29 lutego 2012

Smaki smaczne i zepsute

Pogoda przedwiosenna wciągnęła kury do lasu, ogródka i sadu. Radość na nie patrzeć, gdy tak swobodnie żerują, grzebią, przechadzają się, stroszą, gdaczą i pieją. Dziś przyniosłam z gniazda, które w pełni zaadaptowały - już siedem jaj.
Kilka dni temu stracił głowę jeden z pięciu kogutów, Kurduplem lub Dziubdziusiem pieszczotliwie zwany. Przypadło na niego, bo jako najmniejszy był odganiany przez resztę kur od jedzenia i z pazerności zabrał się za pożeranie jaj w gnieździe.
Aktu dokonała Ania. Zręcznie i błyskawicznie, świeżo naostrzoną siekierką. Już jej idzie coraz sprawniej ten morderczy proceder, zwykła rzecz w gospodarstwie. Ja tego nie potrafię, mimo zaprawy od dziecka. Owszem, złapię kurę w kurniku, podam i nawet już się nie odwracam, gdy to się dzieje, mogę patrzeć. Trudno, już się taka niezręczna urodziłam, choć pewnie przyparta do muru widmem głodu pewnie musiałabym się przełamać i jakoś by mi to poszło. I na pewno łatwiej, niż niejednemu "dziecięciu wieku", co w wegetarianizm z tego powodu uderza.
Kogut poszedł na pieczeń. Chciałam spróbować pieczystego.
Mięso nie było tłuste, ale okazało się bardzo smaczne, pachnące i sycące.
Od roku już nie jadamy kurczaków ze sklepu, nie da się. Ich mięso śmierdzi paszą i koncentratami sztucznymi, nie da się tego niczym w procesie przyrządzania przysłonić. Żadną przyprawą, gotowaniem, mieleniem, smażeniem. Poza tym w ogóle nie syci. Można zjeść dowolną ilość kotletów z piersi kurczaka i po kilkunastu minutach jest się z powrotem głodnym!
Nie spożywamy już także jaj ze sklepu. Nie musimy, na szczęście. Ostatnio znajoma z miasteczka, kupująca stale jaja od sąsiadki opowiedziała jaki szok przeżyła, gdy rozbiła - z racji zimowej przerwy w nieśności - jajo sklepowe. Ten intensywny kolor, nawet skorupki! Ja osobiście, tak jak do sklepowego mięsa czuję do tych jajek odruchowy wstręt. Tak jakby były zepsute.
Ostatnio trzeba było dokupić mleka w sklepie, z kartonika. Łowickie czy łaciate, nieważne. Nasze kozy dają dziennie najwyżej kubek mleka, czasem jest więc tego mało, zwłaszcza, że stale żywią się nim koty. No, i co? Ania stwierdziła, że nie daje się wypić. Nawet w kawie! Śmierdzi, ma dziwny smak. Daję je teraz psom i kotom, w niewielkich, ostrożnych ilościach, aby biegunki w nocy nie dostały.
Zapewne ludzie, którzy stale jedzą produkty ze sklepu rodem z ferm hodowlanych nie czują różnicy, bo pogarszanie się ich jakości postępuje stopniowo, z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok. Stopniowo więc ich kubki smakowe stają się niewrażliwe na owe subtelne różnice. A na to, jak smakuje mięso czy jaja szczęśliwej kury i mleko zdrowej krowy czy kozy wypasanej na łące jak Pan Bóg przykazał, aby się dowiedzieć (lub przypomnieć sobie) nie stać ich nawet w sensie czasu i poszukania możliwości ich zakupu, czy skosztowania "u cioci na imieninach". Ale, kiedy stale je się zwyczajne, zdrowe produkty, dary natury i owoce codziennej pracy w gospodarstwie, a tych powszechnych "fabrycznych rarytasów" próbuje się z wielkiego rzadka, tak jak my, to po prostu po pierwszym kęsie czy łyku tylko wstrząs dla ciała i zgroza dla duszy!
Tylko zamilknąć można. Ze zdumienia. Jaki szajs ludzie bez zmrużenia oka jedzą.

9 komentarzy:

  1. Mleka ze sklepu też nie ruszę. Jest obrzydliwe w smaku i robi mi się po nim niedobrze. Ciekawe cóż to takiego do niego dodają?

    OdpowiedzUsuń
  2. Do takiej samowystarczalności jak u Was to mi bardzo daleko, ale wędliny sklepowej, a tym bardziej chleba z marketu nie jestem w stanie już zjeść. Kto raz posmakował swojego, ten zrozumie.
    Dziwne jest to, że mój organizm odrzuca mleko prosto od krowy (przetwory już nie), natomiast napój kartonikowy, szumnie i niesłusznie zwany mlekiem, zupełnie dobrze toleruję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Marto, przede wszystkim jest to mleko od chorych krów, genetycznie zmodyfikowanych, karmionych sztuczną paszą, które w większości nie widzą pastwiska w ogóle w swoim krótkim życiu. Szybko kuleją z braku wapnia i idą na rzeź w wieku 3-5 lat, czyli dla krowy (która może żyć i 18 lat) w wieku młodzieżowym. Polskie Normy jeszcze z czasów komuny dyskwalifikowało takie mleko w mleczarni, teraz jego zawartość jest normą. Co potem robią można sobie poszukać w necie, na YT też. Przede wszystkim zabijają mleko, wszystko co w nim jest żywego i odżywczego. Odtłuszczają i dają do sprzedaży biały, wyczyszczony antybiotykowo płyn, który z mlekiem ma bardzo mało wspólnego.
    Riannon, dorośli ludzie nie potrzebują już świeżego mleka, jeśli już, to rzadko. Czasem powodem odrzucania jest jakaś alergia (mleko świeże zachowuje pyłki i substancje roślin, na które można mieć uczulenie). Kwaśnienie, fermentacja, zwłaszcza mleka krowiego, jest bardzo wskazana dla żołądka i trawienia, wprowadza właściwe bakterie do jelit.
    Zdrówka życzę, ES

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestesmy obrońcami konwencjonalnego rolnictwa, ale prosimy o nie pisanie...To o czym piszesz czyli t/z chów alkierzowy krów, w Polsce prawie wogóle nie jest praktykowany,na polskie warunki jest zbyt drogi, i nie opłacalny.
      Gdyby krowa była zabijana w wieku 3 lat nie zdążyłaby dać mleka .Jałówkę(młodą krówkę) pierwszy raz kryje się w wieku około 24 miesięcy czyli 2 lat ciąża u bydła trwa około 300 dni czyli 10 miesięcy ,więc pierwsza laktacja (która nie jest miarodajna)zaczyna się u 3 letniej krowy. Selekcję w stadzie można zacząć po 3-4 laktacji czyli 6-7 letniej krowy :)
      Kulawizny u krów nie wynikają z braku wapnia (pasze przemysłowe są doskonale zbilansowane i uzupełniają wszelkie braki w mikro i makro elementach) kulawizny są powodowane tym że w procesie hodowli większą wagę przykłada się do mleczności a nie do budowy między innymi nóg.
      I tak można by dalej i dalej ale nie warto bo WY wiecie lepiej :)))
      Pozdrawiamy

      Usuń
    2. He, jeśli uznać 3+2=5 to małe przejęzyczenie, i tyle. ES

      Usuń
  4. To co jest w supermarketach, zywo przypomina w smaku karton. A wszelkie alergie biora sie z zanieczyszczenia srodowiska i tego, czym karmione sa zwierzeta i nawozone pola. Sama chemia.

    OdpowiedzUsuń
  5. To nawet nie jest tak, że oni nie czują róznicy, otóż czują. Produkty naturalne wydają się im być bez smaku, bo są pozbawione glutaminianu sodu i innych wzmacniaczy smaku (np. swojski pasztet i inne wyroby), lub też im śmierdzą. Np. świeże mleko, masło lub ser. A jajka wolą fermowe, bo taka wiejska kura to chodzi po podwórzu i nie wiadomo co je.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamiętam, że gdy byłam nastolatką moi rodzice mieli małe gospodarstwo, krowę, cielaczka itd. Po ubiciu świnki i cielaka podarowali kawał cielęciny rodzinie w mieście. Ciotka nie wzięła bo: "może krowa szczura zjadła..."

    OdpowiedzUsuń
  7. He, te ciotuchy, pełno ich teraz w miastach się namnożyło. Mózg wyprany przez reklamy środków czystości i pięknych opakowań, zerowa znajomość faktów i życia. Najgorsze, że ciotuchy owe, w formie matek albo nadtroskliwych babć (nie wiem czemu, ale mężczyznom jakoś mniej się ta odchyłka zdarza) wychowują dzieci w takim "chigienicznym" zakodowaniu tego, co najistotniejsze dla zdrowia. Jednym słowem robota wroga świetna. Ludzie w większości sami sobie kuku robią i zrobią. Wystarczy ich jeszcze trochę jakimś zarazkiem czy bakterią nastraszyć. Przez media rzecz jasna i okropną plotę. ES

    OdpowiedzUsuń