu o 17 przymusiłam kozuchy do wyjścia. Żar jeszcze był spory, ale owady nie były zbyt dokuczliwe. Poszłam z nimi na Górę i w bok. Na siedliska puste i niezamieszkane, i to jedno znajome, wciąż do sprzedania. Popadłam w zamyślenie nad naturą wymiany rzeczy.
To prawidło prastare. Ktoś odchodzi, w jego miejsce przychodzi drugi, dziedzicząc dorobek i możliwości. Czasem status. Nieco podobnie jest w zwierzęcych stadach, gdy hierarcha się zmienia. Jednak warto być świadomym pewnych zasad w tym ekonomicznym procesie.

Jeśli chodzi o miejsca osiadłe, siedliska, działki, chaty, które mają swoją historię, trzeba wiedzieć, że ich historii tak łatwo się nie wymaże, żadną gumką, ani siłą nieświadomości i ignorowania, tudzież niedowiarstwa. Niektóre siedliska dźwigają garb, którego są świadomi jego sąsiedzi i mieszkańcy wioski, i ów garb projektują na nieświadomego tej rzeczy nowego właściciela miejsca.
Jako astrolog-amator mogę rzec, że chwile, w których pierwszy właściciel danego miejsca wykopał fundamenty, położył kamienie węgielne pod podwaliny swojej chaty, wyrąbał polanę w lesie, gdzie ustanowił swoją działkę, rzutują potem na całe dzieje tego miejsca. Mimo, że mogą je zamieszkiwać zupełnie różni od siebie ludzie w bardzo różnych czasach.
Niektóre domy stawia się długo i mozolnie, "na swojej krwawicy" i nigdy nie są skończone zupełnie, nawet gdy już się zaczynają sypać i wymagają generalnego remontu, po prostu podstawowe braki mocy i energii charakteryzują na zawsze jego potencjał. Całkiem tak samo, jak niektórzy ludzie są od urodzenia silni i zdrowi, a inni chorują i niedomagają.
Inne z kolei mają wciąż zmieniających się obcych sobie mieszkańców i naznaczone są ucieczką.
Są też domy stawiane łatwo, tanio i prowizorycznie, a stoją i służą wielu ludziom bardzo długo.

Kiedy przychodzi do sprzedaży jakiegoś siedliska, reklama jest tylko pozornie dźwignią handlu. Najlepiej traktować ogłoszenie jedynie jako sygnał, że coś jest. I absolutnie nie przywiązywać się do zdjęć, reklamowanych zalet i wyobrażeń sprzedającego, co do interesów kupującego. Zwłaszcza, jeśli sprzedający pochodzi ze wsi i na reklamie słabo się zna.

Obserwuję po sąsiedzku dzieje prób sprzedaży siedliska koło Góry na naszej wiosce. Ludzie, którzy się nim wstępnie interesują mają interesy z miasta i nadzieje stamtąd. Także wymagania, których owo siedlisko nie spełnia. Bo spełniać nie może. Nie jest to działka podmiejska i domek letniskowy, tylko mający swoje spore lata stary drewniany dom, mocno zużyty i pamiętający różne skomplikowane sytuacje. Bo domy pamiętają, zwłaszcza drewniane. Nowy mieszkaniec będzie tą pamięcią otoczony i ogarnięty, i będzie musiał z nią zharmonizować swoje życie.

Mówi się, że stare domy mają dusze. Nie wiem co to dusza, nigdy nie udało mi się tego do końca zrozumieć,  wyobrażam ją sobie w tym wypadku jako niewidzialną, ale wyczuwalną aurę miejsca. Zamieszkaną przez liczne świadomości żyjących w nim kiedyś ludzi i pamięć zdarzeń, których było ono świadkiem. Zatem dość łatwo intuicyjnie wyczuwam, czy ktoś do czegoś pasuje, czy nie.

Zauważcie, że niektórzy ludzie w ogóle nie pasują do wielu miejsc, pejzaży, otoczenia, środowisk, wyglądają na ich tle dziwacznie i pewnie tak samo się czują. Pańcie miejskie lub drobnomiejskie w oborze na przykład. Itp.
Tak samo można nie pasować do domów, miejscowości, przyrody, narodowości, religii czy co tam.

Wnioskowawszy tak właśnie sobie, i pasąc stado w okolicy zaczęłam zastanawiać się nad sprawą od innej strony. Kto mógłby pasować do tego siedliska? i nie być steranym życiem menelem, który za grosik postanowił zaznawać świętego spokoju do końca życia wśród żulików podlaskich. Albo wyzbytym świadomości wirtualnym idealistą, któremu sypiąca się na głowę chata i obejście w gruzach nie będzie zupełnie przeszkadzało w zaznawaniu radości fejsbókowych przez całą dobę.

Nie ukrywam, że zależy mi na dobrym i pozytywnym przyszłym sąsiedzie. Nie ukrywam też, że duszę miejsca znam, jak wszyscy stąd. I pragnę to jakoś połączyć ze sobą, trudną przeszłość z dobrą przyszłością...

Nie ukrywam, że medytuję nad tym, w takich właśnie pasterskich chwilach, gdy moje przeżuwacze rwą skwapliwie zielsko i muszę głównie z nimi być i czuwać, czego one potrzebują dla swojego spokoju i bezpieczeństwa przeżuwania.
I dziś przyszło.

Myśl - rozwiązanie.

To miejsce wymaga lekarza. Człowieka, który ma w sobie wewnętrzne zranienie, jakie postanowił w sobie przezwyciężyć i żyć mimo niego.
To miejsce wymaga miłości i wysłuchania. I uzdrowienia go dla osowiałych, uciekających, z chorobą sierocą, dotkniętych egoizmem i życiem w nieludzkich miejskich warunkach. I ono wtedy może błysnąć i dać z siebie wszystko. Bo ma potencjał podarowania przemiany i odmienienia się wraz z nowym właścicielem, on ku przyrodzie, ono ku ludziom.

3 komentarze:

  1. Coś w tej filozofii jest :)
    Pierwsze mieszkanie kupiliśmy w bloku o niezbyt dobrej sławie i zdecydowaliśmy się od razu po wejściu. Mimo wielu mankamentów miało to coś co do nas przemówiło. I świetnie się nam tam mieszkało. Trochę je przebudowaliśmy, dopieściliśmy i kiedy przyszła pora je sprzedać trafiliśmy na takich kupujących jak my - im też od razu po wejściu coś powiedziało, że to dobre miejsce. Domu w którym mieszkamy szukaliśmy przez rok. Obejrzeliśmy kilkadziesiąt innych i zawsze coś było nie tak. Aż w marcowy poranek trafiliśmy na dom, który do nas przemówił. Znów remonty, burzenie i stawianie ścian, mozolne "obłaskawianie" domu. I jest dobrze! Rok temu kupiliśmy siedlisko na warmińskiej wsi. Podupadłe, z walącą się stodołą i zarośniętymi do cna stawami. Kto by chciał zamieszkać na wzgórzu, gdzie ciągle wieje i gdzie nawet łąki trudno traktorem obkosić? A coś nam powiedziało, że tu nam będzie dobrze. I tego się trzymamy! Pozdrawiamy z siedliska na wzgórzu www.siedliskonawzgorzu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli siedlisko dla nas... pracować umiemy, sił jeszcze trochę zostało, a miasto nam bokiem wychodzi i... potrzebujemy zmian i ciszy... ech... pieniędzy też potrzebujemy, żeby kupić i wyremontować, a w Lotto jakoś nawet nędznej "trójki" trafić się nie udaje :(

    OdpowiedzUsuń
  3. piękny tekst na temat duszy domu, siedliska

    OdpowiedzUsuń