16 września 2010

Wsio-projekt

W przerwach pomiędzy dojeniem kóz, karmieniem psów, kotów, kur, sprzątaniem, szorowaniem kuchennego pieca, rąbaniem drewna, paleniem pod płytą (aby wysuszyć grzyby i nagrzać przy okazji wody na wieczorną kąpiel), paleniem w chlebowym (aby suszyć jabłka), pasieniem kóz na ugorze i w sadzie, kolejnym karmieniem całej watahy, dojeniem i zapędzaniem na nocny spoczynek pod dach oraz warzeniem sera przejrzałam dzisiaj kolejne strony internetowe w temacie: ekowioski.
Interesuje mnie on od dość dawna. I co jakiś czas aktualizuję posiadane informacje.
Robię to nie dlatego, że chciałabym w czymś takim uczestniczyć, ale dlatego, że z pewnego pokrewieństwa wyobraźni utopistki mam pociąg do poznawania realiów tych projektów i przedsięwzięć.
Nie jestem trendziarą, idealistką społeczną (jeśli już to a-społeczną), mam usposobienie pustelnicze i nie interesuje mnie stowarzyszanie się, mam też swoje lata, które sprawiają, że z wielu rzeczy wyrosłam. Także mnóstwo rzeczy w okresie dziecinno-młodzieżowym poznałam i przeżyłam w starym dobrym ZHP, na obozach letnich w lesie i w innych działaniach harcerskich. Więc nie marzy mi się, żeby budować (ani tym bardziej mieszkać w nich) chat kurnych z epoki brązu czy średniowiecza (i nawet domku hobbita też nie, bo nasłuchałam się od sąsiadów jak to się w ziemiankach mieszka wespół z wężami, ślimakami i ropuchami, zwłaszcza w mokry rok i na przedwiośniu), ostrzyć miecz czy pleść kolczugę albo przebrana w lniany strój bajać społem przy ognisku, tudzież wzywać stare bogi zdezaktualizowaną mową ojczystą. Oczywiście, to są fajne pomysły na wakacje, dla pasjonatów itp., no, i przede wszystkim dla ludzi młodych.
Podobają mi się i bawią mnie działania typu: zakładanie plemienia słowiańskiego w gronie studentów i studentek i świętowanie wspólnie Kupały, nurzając się nago w leśnym jeziorku i pijąc przy ogniu starosłowiańskie piwo miodowe marki Warka. Walki na miecze i topory u stóp starego zamku w lipcowy łykend, czemu nie?
Tylko to jest zabawa, i tylko zabawa, nawet, jeśli znajdą się w gronie tacy zdolni, którzy baje własne układają, kalendarze stosują, słowiańskie bóstwa wielbią i wzywają, swoje miecze własnoręcznie kują, mało tego, w drewnianej chacie krytej słomą żyją ubrani w lniane koszule na co dzień i od święta.
Projekt ekowioski zakłada wcielenie idei wiodącej jakąś grupę w rzeczywistość. Nie jednorazowo, nie na rok-dwa, ale na całe życie. Być może całe życie własne i swoich potomków.
Poznałam kilka rodzajów założeń, statutów, słowem dekalogów i ksiąg praw takich wspólnot. Same w nich wielkie słowa, przewodzi cel zmienienia świata i uczłowieczenia cywilizacji wespół z duchowym rozwojem i nawiązaniem harmonii z Matką Ziemią. Przejrzałam galerie zdjęć i poczytałam forumowe dyskusje na różne tematy.
Większość realizacji idei ekowioski w Polsce jest w powijakach i na wstępnym etapie szukania ziemi lub zasiedlania nowokupionego domu oraz czekania na przekształcenia prawne statusu tego i owego. Pchają je do przodu pojedyncze osoby, pary i niewielkie grupki znajomych (2-4). Licząc, że znajdą się tacy, którzy z czasem dołączą, pomogą w pracach polowych i budowlanych, przyniosą nowe pomysły (no, i kasę, o której prawie się nie mówi).
Wszystkie te strony są oficjalne i prowadzone w tonie mega-pozytywnym. Nie ma tam rzeczywistości (białej, czarnej i szarej, biała jest wybielona). Na zdjęciach królują młodzi i najmłodsi osobnicy. Ci, co ciągną sprawy bywają w poważniejszym wieku ok. 40-50 lat. Starszych nie zauważyłam. No, ale oni chcą budować społeczeństwo przyszłości. Są lepiej osadzeni, mają kasę na początek, wiedzą, co to ciężka i zorganizowana praca. I postanowili zrealizować marzenie swego życia, bo to ostatnia być może chwila, żeby to zrobić. Stając się na starość mędrcem nauczającym wspólnotową młodszą brać.
Podporą większości tych ideo-wspólnot są książki Megre i nauki Anastazji (która nie wiadomo czy naprawdę istnieje). Przedmiotem zazdrości - 300 takich wspólnot powstałych w Rosji. Wsparciem - bracia i siostry z komun wioskowych z krajów zachodnich i izraelskich kibuców. Prym wiedzie budownictwo ze słomy i gliny. W planach jest utworzenie wspólnotowego osiedla o geometrii pszczelego plastra, kwadratowe działki jednakowej wielkości, dróżki i drogi, samowystarczalność energetyczna, żywieniowa i wszelka inna (a więc do tego kowalstwo, tkanie z lnu i wełny oraz krawiectwo też musi być).
Większość zapaleńców jest wegetarianami, którzy wznoszą na sztandarach hasła ekologiczne i permakulturowe, leśnych ogrodów rodzących obficie wielkie ilości orzechów, szyszek cedrowych, jagód i innych owoców, uprawy zbóż bez przewracania ziemi łopatą i w ogóle fajnego lenistwa codziennego na wsi.
Niektóre wspólnoty prosperują w oparciu o religijne wartości, przeważnie hinduistyczne. Palą agnihotrę, mantrują, chronią Tybet, stawiają znaki anty-GMO na swoich działkach.

Po tym wstępie wspomnę o moich wnioskach osiedleńca.
Szkopuł w tym, by zebrał się zespół. Ba, by zebrało się troje. Bo dwoje to zwyczajne. O czworgu, dziesięciorgu nie marząc.
Internet jest o tyle kiepskim wynalazkiem, że siedzą w nim głównie miastowi. Ludzie ze wsi rzadziej, a rolnicy to tylko tacy, co z miasta zjechali.
No, więc obraz rolnictwa i życia wioskowego jest spaczony i wypaczony. Nie ma do niego dostępu innego, jak samemu zjechać, zobaczyć i przymierzyć się.
A na takim spotkaniu od razu z punktu dzieją się zaskoczenia. I już na wstępie WIĘKSZOŚĆ odpada.
Łatwo jest se siedzieć przy ogniu ciepłym latem, chińską zupkę wcinać i gadać, gadać o ekowiosce, wspólnocie, rodach i radach zgromadzonych, co decydują. I o tych orzechach, co same rosną i do gąbki wpadają. I o komputerze (samowystarczalnie wytworzonym) napędzanym wiatrakiem, wodospadem albo słońcem.
Łatwo jest jechać na warsztat tego i owego, a to kopania rowków w ziemi, a to sypania wzgórka ziołowego, a to stawiania magazynu na meble ogrodowe z gliny i słomy (kombajnem ściętej i kostkarką ściukowanej). Żeby zapoznać się osobiście (ze sobą, bo nie z tematem). Czas spędzić miło i gadać, gadać, gadać znowu. I napędzać się.
Jak się ma kasę łatwo nawet pewne rzeczy samemu zacząć i zrobić. A potem skrzykiwać co roku internetowych młodych marzycieli z miasta, żeby niby ich czegoś nauczyć (np. łopatę prawidłowo trzymać w garści albo drewno na opał przerąbać), a tak naprawdę szukać, szukać, szukać... tego trzeciego. Co by ruszył lawinę.
Jak już się trafi jeden z drugim to gada, gada, gada i gołodupiec przeważnie jest. A na dokładkę zamiast na ciesielce czy rżnięciu piłą najlepiej zna się na dęciu we flet albo pukaniu w bęben.
No, więc wybór jest marny. Bo masz sztukę na co dzień, górnowzlotne rozmowy całą gębą dzień i noc, i zaiwaniasz na chleb sam, nie dla siebie, dwojga, a na troje-czworo, co piosenki śpiewają albo medytują, gdy inni fizycznie harują.
Rzeczywistość skrzeczy. Rozczarowanie jest częstą goryczą.
Miastowi nie nadają się do pracy na wsi. Nie tylko nie umieją, ale i siły nie mają. No, i stosownej zawziętości w sobie, żeby swoje miejskie nawyki przezwyciężyć. I choćby wstać o tej przyzwoitej siódmej-ósmej rano (już nie mówię przecież 4-tej), a nie o dwunastej. I nie kąpać się choć raz dziennie.
Z kolei wieśniacy nie muszą ekowiosek zakładać, bo często mają je na co dzień w naszej polskiej wschodnio-południowej krainie.
Ostatecznie, fakt jest taki: realizuję projekt eko-wioskowy osobiście i dziękuję Bogu, że choć drugą osobę udało mi się do niego namówić. A wioskę i to ekologiczną mam za płotem. O prastarych korzeniach i osadzoną w ziemi przodkami i duchami, a nie słowami. Oby udało mi się choć w maleńkiej części zintegrować z tym, co jeszcze jest, to będę szczęśliwym i spełnionym człowiekiem!
Co do tego, kto przetrwać może koniec świata też jakoś nie mam wątpliwości. Stawiam na chłopa. Co z ziemi jest i skromnie żyje, pracując w pocie czoła wśród pól i lasów.

