8 marca 2010

Założenia

Ekonomia i rolnictwo. Pieniądz i życie. Człowiek i zwierzę-rośliny. Gdzieś tu leży zgubiony klucz. W necie można znaleźć strony, miejsca, informacje mówiące o tym, że ludzie zwariowali.
Nie jestem ludzie.
Na tyle, na ile nie jestem ludzie i na ile pozostaję człowiekiem decyduję o sobie. I o zwierzętach mi podległych. A one o roślinach im (i mnie) podlegających.
Moją ekonomią jest życie. Ekonomią zwierząt jest przetrwanie gatunku. To są nasze wspólne interesy, choć hierarchiczne. A nie-produkcja dla was, nie-człowieków.
Samowystarczalność. Ziemia daje tyle, ile potrzebuję. Ile potrzebują moi bliscy. I w przyszłości bliscy moich bliskich.
Moją fizycznie ograniczoną pracą nie produkuję nadmiaru. Po co? Chcesz, aby było coś z mojej ziemi, roślin i zwierząt dla ciebie?
Zaprzyjaźnij się. Daj coś w zamian. Pracę, wartość, śpiew. Utwórz wspólnotę.
Taka jest wspólnota.
Stworzymy ją.
Inaczej, chadzajmy swymi innymi drogami.

8 komentarzy:

  1. Murzyni też tak rozumowali. I nie chcieli pracować na plantacjach. Ponieważ zaś niewolnictwo w międzyczasie zniesiono (od czego, jak powtarza prof. Plit, powierzchnia Sahary uległa natychmiast widocznemu powiększeniu!), nie bardzo było ich jak zmusić. Dlatego mocarstwa kolonialne wymyśliły podatki tzw. "wychowawcze". Co by przynajmniej na tyle, żeby ten podatek zapłacić, Murzyn musiał się do pracy na plantacji wynajmować. :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jacku, jesteś ludzie, czy tak? ;-)
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. Uważam, że strzela Pani z armaty wielkiego kalibru do muchy, co do której nie ma w ogóle pewności, że istnieje, bo na razie to tylko słychać jakieś nieokreślone brzęczenie. Postawa rzekomo "liberalna", że niby jak coś na siebie nie zarabia to jest be i nie warto o tym rozmawiać, jeśli nawet trafia się w mowie, to na pewno nie w czynach - inaczej, skąd by się brał szalony popyt na 40-metrowe mieszkania w blokach na Tarchominie, które jako żywe niczego nie produkują, niczego produkować nie mogą i na pewno nigdy niczego produkować nie będą..?

    Każdy może ze swoją własnością robić, co mu się żywnie podoba.

    Choć umiarkowany, "wychowawczy" podatek od nieruchomości (koraniczne 2,5%..?) to nie jest zła rzecz: bo to, w jaki sposób została zniszczona i zapuszczona moja ziemia, nim ją kupiłem, to był grzech...

    Pozdrawiam najserdeczniej,

    Jacek

    OdpowiedzUsuń
  4. Jacku, ja do niczego i z niczego nie strzelam. Chyba trochę jednak źle się zrozumieliśmy. Na podatkach się nie znam. Kwestia państwa i człowieka jest paląca i pewnie wystrzeli niedługo "wojnami rządu z obywatelami, rządzących z poddanymi" (cytuję Nostradama), za co owi obywatele wypną się na "wizerunki panów, książąt i królów i nigdy już nie będzie ich reaktywacji". Jak na razie próbuję jak każdy zdrowy na umyśle obywatel próbować prosperować w tym systemie-demonie, ale to jest nie tylko trudne, to jest nie-człowiecze. I staram się nie zeszmacić i nie oddać duszy na żer "ludziom". Bo wierzę, że dożyję czasu, gdy w ludziach obudzi się człowiek. Na razie przebudzeni muszą udawać, że śpią. Demon nie śpi. Pozdrawiam, Ewa

    OdpowiedzUsuń
  5. Słowo "obywatel" ("citoyen") w końcu XVI wieku raczej nie mogło być użyte jako przeciwstawne "rządowi"... Bo "obywatelem" był wtedy dumny członek rządzącej (w swoim mieście naturalnie) korporacji, a pojęcie "rządu" to już w ogóle anachronizm dla tamtych czasów, nawet Machiavelli jeszcze go nie zna... Ale dobrze, już gdzieś, kiedyś napisałem, co nas różni najbardziej - i tym czymś jest nauka jako pewien szczególny, tj. poddany rozlicznym i surowym rygorom, sposób poznawania świata. Również ta instytucjonalna do której - świadom jej rozlicznych słabości, znanych mi ponikąd z pierwszej ręki - jednak mam zaufanie. W każdym razie - dużo większe niż do jakichś XVI-wiecznych szarlatanów, z których mętnych rymów można dowolne wnioski wysnuwać...

    Jeśli mogę sobie tu pozwolić na tyle śmiałości, to rekonstruując w obrębie trochę innego systemu pojęciowego Pani tok myślenia, rzecz ma się rzekomo tak, iż ludzie wyznają zafałszowane, nieprawdziwe wartości, co powoduje, że ich wzajemne stosunki są pełne przemocy, niesprawiedliwości i kłamstwa, czy tak..? I żeby ten smutny stan rzeczy zmienić, trzeba zmienić ludzką świadomość - i wtedy automatycznie również i wszystkie przykre następstwa jej zafałszowania, same z siebie znikną, z dobroczynnym w każde sferze (od kultury osobistej i czystości środowiska aż po sposób utrzymania drobiu...) skutkiem...

    W warunkach idealnego wolnego rynku - tego z utopii Adama Smitha - nie ma miejsca na przemoc. Ludzie przychodzą na rynek ze swoimi produktami i usługami i wymieniają je dobrowolnie po cenach, jakie obiektywnie wynikają z podaży i popytu - a podaż i popyt to po prostu wyraz dostępnych zasobów i pomyłowości w ich wykorzystaniu z jednej, a ludzkich potrzeb (czy prawdziwych, czy zafałszowanych, to już ekonomii akurat nie obchodzi, ta sprawa jest wyłączną domeną moralistów, którzy mają pełne prawo wzywać ludzi do ograniczania czy zmieniania ich potrzeb, jak im się żywnie podoba; co ciekawe - ludzie naprawdę często takich nawoływań słuchają - każda z gotyckich katedr, z dobrowolnych wszak ofiar wzniesionych, jest zakutym w kamień aktem strzelistym triumfu ducha nad materią i potrzeby moralnej nad fizyczną: były miasta, których obywatele i przez 300 lat codziennie ciut mniej konsumowali, by to dzieło, nie na chwałę sponsora czy architekat - żaden z nich nie żył wszak tak długo - tylko Boga samego wznoszone, dokończyć...) z drugiej strony.

    Dopóki transakcje na rynku odbywają się dobrowolnie, nikomu nie dzieje się krzywda. Biedni będą kupować jaja z ferm, bo są tańsze - i dzięki temu żebracy współcześnie spożywają więcej białka i energii niż królowie 300 lat temu. Bogatsi mogą się delektować smakiem produktów "naturalnych". Nie można mieć pretensji do biednych o to, że oszczędzają i wybierają tańsze produkty. W każdym razie, mnie się taka pretensja z lekka niemoralna wydaje... Można ich próbować przekonać, by ze względu na dobro kur wybierali jednak droższe jaja z chowu ściółkowego - nie kupując w zamian np. szkodliwych dla zdrowia papierosów. Nie mam nic przeciwko temu, dopóki obywa się to bez gwałtu - bo już zakaz palenia gdziekolwiek to z całą pewnością jest gwałt niesłychany, podobnie jak prohibicja...

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm... ;-))))))) Pożyjemy, zobaczymy. Tylko tyle wypada mi rzec.
    I jeszcze... Nie irytuj się. Jeśli jest się człowiekiem, a nie ludźmi stoi się na własnym gruncie, a nie zbiorowym i instytucjonalnym. I nie zawierza się instytucjom, które się już dawno w demony przetransformowały.
    To najzdrowsze, co można zrobić wobec pełnego fałszu wizerunku Pani Ekonomii, która dawno sprzedaje się jak Nierządnica na najwyższych szczeblach instytucjonalnej hierarchii.
    Pozdrowienia prosto z lasu (marzy mi się, że kiedyś schroni białych murzynów, którzy zaśpiewają wreszcie wspólnie niebiańskiego blousa i zagrają na nosie zarozumiałym panom systemu)
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  7. Jasne, typowy przeintelektualizowany ludź! Zyje tylko dzieki sztucznej cywilizacji, ktora pada na pysk - i dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest nas dwie!!! Nie licząc naszych połówek jeśli takowe są. My też postanowiliśmy, skoro tu trafiliśmy, aby żyć ekologicznie a przede wszystkim samowystarczalnie, co nie znaczy, że nie korzystamy z dobrodziejstw ludzkości. A owszem i zbyt często niż byśmy musieli gdybyśmy wzięli się bardziej do pracy albo gdybyśmy byli bardziej ambitni czy zaradni. W każdym razie jednak przekładamy miejskie lenistwo nad uczciwą, wiejską harówkę czy pracę :))) My akurat jesteśmy eksperymentujący niż dążący do jakiejś wyższej myśli ekonomicznej ale szalenie mi się podoba, że ludzie wracają do korzeni. Że próbują piec chleb, hodują kozy i mają własne mleko, że mają kury :) Wszelkie rękodzielnicze prace... to jest wspaniałe :))))
    A starego pieca chlebowe i w ogóle pieca kaflowego to ja szczerze zazdroszczę :))))

    OdpowiedzUsuń