15 stycznia 2012

I znów nowy rok

Trzynastego w piątek, oprócz "ruskiego" sylwestra była na niebie koniunkcja Wenus (patronka przyjemności towarzysko-zmysłowo-artystycznych) z Neptunem (patronem alkoholików, artystów, jasnowidzów i telemaniaków) w znaku Wodnika, abstrakcyjnym, górnolotnym, zbiorowo-ideowym i internetowym. O 17, jakby ktoś pytał.
Myśmy na Małankę w GOKu nie wybrały się, już tłumaczyłam dlaczego. Lubię biesiady, przy których można sobie porozmawiać w gronie znajomych. Tańce i swawole męczą mnie już po godzinie i chce mi się zwyczajnie spać.
Ale za to trafiła się inna towarzyska rozrywka, całkiem nieplanowana. Cud koniunkcji zaczął działać. Jakiś czas temu namierzyłam przez internet nowego sąsiada, osiedleńca w wiosce "rzut beretem przez las". I nagle zgadaliśmy się konkretniej i zaprosiłam go na herbatę zapoznawczą do domu, po zachodzie słońca i nakarmieniu wszelkiej zwierzyny. Tak jakoś o 17 to się wydarzyło. No, i okazało się, że ciekawy człowiek i dobrze nam się rozmawiało. Głównie o kwestiach osiedleńczych i remontowych, ale także wstępnych i nie-wstępnych konkluzjach na temat wioskowych "swoich i tutejszych" oraz ich alkoholo-licznych przypadłości.
Ledwie wyszedł po swojej wizycie za próg zadzwonił telefon. Odebrałam. I ku mojemu zdumieniu usłyszałam życzenia noworoczne od dawnego klienta z okolic, przekrzykującego się z melodyjnym disco-polo w tle.
- Proszę się nie dziwić. Mamy teraz Małankę, nowy rok świętujemy. Ja wszystkim życzę, tak jak mam numery w telefonie ustawione, po kolei. Przepraszam każdego za to, co nie wyszło i życzę wszystkiego dobrego.
- Rozumiem. W takim razie nawzajem wszystkiego najlepszego dla pana i rodziny!

No, i zaraz na nowyj hod spadł śnieg i mamy zimę. Dzisiaj nawet dzieciaki przybyły z miasteczka, żeby na saneczkach z naszej Góry pozjeżdżać.

3 komentarze:

  1. A u nas w cerkwii, w niedziele bedzie dyskusja, a raczej wyrazenie opinii na temat ewentualnego powrotu do starego kalendarza czego sobie zazyczyl arcybiskup, jako ze jstesmy troche podzieleni w swietowaniach ;-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewa witaj. To nie tak, koza nie jest przekarmiona. Nie dokończyłam tej historii wczoraj na blogu. Wyszła jej macica i to był problem. Jeden wet mi powiedział że kozlak jest martwy i trzeba wyciągnąć. Drugi przyjechał, wsadził macicę na miejsce, a małe żyje. Kozę pilnuję dnie i noce. Przez to być może będzie potrzebna cesarka.
    To jest dość ciekawy przypadek. Jeżeli chcesz, mogę Ci wysłać zdjęcie na maila jak to wygląda.
    W niedzielę wieczorem wyszła jej pochwa razem z kawałkiem macicy. Koza parła jakby rodziła, chciała się tego pozbyć bo pewnie ją to bardzo rozpierało. Meczała przy tym okropnie i dyszała. To trwało całą noc i pół dnia do przyjazdu drugiego weta.
    Ten normalny weterynarz powiedział że czasami się tak zdarza, gdyby było jeszcze dużo czasu do wykotu, trzeba by było zaszyć. Jednak Mizia na dniach będzie rodzić, więc nie zdecydowałam na szwy, gdyż czasami nie ma mnie w domu kilka godzin, a szwy będzie trzeba przeciąć w trakcie porodu. Jednak szczerze wet przyznał że koza nie ma wielkich szans urodzić normalnie. Nie nadaje się również do dalszej hodowli, ponieważ na 99% sytuacja się powtórzy przy kolejnej ciąży.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. http://kozolin.dbv.pl/forum/viewthread.php?forum_id=4&thread_id=1401&rowstart=0
    Tutaj jest opisane wszystko co się działo z kozą przez ostatni miesiąc. Szukałam pomocy i złożyłam wątek. Jeżeli jesteś zainteresowana tematem, zapraszam. Chętnie też poznam Twoją opinię.

    OdpowiedzUsuń