24 października 2012

Dążymy

Mocno pracowity ten tydzień, trwa. Zaczęło się przywozem stołu i dwóch ław do altany. Jak się okazało tak solidnych i ciężkich, że ledwie sobie same poradziłyśmy przepakowując je z tira na pakę samochodu. A potem wypakowując na miejscu. Nie obyło się bez lewarka i przytrzaśniętego palca. Ale udało się.
Potem zjawił się Iwan ze swoim sztillem i pociął na kawałki do bruku kolejne dębowe pnie, bo się okazało, że nie starcza tych już pociętych. Trzeba było naruszyć zestaw zgromadzony na słupy ogrodzeniowe. Odciął także dwa następne złamane konary koszteli w sadzie, co sprawiło, że drzewo jest o połowę mniejsze. I zastanawiam się czy tę operację przeżyje albo czy będzie jeszcze w ogóle owocowało.
Kolejnego dnia uszczelniłam chatkę. Dyle w niektórych miejscach spróchniały, albo spomiędzy nich wypadł mech, który zastosowano dawnym sposobem przy budowie spichlerza i ukazały się szpary. Kilka dziur wygryzły myszy. Zatem w szpary wetknęłam wełnę owczą (pozostałą w worku po byłych właścicielach), wciskając ją śrubokrętem, a na wierzch dałam glinę (spory zapas został po budowie pieca). Mozolna robota, bolą ręce i palce. Choć nie było jej znowuż tak wiele. Dlatego doszłam do wniosku, że zastanowiłabym się głęboko przed budową domu z gliny. Bo oprócz pracochłonności całe przedsięwzięcie zależne jest również od pogody, ani nie za mokrej, ani nie za gorącej. O którą w ostatnich czasach coraz trudniej. I niemożliwa jest do przewidzenia, a zatem dobrego zorganizowania sobie czasu na pracę oraz niezbędnych pracowników.
Anna z kolei zaczęła malować sufit białą farbą.
Dzisiaj zaś pojawił się pan hydraulik i wymienił pęknięty zeszłej zimy od mrozu, kaloryfer w sieni na nowy. Zmienił też kapiący kran w kuchni, wymienił prysznic w łazience na nowy, zamontował baterię prysznicową w brodziku w łazience na górze oraz zainstalował sedes i rezerwuar. Działają. Napaliłam w c.o., aby sprawdzić jak ma się nowy kaloryfer i sprawdziłam potem wodę na górze. Leci ciepła z bojlera nawet bez wielkiego czekania. Może być. Nie zdecydowałyśmy się, na razie, na podgrzewacz elektryczny, bo doświadczenia z nim związane w chatce na Dąbrowie nie są zachęcające do tego rozwiązania (pożeracz prądu, woda nierówno podgrzewana, raz za gorąca raz za chłodna, wysadzacz korków, gdy włącza się akurat coś tak samo ciągnącego prąd). Już lepszy i prostszy wydaje się podgrzewacz słoneczny w wystawionym na dach od południowej strony kaloryferze... oczywiście służący jedynie w ciepłym sezonie, ale zimą dzięki paleniu w c.o. ciepła woda jest stale.
Zjawili się także panowie majstrowie i skończyli dzisiaj drugi szczyt. Mimo, że jest od strony domu, także posiada słoneczko, to już z ich własnej inwencji. Nawet poszedł im jakoś szybciej jego montaż! Ćwiczenie czyni mistrza.

2 komentarze:

  1. Ciesze się, że cały czas do przodu:)
    A tak w ogóle to musiałam napisac, bo pół nocy śniło mi się, że jestem z Wami w Kresowej Zagrodzie... Siedzimy w domku i degustujemy różne rodzaje szynek, wędlin. Było tak sielsko i anielsko... Pani, Pani Ewo wciąż kroiła i donosiła nowe aromatyczne i soczyste plastry... Na same wspomnienie ślinka cieknie.. Ech nie chciało sie wstawac...
    Ciekawe czemu to akurat Wasza zagroda i ciekawe czemu szynki, a nie sery...
    Może to sprawa mojej poswiadomości? Ciągle myslami uciekam z miasta do wsi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Domy z gliny nie są aż tak wymagające podczas budowy, istnieją nawet na Syberii ;) Wszystko polega na metodzie budowania, kiedy deszcz jest realny, napierw stawia sie szkielet drewniany z dachem, i juz pod nim zaczyna stawiac kostki słomy.

    Demonie,
    może w głowie Ewy krążą myśli o hodowli świnek? Kto to wie... :)

    OdpowiedzUsuń