12 komentarzy:

  1. Byłem na tych warsztatach budowy składziku na meble ze słomy i gliny i potwierdzam, że miastowi się do takiej roboty nie nadają. Sam byłem tego najlepszym przykładem, przeforsowałem się już pierwszego dnia, bo chuchro jestem i wiele mi nie było trzeba. ;)

    Ekowioski jako takie niespecjalnie mi się podobają. Samowystarczalne gospodarstwo (energetycznie, może też żywnościowo)? Świetny pomysł. Samowystarczalne osiedle? To mnie już nie ciekawi, bo ja raczej aspołeczny jestem i wolałbym mieć daleko do sąsiadów...

    OdpowiedzUsuń
  2. I tego się trzymać! Najważniejsze, co w sercu!

    Ja powiem tak: temat bardzo bliski ze względu na moją przeszłość ekologiczną (tudzież: Technikum Ochrony Środowiska).I widzę, żeś świetnie zorientowana w terenie :) Tak naprawdę projekt ekologicznych wiosek w Pl nie istnieje!!!Żaden tam Wolimierz ani Dąbrówka... Pojedyncze jednostki to i owszem- pasjonaci i psychopaci. A o tworzeniu eko- wioski w miejscu danej wioski nie ma szans! Przynajmniej na polskim gruncie. Pewnie znasz projekt z Barcelony-im się udało, bo i pieniążki się znalazły :) Ja nie widziałam ale siostra była i potwierdza.
    Fundusze na te cele są, owszem. Ale wymogi również. Nie do spełnienia.

    Ty żyj.
    Ja to Zielone Brygady co najwyżej mogę sobie poczytać i pomarzyć.
    Ale ekologię trzeba szerzyć! Matkę Ziemię kochać i znajdować możliwości mediacji ekologicznych z gospodarzami rolnymi!

    Czuwaj!

    p.s.
    niektóre miastowe wcześniej wstają niż wsiowe- ja przez 2 lata, po kilka dni w tygodniu wstawałam do pracy o 3 nad ranem!

    OdpowiedzUsuń
  3. AAAAA- zapomniałam: Anastazja nie istnieje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mądrze prawisz Ewo.
    Jakie jest rozczarowanie ludzi, jaki im mówię, że plony słynnych orzeszków cedrowych z ha to w dobrym przypadku kilkadziesiąt kg rocznie. A i to jeżeli uda się plantacje zabezpieczyć przed wiewiórkami i ptakami. Jakoś za cholerę nie można ich nauczyć by przynosiły do ręki te orzeszki :D

    Z racji rzeczy o których bloguję złożono mi już 2 propozycje udziału w takich przedsięwzięciach. Odmówiłem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czaroffnico, ktoś sprawdził i udowodnił, że Anastazja nie istnieje? czy może sam Megre się przyznał? Bo przecież ona może być zmiennokształtna i w 4 wymiarze mieszkać. ;-)
    Przyznam, że nie znam jego książek. Ale znam kilka osób napędzających się nimi. I stąd posiadam trochę info.
    Przeraża mnie wizja kwadratowych działek, teatrów i bibliotek wśród labiryntu dróżek, które przecież trzeba czymś ogrzewać (przynajmniej biblioteki, stale, a nie od święta). No, ale oni mają mieć wieczny ogień, zapomniałam. Gdzie w tym natura, dziki krajobraz? To raczej ewidentne budowanie NWO, Nowego Porządku Świata. Chyba nie na darmo Megre zrobił się popularny w Izraelu i kosi kasę, a nie pali w piecu własnoręcznie rąbanymi bierwionami gdzieś w tajdze.
    Starowierca Trechlebow zwrócił uwagę na to, że Anastazjowcy budują osiedla zbyt zagęszczone, za daleko od naturalnych zbiorników wodnych i wystawiają się na zgubę jak głuszec na tokowisku. W mega-kryzysie przeżywa indywidualista, a nie zbiorowy tsztuczny twór społeczny, w którym w takich czasach do władzy mogą dojść - jak zawsze - jednostki patologiczne i bezwzględne.
    Co do komun zachodnich - najmniej wiem. Ale ogólnie rzecz biorąc wnioskuję, że: Rosjanom się udaje, bo u nich zniszczono własność prywatną ziemi sto lat temu i teraz zaczynają na czysto od nowa, nie mając w sobie żadnych wątpliwości ani pamięci.
    Na zachodzie się udaje, bo tam rządzi kasa i kasa jest.
    W Polsce (może szczęście w nieszczęściu), gdzie władza doi jak może obywateli jest za głupia, aby wspomagać takie dziwaczne przedsięwzięcia finansowo. No, i tradycja chłopska i wiejska jest żywa, autentyczna. Na Podlaskich (ale i pewnie góralskich, świętokrzyskich, mazurskich, bieszczadzkich) wsiach można by uruchomić samowystarczalność w razie kryzysu dość łatwo w razie kryzysu energetyczno-żywieniowego. Są jeszcze maszyny ręczne i ludzie, którzy umieją je obsługiwać. Krosna, olejarnie, gremplarnie.

    Wojciechu, zdrowy rozsądek to podstawa. I uczciwość. Tylko z takimi ludźmi można coś rzeczywiście dobrego zrobić. Niestety, w tej branży odlotowców nie ma nikogo do szpadla i wideł, za to do gadania i wychwalania swego ogonka pełno.

    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  6. Krzyś, daleko masz tę działkę od sąsiadów? Czasem dobry sąsiad to skarb. (jak zły to przekleństwo gorsze od żony sekutnicy).
    Obejrzałam twój film i rozpoznałam znajome sobie zachowania Miastowych na pierwszy rzut oka. Starcza poznać dwie trzy osoby z tego światka, żeby znać wszystkie.
    Co do siły... wiele daje zaprawa, wdrożenie się i można się podciągnąć. Natomiast najgorsze jest to liczenie na to, że ktoś inny zrobi coś za ciebie, a ty będziesz uczestniczyć w podziale łupów i świetnej zabawie.
    Czaroffnico, oj, wiem, że Miastowe w swoim Mieście wstają nawet o 4, żeby uczestniczyć w wyścigu szczurów i zarobić na czynsz. Ale na wsi od razu jakoś spać im się chce, ptaszków słuchać, gadać, gadać, nalewkę popijać swojską kiełbasą zakąszając albo prosiaka na ruszcie kręcić i do roboty, nawet jak się taki zadeklaruje, że coś w zamian zrobi, nie ma żadnego. Bo co tu zrobisz, jak się wstaje w południe, a potem je śniadanie do pierwszej, po czym macha łopatą 2 godziny, no, i trza obiad zjeść, a potem to już tylko spacer po lesie czeka. A i kąpiel w gorącej wodzie by się przydała. Zasłużona, a jakże. O zapłacie nie ma mowy, bo przecież kury za darmo jaja znoszą, a gdy się pali w piecu to sama przyjemność.
    Kąśliwa jestem, ale trudno. Może za mało o tym się mówi, więc mówię sobie a muzom.
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  7. Ekowioski to zawiły temat, tak naprawdę to co jest u nas to wiejskie społeczności alternatywne. I bardzo mi się podoba to co czarownica napisała, to pasjonaci ale i psychopaci. W niektórych przypadkach po prostu za dużo obcowania ze środkami przenoszącymi w inny wymiar;]

    OdpowiedzUsuń
  8. Raczej nie psychopaci, a fanatycy, to pewna różnica. ;-) E.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaskakujące te obserwacje, ale pewnie prawdziwe.
    Więc może trzeba, żeby każdy robił w temacie ekologicznym co może i umie? By oszczędzać energię, wodę, zmniejszać ilość produkowanych śmieci wystarczy chcieć i trzymać się pewnych zasad, nie czyniąc wyjątków. I można sobie być miastowym, bez hasełek, wspólnot i ...Anastazji :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Pewnie tak, marroczny-umyśle, pewnie tak. Ale to i tak nie zatrzyma już nadchodzącej zguby.
    Pozdrawiam
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ewo jakiej zguby :) ?? wychodzimy z Cienia. Zaafirmuj sobie piękny świat, Twórz, Dbaj i raduj się z tego.

    OdpowiedzUsuń