5 lipca 2012

Żar-gar

Burze jakieś straszne po Polsce były, nawet Białystok postraszyło i grad spadł. U nas tylko troszeńkę pitoliło się z wolna przez wieczór wczorajszy i nieco wody spadło z nieba. Podstawiam zawczasu wszelkie naczynia, stare garnki, wiadra, beczki i miednice pod okapy dachów i potem zwierzęta w dzień wody mają w bród, nie trzeba nosić z kranu i dolewać.
Rano, tylko dzięki temu, że Sławka suszyło i za piwo sam się ofiarował, udało się nam wtargać resztę zwiezionego w niedzielę siana i zmagazynowanego w garażu pod dach obory. Dalsza kolej dnia była niby spokojna, ale ukrop coraz większy wzmagał w nas zdenerwowanie. No, bo firma odwieszona, zlecenia przyjęte, termin przed nami i nie ma to tamto, trzeba pracować. Nie odłoży się tego na jutro, pojutrze. Nie ma mowy.
A tu zwierzęta wymagają doglądu nawet większego, niż zawsze, bo upał dokucza. Kaczki z otwartymi dziobami dyszą i kiwają się nad puściejącym w mgnieniu oka garnkiem, chłonąc z niego nie wiem co, trochę ochłody? wilgoci? zmieniam im wodę na świeżą z beczki z deszczówką dosłownie co kwadrans. To samo kurczęta. Pić im się chce. Kryją się w cieniu, trzeba odnajdywać.
Kocury wylegują się w lesie i nie wiadomo gdzie, wpadając z rzadka na zimne mleko i chwilę wytchnienia na terakocie w kuchni. Kola ginie na długo w wilczej norze, wykopanej na spółkę z Miłą pod stosem bali i żerdzi koło ziemianki. Ziemia chłodzi.
Kozy do późnego popołudnia nie są w stanie się paść. To znaczy rano po udoju biegną do zagrody w sadzie i tam zjadają opadłe w nocy guguły, to im chyba gasi pragnienie, bo w zasadzie piją niewiele, dopiero przed wieczorem. Potem wylegują się w drugiej zagrodzie, która jest w połowie zacieniona chłodnymi drzewami, dębami, grabami i klonami. Robiąc bokami. I nawet nie beknąwszy. Bo pewnie nawet na beczenie sił im brak. Ruszają na trawę po 16, w las, na rów, do sąsiadów, na Górę. I wtedy pilnuję ich, siadując na noszonym ze sobą stołeczku i oganiając się od owadów. Mają swoją trasę i trzeba całą z nimi codziennie pokonać. Te dwie godziny wyżerki przed udojem sprawia, że niewiele dają mleka, nawet o połowę mniej, niż dotąd. I żadne dokarmianie w żłobie i owsem nie pomaga.
Wygląda na to, że zaznajemy co nieco z rozkoszy tropikalnych, o których lubię czytać, oglądać, ale za żadne skarby nie wybrałabym się latem nawet do Włoch czy Hiszpanii, a co dopiero w ichnich porach ciepłych do Afryki, Ameryki Południowej, Australii czy Indii! Wolę nosić ciepłą kurtkę, czapkę i szalik zimową porą oraz palić w piecu, niż cieszyć się krótkim rękawkiem na okrągło i popijać zimne płyny, aby się nie odwodnić. Nawet jeśli jest to drink z miętą, cytryną i lodem, na wzór kubańskiego robiony, ale na naszej swojskiej wódce, a nie pirackim rumie mieszany. Smakuje wyjątkowo fajnie, o ile tych dni żarowych jest co najwyżej kilkanaście w ciągu roku. Nie więcej.
Mózg w takiej temperaturze nie działa sprawnie, nawet czasami całkowicie się wyłącza! Do gry wchodzą zwierzęce instynkty, uwalniające w człowieku dziwne stany oraz zmysły. Rewolucja Francuska, wielki terror, odbywała się w towarzystwie takich niesamowitych kanikułowych upałów. Głowy leciały gęsto, krew tryskała, rozkładając się momentalnie na wielkim placu paryskim i wprawiając tłumy w szaleńczy amok.
We mnie uwalniają się na razie krótkie wku..wione spięcia, i jak tak dalej potrwa, to możemy sobie krzywdę zrobić podczas pracy (zwłaszcza, że to dodatkowo pogoda burzowa, a przed burzą baby się kłócą), albo ucierpi jakieś Bogu ducha winne zwierzątko, dopraszające się wody czy jedzenia w chwili najgorętszej roboty.

Nostradamus twierdził, że przyjdzie gorący czas i bardzo upalne lata, takie, że całe kraje na południu kontynentu będą dosłownie płonąć, a w samo południe słychać będzie trzask powietrza. Oby u nas tylko cytryny rosły! Bo tam już nic nie wzejdzie.
Ale zapowiadał również zimne lata, tak zimne, że w czerwcu w krajach południowych trzeba będzie ogrzewać domy.
To już lepsze z dwojga złego, mówi przywykły do mrozów Polak, i tym bardziej Rosjanin potakuje. He!

5 komentarzy:

  1. Moja sunia co dzień pływa w jeziorku a ja we własnym pocie. Teraz czas na zmiany. Wypad nad rzekę, na grzyby.

    OdpowiedzUsuń
  2. czytam i czytam..samo życie...wspaniale Pani pisze;tak naturalnie...aż chce się czytać..pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam i trafiłam na zapis o odwieszonej firmie? Jaką macie firmę? tak z ciekawości pytam :)
    u mnie w kuj-pom także burze i deszcze oraz upał co daje tropikalna wręcz pogodę. Z domu wyjść się nie da ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Sitodrukowo-wydawniczo-reklamowo-krawiecką, tak by to w skrócie ująć. ;-) U mnie to co, że się nie da, jeśli trzeba. Ziwerzęta muszą jeść, a my zarabiać. ;-) Pozdrawiam, ES

    OdpowiedzUsuń
  5. W czasie upałów i zwierzaki cierpią i my. Na szczęście wraca przemiłe 20 - 22 st.C. Powodzenia w dalszych pracach domowo-polno-ogrodowych !

    OdpowiedzUsuń