Dopiero po ustaleniu przynależności religijnej (he, a zatem podlegania takiemu czy innemu KALENDARZOWI ŚWIĄT, tj. pory liturgii i potem biesiad towarzyskich) wioskowi zaczynają ciekawić się wszystkim innym. Czyli skąd, dlaczego, a po co, jaki stan cywilny, kto znaczny w rodzinie itd. itp.
Kiedy już się te podstawowe informacje puści w obieg powszechny na wiosce, można odetchnąć i zacząć czekać na jakieś towarzyskie akcje zwrotne od strony miejscowych. Jeśli ktoś ich nie puści (bo w mieście nie jest to wymagane, więc naturalnym odruchem wielu mieszczuchów jest wzruszenie ramion i zamilknięcie na taką bezczelną ciekawość), albo poda sfałszowane, np. ze względu na wnioski wyciągnięte z dawno temu przeczytanych "Chłopów" Reymonta, tj. z obawy przed wywiezieniem jak Jagny na taczce gnoju za obręb wioski z powodu przekroczenia różnych pierwotnych obyczajowych tabu i gorszenia innych we wspólnocie, to musi się liczyć, że prędzej czy później sprawy się rypną i prawda (tj. ta uwieczniona w papierach) wyjdzie na jaw.
Łoj, łatwo to przychodzi na wsi. Swój swego zna, urzędy są dostępne od prywatnej strony i informacje tamtędy przepływają z czasem bez trudu w kierunku osobistym. A jak już raz ruszą, to nie ma zatrzymania innego, niż znudzenie tematem...
Ale o czym to ja? A, o pracy i pracowitości...
Otóż, dawno temu mawiało się, że cnotą duchownego jest miłosierdzie, rycerza - waleczność, mieszczanina - oszczędność, a chłopa - pracowitość. Otóż jest to nadal prawda, choć rozróżnienie stanów społecznych, w umysłach zwłaszcza współczesnej młodzieży mocno zanikło. Jeśli mieszczuch, i do tego najczęściej inteligent (o zgrozo!) pojawia się na wsi, zamieszkuje na niej i pośród wioskowych ludzi to musi wiedzieć, że będzie oceniany przede wszystkim pod kątem pracowitości. Nie, wcale nie bogactwa (to też, ale całkiem inaczej, niż się kasiasty mieszczuch spodziewa), ale wydajności fizycznej, spędzania wielu godzin przy własnoręcznym budowaniu i organizowaniu swojej przestrzeni, a potem jej eksploatowaniu codziennym.
Coś wiem o tym, bo wstaję (z wielkim trudem!) o ósmej rano do dojenia kóz. Gdy miejscowi już od wielu godzin są na nogach i do przodu z wieloma czynnościami, które ja potem gonię dramatycznie w ciągu dnia. I chyba nigdy, niestety nie dogonię.
Takie zajęcia jak siedzenie przy komputerze, pisanie, i inne "sr... w banię" budzi w tutejszych tylko wzruszenie ramion. To nie jest praca, proszę państwa!
Lenisz się człowieku z miasta, hodując hemoroidy w uciśnionym siedzeniem odbycie, podczas gdy cały świat, całe życie czeka na ciebie, daremnie!
Żywioły wokół ciebie pracują na twoją rzecz bez wytchnienia, a ty je lekceważysz! a lekceważąc - grzeszysz!
Nie ma cię w powietrzu, gdy Powietrze dmucha z któregoś z czterech kierunków, nie ma cię w Ogniu, gdy ciepło rozprzestrzenia się na świat, nie ma cię w Wodzie, gdy niebo zrasza zasiane pola i rosnące samoistnie lasy, nie ma cię w Ziemi, gdy wymaga przewrócenia, wzruszenia i posiania. Wysiadujesz, mózg zapełniasz sprawami mglistymi, iluzyjnymi, nietutejszymi, spoza, których nigdy nie dotkniesz, ani one ciebie nie ujrzą. Sąsiadów nie doceniasz, nie znasz, nie chcesz ich poznać. Nie widzisz tego, komu pomoc mógłbyś udzielić, albo tego, kto mógłby tobie pomóc w potrzebie. Nie istniejesz.
Ale jak to wytłumaczyć mieszczuchowi ogarniętemu marzeniem zamieszkania na wsi, bez uwzględnienia owej wsi wokół siebie?
Nie da się. Każdy musi przez to przejść po swojemu, sam. Nie da się też opatulić znajomymi z miasta, zbudować ekowioski wokół siebie czyli ochronnego płaszczyka swojaków rozumiejących sprawy po miejsku, a nie po wiejsku, broniącego przed konfrontacją...
Ja sama nie rozumiem tych obaw do końca, choć je wyczuwam u bliskich mi mieszczuchów od zawsze. Pochodzę ze światów pomiędzy, czuję i pojmuję wszystkie strony. Dla mnie to proste wiedzieć: każdy "lokalus", czy ze wsi czy ten z miasta ma swoje standardy i schematy, w których czuje się bezpieczny. wieśniak w mieście to przysłowiowa kupa śmiechu dla mieszczuchów wszakże, nieprawdaż? Tak samo jest na odwrót. Mieszczuch na wsi budzi zadziwienie, a czasem rechot równie mocny, a może i dla zainteresowanego dotkliwszy, bo nie da się wtedy wsiąść w samochód czy autobus do swojej dzielnicy, uciec od wspólnoty, zamknąć drzwi, włączyć telewizora i zniknąć na zawsze za drzwiami mieszkania w bloku, jednym z tysięcy takich samych.
