Kontakt ze światem jest u nas rzadki. Na wiosce wszystko toczy się zwyczajnym torem, choć jakiś czas temu było ważne wydarzenie, bo odszedł nasz dawny sołtys, wiekowy już znacznie.
Prace idą swoim codziennym tempem. Pogoda poprawiła się, wiatry ustały, wyszło słońce i grzeje na zmianę z burzowymi chmurami, które nadciągają popołudniami, błyskają, grzmią nieco i przede wszystkim zlewają glebę wodą (wczoraj także gradem), po czym trawa na pastwisku i w sadzie od razu ruszyła.
Chłopaki wioskowe nie kwapią się do pracy, zatem Anna sama zaczęła wydobywać obornik z koziarni. Ja niestety w siłowych zajęciach już mniej mogę pomóc, ze względu na wzrok, który na jesieni mocno mnie wystraszył nagłym zaburzeniem, na szczęście udało mi się wrócić do formy. Odpowiednie witaminy i odpoczynek pomogły. Dotarło jednak do mnie, że wysiłek nie jest wskazany.
Wizyta na targu w sąsiedniej gminie - gdy tak rzadko bywa się w świecie zewnętrznym ogarniętym paranoją i telewizji nie ogląda - zadziwiła. Brak towarów, sprzedających ogrodników, którzy zawsze tłumnie o tej porze roku handlowali kwiatami i sadzonkami. Ci nieliczni, którzy coś wstawiają nie mają tego, co trzeba. Seler naciowy? Nikt o to nie pyta, więc w domu zostawiłem. Kilka bratków i stokrotek. Czemu? Pani, w zeszłym roku, jak lokdałn na wiosnę zrobili to 25 tysięcy bratków u mnie na kompost poszło. Nikt w tym roku nie zaryzykował. Niektórzy weszli w biznes ze sklepami sieciowymi, ale to strata, zwłaszcza, że za tira torfu prawie dwa razy tyle co w zeszłym roku zapłaciłem. Sadzonki pomidorów po 3-4 złote, gdy w zeszłym po 2,5 były. Mało też kupujących, zainteresowanych, a jeszcze w 19 roku trudno było się przecisnąć na sporej powierzchni. Kwitnie za to handel w sklepach i przez internet. Ludzie pracują zdalnie albo nudzą się, uderzają w szaleństwo, kłócą się i rozstają. Póki będą mieć drukowane pieniądze, a w sieciach będzie konserwowane najtańsze jadło pięknie opakowane tak będzie. Mały rolnik dostał po łapach, zostaną tylko hobbyści i preppersi.
Ale owszem, były młode kurki do sprzedania, po 22 złote.
Pytanie brzmi: czemu ludzie tak panicznie boją się śmierci? Tak bardzo nie chcą o niej myśleć? Pogodzić się z Bogiem i Jego wolą i żyć tyle, ile On zechce? Bez cudowania?
Wieści z Polski dochodzą, że wybijają wielkie stada kur, także zarodowe z powodu ptasiej grypy. Cena rośnie i zapewne mięso z kurczaków będzie ogólnie droższe już niedługo.
Przygotowujemy się do odsadzenia koziej młodzieży, gdy tylko obornik pójdzie na ogród. I sprzedaży. Ponoć podaż wzrosła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz