8 października 2012

Ludzie nowego zaczynu

Spotkania w większym gronie znajomych w weekend wstawiły mnie na trochę w świat ludzki i sprawy ogólniejsze. Głównie osiedleniowe, bowiem dzieliliśmy się wnioskami na temat życia na Podlachii i charakteru "narodowego" Podlechitów. I wnioskowaliśmy podobnie i jednocześnie. Że nie warto myśleć o jakimkolwiek wtopieniu się w środowisko i przybraniu barw i zwyczajów, a nawet religii i języka miejscowych. Bo niemożliwym jest w lokalnej społeczności zmienić statusu z obcego na swój. Jest to zjawisko absolutnie naturalne i znane w każdym miejscu nie tylko Polski, ale i świata. O ile to miejsce ma jeszcze własne korzenie, autochtonów z dziada pradziada i obyczaje. Bo, gdy zostało zdominowane przez "globalistów" i przyjezdnych (jak np. nasza polska stolica) to traci swoją moc oporu i staje się tyglem, w którym ścierają się i mieszają różne wpływy na różnych, ale także naturalnych dla psychiki człowieka, zasadach. I jedyne, co się wtedy nie zmienia to nazwa i wizerunek zbudowany przez tradycję, a w jakiś sposób powielany przez schematyczne wyobrażenia nowych mieszkańców danego miejsca o nim.
No, to my, osiedleńcy, mniejszość, stanowimy jedynie zaczyn, który może, ale nie musi zakwasić ciasto lokalne w jakimś kierunku rozwoju. Bo tubylcy, sami w sobie, skisili się już całkowicie w jakiś zbitek bez polotu i ślepo naśladujący wzorce, które wciąż im się wydają nowoczesne, a w nowoczesnym świecie są już przeżytkiem i odchodzi się od tego. Niekiedy z trudem, bo zabrnęło się daleko w technikę, przemysł, chemizację, odczłowieczenie. Tylko my, nieliczni, świadomi tego, możemy uświadomić tutejszym, że ich sposób życia, tradycja, budownictwo, zwyczaje mają wielki sens i są atrakcyjne, jeśli tylko dodać do tego - świadomość własnej wartości i szacunek do tożsamości.
Nie ma sensu upodabniać się przyjezdnym do miejscowych, bo nie zdobędzie się w ten sposób szacunku, ani tak naprawdę nie zadziała się jak zaczyn w cieście. Raczej straci się tę możliwość. Warto pozostać sobą - biorąc jednak od miejscowych to, co uważa się za wartość regionu, wypracowaną przez przodków - i podkreślać swoje korzenie i zwyczaje (np. kulinarne) z innego regionu. Budzi to szacunek, a poza tym rodzi bardzo ciekawe wzajemnie poznawcze rozmowy i spotkania, na których można podzielić się wspomnieniami i wzbogacić wzajemnie o wiedzę z różnych stron. W ten sposób można zaistnieć i być, nic nie tracąc, a zyskując i wzbogacając tutejszych, znudzonych swojskością, daniem im możliwości spojrzenia na siebie cudzymi oczami i docenienia tego, co (jeszcze) reprezentują.

5 komentarzy:

  1. Bardzo trafny post. Ujęłaś w słowa to, co mi z trudem przychodzi nazwać prawidłowo po imieniu. Jeszcze tego nie znamy, jeszcze nie smakujemy, jeszcze sami zagubieni ale mam wrażenie, że ten post to światło w tunelu. Bo niby jest powiedzenie "jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one" ale właśnie nie do końca o to chodzi, gdy nagle miejski człek wchodzi w społeczność autochtonów i ma tam zamiar zostać na długo, na zawsze. Prawidłowa postawa moim zdaniem to taka, żeby uszanować to co zastaliśmy i nie zapomnieć o tym skąd pochodzimy. Jestem pewna, że można to pogodzić i znaleźć odpowiednią równowagę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obejrzalas ten film, co wrzucilam Ci na facebooka, o domach? Az zal sciska, ze autochtonom tak podobaja sie nowoczesne, betonowe budowle.
    pzdr
    A.
    PS Ja przybierac religii na szczescie nie musze ;-))

    OdpowiedzUsuń
  3. Kamphora, nie ma musieć na Podlachii. ;-) Tak, widziałam go. Warszawianka rozpytuje osiedleńców z Warszawy i miejscowych o to, co im się podoba. Nie docieka tak naprawdę sedna rzeczy. A sednem jest pamięć biedy w drewnianej chacie i brak łazienki oraz dobrego ogrzewania i szczelności. Murowany budynek, zbudowany od początku jawi się jako oaza cywilizacyjnej wygody. Jak ktoś ma większą rodzinę, to zrozumiałe, że chce włożyć pieniądze w coś, co będzie trwałe i dzieciom zostawi, niż w starą chatę po przodkach, która w jego oczach - się sypie. Tu jest małe zrozumienie zagadnienia. Sedno w tym, aby wprowadzić świadomość w urzędach, które zezwalają na postawienie makabresek budowlanych psujących całość, wypracowaną przez tradycję przodków. Wtedy naprawdę wszyscy będą zadowoleni.
    Pozdrawiam, Ewa

    OdpowiedzUsuń
  4. "Swoimi" - tak naprawdę, to jeszcze nasze dzieci chyba nie będą. :D Ale Swojscy możemy być. Jak najbardziej. ;D
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń