3 sierpnia 2012

Uśmiech Eliasza

Temperatury zewnętrznej nawet nie sprawdzam. Po kilku dniach palenia pod płytą już się ta wewnętrzna, domowa praktycznie z nią wyrównała. Plusem jest mocno gorąca woda, której nie brakuje ani przez chwilę i nawet na drugi dzień można wziąć ciepły prysznic, a nawet kąpiel. Tylko nikt tego nie robi, oczywiście, w ciągu dnia.
Wczoraj było Eliasza, co oznacza na rusińskim Podlasiu przerwę w żniwach. Panuje bowiem przekonanie (niektórzy powiedzieliby, że zabobon), że temu, kto tego dnia w pole wyjedzie Eliasz z nieba piorunem pogrozi. Od kilku lat zmuszone jesteśmy zatem praktykować Eliasza i tyle powiem, że jest to dzień graniczny w pogodzie, przeważnie po nim zaczynają się deszcze albo burze...
Dzisiaj zatem od rana na wiosce trwały najpierw dyplomatyczne zabiegi i planowania jaki, u kogo i kiedy będzie kombajn pracował, aby owies zebrać. Z południem ruszyły maszyny, jak się okazało aż trzy różne, z różnych źródeł, i cała przestrzeń wokół wioski drżała od ich warkotu.
Ania spędzała czas głównie na rowerze, krążąc pomiędzy polami, gospodarstwami, sąsiadami i kombajnistami, aby i nam kolejkę zaklepać.
A było już tak, że za namową co niektórych, widzących nasz mizernie wzrosły i rzadki owies, jeszcze przerzedzony przez kozy i drób, rozważałyśmy zaoranie plonów, jako nieopłacalnych w tym roku. Ale serce zwyciężyło. Bo jakże to, ziemia dała ziarno, słabe bo słabe, ale jednak dała. Grzech nie zebrać. Zresztą podliczyłyśmy koszty takiej orki, kultywacji i dalszej pielęgnacji pola plus zakupu potrzebnego ziarna dla zwierząt, i wyszło nam, że zebranie plonu wychodzi podobnie, o ile nawet nie zdziebko oszczędniej.
Tymczasem zaczęły od zachodu, za Górą zbierać się chmury, i nawet zamruczało w niebie. Kombajn zjechał jednak w porę, a Eliasz, wczoraj uszanowany, pobłogosławił. Skończyło się na pomrukach.
Kombajn zebrał ziarno z naszego poletka i wysypał na rozciągnięty brezent. Całkiem niezły kopiec się usypał, choć prawie pół na pół owies z jakimś zielonym badziewiem, które przy owsie, wsiane razem z nim, wyrosło.
- He, ekologiczny - uśmiechnął się jakiś rolnik z dziada pradziada.
- No, tak, nieprzesiane ziarno - przyznałam.
- Ale kozy pewnie i taki zjedzą...
- Nie mają wyjścia.
Z pomocą sąsiedzką, która natychmiast i sama z siebie się zorganizowała, zebraliśmy ów kopiec w worki, załadowaliśmy na samochód i zwieźliśmy do garażu, uciekając przed zapowiadającym się deszczem. Robota po prostu wrzała. 20 worków naliczyliśmy, co przekłada się na jedną tonę, wystarczającą dla naszych stad, aż z nawiązką.
I wraz ze zwiezieniem całego plonu pod dach chmury rozeszły się i przestało niebo pomrukiwać, a Eliasz uśmiechnął się sympatycznie. Pośród nas na tarasie przy zasłużonym zimnym piwku.

3 komentarze:

  1. Gratuluje udanych plonow! Slome owsiana wykorzystacie?

    OdpowiedzUsuń
  2. No, właśnie... Jakaś krótka w tym roku i niewiele jej... ;-( ale tak, zbierzemy. Kozy całkiem ją lubią jeść, no, i na ściółkę się przyda mimo wszystko.
    Pozdrawiam, Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. To dobrze, że bezdeszczowo się udało!

    OdpowiedzUsuń