29 listopada 2010

O zimie dwojako

I dotarła Pani Zima. Z tej okazji paliłam wczoraj w dzień jakieś 4 godziny w c.o., po czym klasycznie rozgrzałam ścianówkę. Chyba tak to mniej więcej będzie zimą wyglądało.
Dzisiaj sypie i zawiewa, ale temperatura na moje oko bliska zeru, bo śnieg miękki. W naszym przeprowadzkowo-budowlanym bałaganie trudno odnaleźć termometry zewnętrzne, zdjęte z okazji szalowania chaty. Przydałoby się też odkopać ciepłe bamboszki, tylko pytanie gdzie zostały zakopane pozostaje bez odpowiedzi.
Zwierzęta pozamykane w oborze i kurniku, nawet Gusia nie była chętna wychodzić na wiatr sypiący śniegiem prosto w dziób. Jedynie Kola wypada przy byle okazji na dwór i szaleje na śniegu. Uwielbia zimę, zabawę śnieżkami (trzeba szybko rzucać, bo jest tak zła na każdą śnieżkę w ręku, że może ugryźć), bieganie i szczekanie po lesie i w sadzie pośród zawiei.
Ciepełko domowe męczy ją okropnie. Kiedy zasypia zaczyna głośno sapać i chrapać, wzdycha i jęczy. Na Dąbrowie, w naszej poprzedniej przewiewnej chatce najlepiej się czuła, mieszkając w sieni, gdzie wiatr potrafił nawiać szparami w drzwiach sporo śniegu, który wcale nie topniał. I najlepiej jej się spało, głęboko, mocno, bez ruchu, w zwiniętym kłębku, gdy panował mróz -15 stopni. Przy wyższym zabierałyśmy ją do pokoju, czego nie lubiła, ale Ania nie mogła ścierpieć myśli, że jej ukochany pies się męczy. Wtedy dopiero zaczynała się męczyć! Bo posłanie mieściło się jedynie koło pieca.
Za to Miła należy do istot zdecydowanie ciepłolubnych. Wypada na siku szybciutko, biegnie prędko w las, szczekając dla odwagi i już zaraz wraca, posypana białym proszkiem. Pamiętam, jaki szok przeżyła pierwszej swojej zimy na wsi, w 2005 roku, która akurat była wyjątkowo sroga i śnieżna. Dostała wtedy spanie na starym babcinym fotelu ustawionym koło pieca, bo na podłodze nisko cały czas drżała. Kiedyś wieczorem wypadła na siku na dwór, a było jakieś 35 stopni akurat na minusie. Już po trzech minutach za drzwiami wejściowymi rozległ się głośny skowyt. Wpadła z powrotem tak skostniała i rozdygotana, że ją pod kołdrę wzięłam i kilka minut rozgrzewałam, bo zdawało się, że ataku padaczkowego dostała. Tak, tak było.

4 komentarze:

  1. Inna zima na wsi a inna w mieście...

    Kiedyś, w Polsce zima dla nas stanowiła wyzwanie- nie mieliśmy samochodu, piece w domu i razem z K. ciągaliśmy na sankach worki z węglem ze skupu. Raz jak poszedł zbierać drewno w okolicach dworca PKP w Cieszynie- Sokiści go spisali a policja do domu przywiozła...

    Teraz włączam tylko przycisk na ścianie i robi się cieplutko... Ale chciałby człowiek tak do pieca się przytulic i nad otwartym palnikiem podumać... Heh!

    Trzymajcie się cieplutko dziewczyny!
    I zwierzęta!

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim psiakom, od minus 10 st przymarzają łapki do podłoża. Pewnie więcej jest w tym histerii (bo szczypie czy łaskocze) niż bólu. Niemniej jednak, podczas mrozów, mam kłopot nawet z wyprowadzeniem ich na krótkie siku. Obciąża mnie to psychicznie, dlatego wolę te zwały śniegu, które właśnie dziś na nas opadły i odcięły od świata, niż mrozy, które zapowiadają od jutra :-(

    OdpowiedzUsuń
  3. A to ciekawe... u mnie problem z wychodzeniem nie tylko niestety na siku na dwór mają zawsze koty. Początek zimy jest zatem w domu z nimi istnym polowaniem na czarownice. Mimo kuwety wszystko wydaje się nam podsikane i podejrzane. Albo koty profilaktycznie lądują na tarasie i marzną tam "do skutku". Dzisiaj Ania odkryła np. kocie perfumy na maszynie do szycia! Ale był dym!
    Z czasem jakoś się przyzwyczajają do zagrzebywania swoich odchodów w zimnym śniegu (trzeba widzieć jak się po tej czynności otrząsają z obrzydzeniem, każdą łapkę z osobna...). ;-)
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  4. zwierzaki jak zwierzaki ale ehm.... ciezko mi wyobrazic sobie korzystanie z latrynki na zewnatrz przy trzaskajacym mrozie...

    OdpowiedzUsuń