Na wsi ma się imię i nazwisko, adres, wyznanie, stan cywilny, rodzinę (lub jej nie ma), znajomych bliższych i dalszych. Oraz opinię, kłamczuch, krętacz, pijak, dziwak, dobry człowiek, pomocny, naiwny, pracowity, głupi, mądry itp. I jest to powszechna informacja, zawsze uaktualniana i dostępna, niczym w góglach.
No, a jeśli już o pracy mowa... klejenie glazury i fugowanie zakończone na górze. Pięć grządek wzniesionych posianych zostało uroczyście podlanych przez łaskawe wiosenne Niebo w nocy i w dzień. Odbieram to zawsze jak błogosławieństwo Najwyższego, gdy posieję i zaraz spada deszcz...
Drzewa i krzewy wypuszczają wreszcie listki i gotują się do ekspansji. Wyczekujemy z radością.
Ładne :-)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - Ania B.
Ojjjjjjj, przyjedź do naszego blokowiska, to się zdziwisz - czasem człowiek jak czegoś o sobie nie wie czy nie pamięta, to najlepiej zapytać sąsiada , hahaha. A przysiądziesz na ławeczce przed wejściem na 15 min i już wszystko wiesz - że pani A w nocy wróciła, głośno tupała, że B się kłócili, że C kradnie, D się puszcza, u F była policja, G gdzieś póżno w nocy podejrzanie często wychodzi ciekawe gdzie ... itp. itd.
OdpowiedzUsuńWychowywałam się praktycznie na wsi, często i teraz bywam u rodziny i wiem, że życie na wsi nie polega na spacerach po kwietnej łące w zielnym wianku. Wiem, że wszyscy sie znają, że o sobie gadają ale mogę porównać i wcale nie mniej, niż mieście. Na wsi nawet schorowana kobitka ma swoje prace do zrobienia i zajmuje jej to większość dnia. A wścibska miejska przysłowiowa rencistka posprząta w pół godz między czasie nastawiając pranie i obiad, po czym oddaje się swojej pasji - rejestrowaniu wszystkich i wszystkiego wokół.
Piękna notka, dziękuję. Chciałabym o coś zapytać, ale sie boję.
OdpowiedzUsuńGocha, nie zdziwię się. Znam różnice pomiędzy małymi miastami, miasteczkami i Metropoliami... Mieszkam w rejonie, gdzie Mieszczuchami na Wsi są przeważnie dawni mieszkańcy stolicy, niekiedy stolic innych regionów, miast wielomilionowych. Sama mieszkałam w bloku stołecznym, w którym mieszkało tylu ludzi, co w moim rodzinnym miasteczku. Nie znali się poza kilkoma staruszkami plączącymi się często ze swoimi psami po skwerku spotykanymi najczęściej w windzie o stałych porach. I do poznawania się nie mających ochoty wcale a wcale. Mieszczuchy znajomych dopierają sobie częściej w internecie albo w szkole, pracy, niż w miejscu zamieszkania. Zdrówko, ES
OdpowiedzUsuńDalas czadu, kochana, ale to i sama prawda. Moi ex-tesciowie bytowali na Warmii (teraz to juz ostala sie jeno byla ex-tesciowa, jako ze ex-tesciu sie zeszlo z tego swiata, co nie dziwne biorac pod uwage ilosci nadmierne spozywanego bimbru, samogonem zwanego, i papieroskow znanych pod nazwa: popularne...) a ja to mimo urodzenia warszawskiego i tak jestem czlowiek z lasu, wiec sami swoi... hehe
OdpowiedzUsuńznakomicie napisane i ... już się boimy, naprawdę!
OdpowiedzUsuńhę, co proszę? A czegóż tu się bać? ;-)
OdpowiedzUsuńTak z ciekawości... Jakiej wiary Ty powiedziałaś, że jesteś? Bo choć w teologii uczony nie jestem, ale Twoje poglądy to wg KRK herezja i czarownictwo. No chyba, że się z tym kryjesz, no ale nie wydaje mi się, że Ty to z tych...
OdpowiedzUsuńI jak na Podlasiu traktują bezbożników?
Nie wiem jak traktują. Pewnie nijak. ;-) Ja zgodnie z prawdą jestem niepraktykującą katoliczką. Ateiści też tu mają swoje miejsce, tudzież różni komunistyczni gieroje poukrywani po lasach puszczańskich, he. Jak się rzeczy sprawdzi u źródła to każdy Podlasiak ma swoistą schizofrenię religijną, i wsio mu się łączy w jedno. Pytania tak naprawdę dotyczą kalendarza biesiadnego, kiedy u kogo jest święto. ;-))) ES
OdpowiedzUsuńbardzo prawdziwy wpis...
OdpowiedzUsuń