19 marca 2010

Kursu dzień drugi

Wczesnym ranem nad wsią, we mgle unoszącej się znad lasu i pól ciągnął się klangor dzikich gęsi lecących na wschód. Powitały mnie śpiewy wiosennych ptaków. Szkoda, że nie umiem określać ich rodzajów po głosie. Ale głosy znam doskonale. Może to kosy, może drozdy, może pliszki albo rudziki. Nie mam pojęcia.
Zapachniało dziś wszędzie wiosną.
Jak wczoraj odebrałyśmy resztę kursantów z wioski. Pani Marusia "cełuju nocz wariła syr" i spała ledwie dwie godziny. Trzeba podziwiać jej zapał. Minęła już siedemdziesiątkę. Ale pracowitością, uwagą w nauce, pilnością i ambicją nie ustępuje dużo młodszym od siebie.


Przeszedł drugi dzień kursu. Nauczyliśmy się robić ricottę (choć nie wyszła tak dobrze, jak chciałby główny serowar prowadzący, Krzysztof, to jednak wszystkim smakowała) i twaróg nieco innym sposobem, niż gospodynie zazwyczaj robią. Wiedza jak twórczo w praktyce wykorzystać serwatkę po serze jest bardzo cenna. Do tej pory ten bogaty w smaczne i wyjątkowo zdrowe białko serowe płyn szedł dla zwierząt. Skarmiałam nim kury, psy i resztę oddawałam naszej sąsiadce dla świń i indyków. Tymczasem robi się z niej jeszcze żętycę albo ricottę, w Polsce z dawna zwaną cygier (informacja od Eugeniusza). I dopiero tym, co pozostanie skarmia się zwierzęta.


Sery typu gouda, które wczoraj powstały zostały pięknie zaparafinowane.
A gołki podhalańskie, wczesnym ranem wyjęte z solanki, pokrojone i dane do zjedzenia uczestnikom bez wędzenia, na które było za wcześnie. Większości ich słony smak przypominał mocno fetę i podobał się, ale ja wolę wędzone serki i dlatego doprowadzę proces do wędzonego końca, gdy tylko zrobię jakiś ser.


A będzie to całkiem prędko, bo mamy z Anią zaproszenie do pani Marusi na ćwiczebne boje serowe w najbliższych dniach.
Po powrocie wyciągnęłam z piwnicy ostatni zeszłoroczny ser i spojrzałam na niego już fachowym okiem. Zrobiła mu się ciekawa, sucha, lekko pleśniowa skórka o zapachu grzybowym. Okazało się, że daje się ukroić nożem i choć już nieco podeschły, to zachował trochę wilgoci w środku. Najlepszym dowodem właśnie fakt, że nóż łatwo w niego wchodzi. Podobno niektóre dojrzałe sery są tak twarde, że trzeba je rąbać albo rozszczepiać sposobem! Zrobiłam go bez zaszczepienia żadną kulturą bakteryjną oprócz ulepienia w podgrzanej mocniej serwatce, na prosty sposób góralski. Minęło mu właśnie pół roku.
Dostał dziurek ("oczkowania", mówiąc fachowo). Jest łagodny i słodkawy w smaku.

3 komentarze:

  1. W przyszłości sam zamierzam robić serki. Smakowicie to wygląda :)

    1.Mogłabyś napisać jakie mleko jest najlepsze (najwydajniejsze) na sery? Chodzi mi o gatunek zwierzęcia.
    2.Słyszałem, że niektóre odmiany krów dają tłustsze mleko, czy są też takie odmiany co dają mleko lepsze na ser?
    3.Czy do produkcji sera żółtego potrzebna jest podpuszczka i jeśli tak, to skąd ją bierzesz?

    Byłbym bardzo wdzięczny za odpowiedzi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wojtku, z mlekiem jest różnie. Wbrew pozorom wysokowydajne krowy dają dość słabe mleko na ser. Najlepsze jest od szczęśliwych krów, nieeksploatowanych, pasionych naturalnie i oczywiście z określonych cyklów dojenia. Poczytaj blog Eugeniusza (jest w moich linkach), tam jest też kilka wzmianek o rasach krów. Tam albo w jakimś innym jego blogu, do którego znajdziesz tam ścieżkę.
    Zdarza się, że są to cechy osobnicze zwierząt.
    Sery krowie - można ich zrobić więcej z racji ilości udoju, ale są tańsze od np. kozich.
    Sery kozie są coraz popularniejsze w Polsce i można znaleźć napalonych klientów, spośród np. wielkomiejskich alergików albo cudzoziemców, albo stołecznych snobów. ;-)
    Są prawie 2x droższe od krowich, ale za to musisz mieć więcej kóz, aby zdobyć zyskowną ilość mleka.
    Niemniej mam znajomego, który z kilku rasowych kóz robi podobno tyle sera, że zarabia miesięcznie ok. tysiąca złotych.
    Można też mieszać mleko krowie z kozim, ale takie fałszywki dla niektórych są gorsze w smaku, poza tym nie nadają się dla alergików mleka krowiego.

    A na koniec, żeby robić sery podpuszczkowe trzeba się tego od kogoś nauczyć na przykładzie, z opisu książkowego, z internetu nie dowiesz się wszystkiego, bo pewne rzeczy są "nieopisywalne". Trzeba dotknąć, powąchać, zobaczyć.

    Podpuszczkę można kupić poprzez internet, kliknij w Allegro. Albo w hurtowniach mleczarskich.
    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń