27 czerwca 2015

Rzodkiewkowy wysyp

A jednak nie ma się na suche lato. Deszcze bywają w normie. Zbytnie upały nie doskwierają. Dla mnie jest w sam raz. I dla kóz także, które w nazbyt gorący czas wcale się nie pasą, dręczone przez ślepaki i gzy i mleczność wyraźnie im wtedy spada. Nasze pseudo-pastwisko jeszcze jakimś cudem się trzyma, choć zgryzione do ziemi, nie żółknie. Piszę pseudo-, bo tak naprawdę jest to po prostu nieobsiane pole, na którym w zeszłym roku wyrosła trawa samosiejka w niezbyt wielkiej ilości. W tym roku koniecznie trzeba je przyorać, nawieźć i obsiać trawą. Bo nasze mleczarnie dają mleka na pół gwizdka. Gdy jest czas idziemy z nimi na spacer po nieużytku (ugorem zwanym) i po przydrożnych krzakach, wtedy najadają się liści po pachy i mleka wyraźnie przybywa, o kilka litrów nawet.
Gminne służby przycinały niedawno krzewy i drzewa w przydrożnych rowach. Za ich zgodą wszystkie gałęzie wylądowały w naszej zagrodzie. Ania ze mną, albo z Wanią pracowicie je zwiozła na przyczepce i dała kozom do gryzienia. Zeżarły w dwa dni, korując do gołej gałęzi. Potem takie resztki leżą jakiś czas na słońcu i powietrzu, schną, łamiemy je i rąbiemy siekierą, a co grubsze tniemy na krajzedze i palę nimi przez cały ciepły sezon pod płytą. Za darmo mając codziennie ugotowany obiad, karmę dla zwierząt, uwarzony twaróg i gorącą wodę do zmywania i kąpieli wieczornej. Czasem także grill.

Ale właściwie nie o tym chciałam napisać.
Najważniejsza teraz jest drobna pierwsza radość z ogrodu permakulturowego. Dająca nadzieję na przyszłość. Otóż w porównaniu z ogródeczkiem przydomowym, który w końcu też ma grządki permakulturowo robione od kilku lat, ale jest zacieniony z dwóch stron i rośliny mają w nim chyba zbyt krótką wystawę słoneczną, urodziły się na nim, tym nowym, dopiero co robionym, jeszcze nie skończonym, raptem zaczętym, dorodne duże soczyste, zdrowiutkie... rzodkiewki! o wiele wspanialsze i smaczniejsze, niż koło domu, gdzie było ich niewiele i zaraz zdrewniały.

Zajadamy się zatem codziennie sałatką rzodkiewkową, którą przyrządzam różnie. Na bogato wersja wygląda tak: rzodkiewki utarte na tarce, ogórek słodki utarty, albo pokrojony na drobno, cebulka pokrojona, szczypiorek, nać, albo jak teraz posiekany zielony liść lubczyku, posiekane jajo na twardo od zielonej nóżki. Do smaku sól, pieprz cayenne, łyżka majonezu albo oleju.
Czasem słodkiego ogórka zamieniam na kwaszony, jeśli akurat są małosolne gotowe. Albo nie dodaję jajka, może być szczypta twarożku dla odmiany smaku.

1 komentarz:

  1. zazdroszczę tych zdrowych warzyw..rzodkiewkę uwielebiam..i taka sklepowa nie umywa się do takiej jak u Ciebie..ale ja miastowa kobieta , nie mam wyjścia , kupuję w warzywniaku:):
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń