Znów się ochładza. Ciągle trwa przedwiośnie. Rosnące już roślinki w tunelu pozostają nakryte włókniną dla ochrony. Dziś ma być przymrozek, sprawdzimy jak przetrwają. Pierwsze rzodkiewki już posmakowane. Szczypiorek i jarmuż też można skubać. Niektóre truskawki zakwitły.
Dosadzamy drzewka w sadzie i przy domu. Wiśnie, śliwę, gruszę i jabłonie. Przesadzone dzikie róże pod płot wyjściowy spod domu, ich miejsce koło domu zajmie rododendron, gdy już mróz odpuści.
Znajomy młody rolnik zaorał ciężkim sprzętem część nieużytku, gdzie do tej pory dynie rosły. Z kolejną wiosenną dawką koziego obornika. Tym razem też będą dyniowate. To dobre rozwiązanie co roku, a plony są spożytkowywane w gospodarstwie przez zwierzęta i w naszej kuchni całkowicie.
Od gnojnego znoju popołudniowego wybawił mnie cud. Andriusza wpadł pożyczyć 5 złotych. Dostał widły w rękę i przez godzinę zarobił więcej plus podwózkę do sklepu, gdzie był się wybrał. Zatem koziarnia cała już czysta, kozy w posprzątanych pokojach stoją i czekają przy sianie aż deszcz ustanie, chłody przeminą, trawa na pastwisku urośnie.
Z powrotem w drodze z ogródka permakulturowego przez las ciągniemy czuby sosnowe z wycinki leśnej (pozwolenie od leśniczego jest) do koziej zagrody. Psy biegną z nami i znikają na chwilę. Po czym całe szczęśliwe i w uśmiechach przybiegają pochwalić się świeżą perfumą leśną. A fuj!
Zatem dodatkowa praca wszczęta. Trzeba kran zewnętrzny odkręcić, przypiąć węża, odkopać psi szampon w szafce, nałożyć gumowe rękawiczki, złapać po kolei delikwentki na smycz, przytrzymać, namydlić i spłukać starannie. Znoszą to w pokorze, po czym otrzepując się kilkakrotnie od stóp do głów przed progiem wbiegają na wyścigi do ciepłego mieszkania suszyć fryzurę skryte pod stołami.
Pakowanie jaj i rozwożenie do stałych klientów to kolejne zajęcie. Niby nic, 10 sztuk dziennie przybywa, ale na Podlasiu jest przed Wielkanocą i są większe zamówienia, niż zazwyczaj. Kury na szczęście spisują się, nie strajkują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz