3 lipca 2012

Na gorąco

Upały wróciły. Wewnątrz ocieplonej chaty jest całkiem znośnie (24 stopnie), nawet, jeśli muszę przez dwie godziny palić pod płytą co dwa-trzy dni. Robię wtedy twaróg, a żaden się tak nie udaje jak w kamionce podgrzewanej powoli na kuchni opalanej drewnem. No, i grzeję wodę na mycie.
Za to na zewnątrz w godzinach południowych obejście zdaje się zamierać. Zwierzęta kryją się w cieniu. Kozy w ogóle się nie pasą, jedynie w swojej zacienionej zagrodzie przeżuwają owsiane śniadanie i poranne jabłkowe guguły pracowicie wywąchane w trawie pod drzewami w sadzie. Najgorętszy czas spędzają wysiadując zagrzebane w piaskowym grajdole. Zaczynają się paść właściwie dopiero około 17, gdy upał staje się lżejszy. Jednak są przy tym flegmatyczne, rozlazłe i zmęczone oganianiem się od gzów, bąków i komarów.
Kaczki zalegają swoim stadkiem w zielonych szuwarach koło dającej chłód ziemianki, z Gusią czuwającą z boku na żelaznej klapie od zbiornika oczyszczalni.
Kwoki prowadzają kurczęta zacienionymi i osłoniętymi zakamarkami, patrząc ciągle lękliwie w górę. Przeżyły już dwa naloty krogulca. Dzięki szybkiej reakcji nadbiegającej Koli jak na razie skończyło się tylko utratą jednego młodszego pisklaka, za pierwszym zaskoczeniem.
Raz zdążyłam też odgonić lisa, który zaatakował dorosłą kurkę przy jaworze tuż za chatą. Kura zdołała mu uciec i ma się dobrze, choć straciła wszystkie pióra z ogona.
U sąsiadów grasują gorsi bandyci, jastrzębie. Prawie codziennie ginie jakaś kura.

Poza tym lęgną się nam kolejne pisklęta zielononożne, spod naszej białej kwoki.

Ogródek zaczyna dawać już niewielkie zbiory, oprócz ziół, zieleninki, koperku i szczypioru, które są od dawna. Buraki wyglądają dorodnie. Jemy zatem botwinkę z tych, które trzeba wyrwać, aby dać więcej miejsca najdorodniejszym. Oraz jajecznicę ze szpinakiem. Sałata już się kończy. Zostawiłam kilka przerośniętych główek na nasiona. Nastawiam też stale ogórki małosolne w kamionce, co prawda są ze sklepu, ale zawsze własnej roboty. Z innych darowanych za darmo, bo przez las potraw, to oczywiście grzyby, głównie kurki, ale i zaczynające się inne (kanie, czerwonogłowce, koźlarze), z których przyrządzam zalewajkę z grzybami (zupa nieznana kompletnie na Podlasiu, aż zdumiewające!), albo jajecznicę na kurkach, lub kotlet z kani. No, i jagody w różnej postaci, do domowego makaronu albo pierożków ze śmietaną.
Mój ojciec-lekarz, który wiele nauczył się z naturalnej medycyny lecząc chłopów, mawiał zawsze, że każdy powinien co roku najeść się w sezonie "ile się da" jagód. Bo to czyści organizm z robaków. A potem grzybów, bo to uzupełnia mikroelementy. W ogóle był zwolennikiem jedzenia do syta tego, co akurat dojrzewa w okolicy, choć z makrobiotyką nie miał nic wspólnego. Bo to samo obowiązuje z nowalijkami na wiosnę i z owocami, począwszy od truskawek, przez porzeczki, agrest, maliny po winogrona, jabłka, śliwki i gruszki.
No, staram się założyć tak ogródek, aby w przyszłości zaspokajał wszystkie te kolejne potrzeby. Czosnek niedźwiedzi, truskawki, poziomki, porzeczki i jagody już rosną, ale jeszcze nie dają plonu. Nic to. Poczekamy. I dodamy jeszcze innych krzaczków owocowych na jesieni. Za to szykuje się wielki zbiór jabłek, bo jabłonie - po zeszłorocznej przycince - obsypane są bogato owocami. I czeremchy również chwalą się kiściami zielonych wisienek.

Z innych, mniej ospałych wydarzeń, to wczoraj ganiałyśmy z A. i dwiema sąsiadkami... dwie świnki, które uciekły z chlewa. Były tak zachwycone świeżym powietrzem i zieloną trawą, że za nic nie chciały z powrotem do zamknięcia. Cała akcja przypominała mecz finałowy na mistrzostwach piłkarskich. Ganianinie nie było końca. W końcu prosięta zmęczyły się bieganiem i same pokornie weszły do siebie, ciężko zasapane (tak samo jak i my).

6 komentarzy:

  1. Troche zazdroszcze upalow bo tu pogoda iscie...angielska, lata raczej nie bedziemy miec a niedawno w poludniowo-zachodniej czesci kraju w ciagu dwoch godzin spadlo tyle deszczu, ile normalnie przez miesiac.
    Moje kozy dokazuja caly dzien, o ile nie pada!

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudnie tam masz :D Ja też tak chcę :DD

    OdpowiedzUsuń
  3. Po co prosiaki do chlewa, skoro mogą sobie buszować na świeżym powietrzu?
    U mojej babci był taki jeden świniak, który sam jeden z miotu został, łaził całkiem samopas i na zdrowie mu szło. Tylko w czasie upałów opalił sobie uszy, aż mu bąble wyskoczyły.
    A mięso było smaczne, bo mniej słoniną przerośnięte.

    OdpowiedzUsuń
  4. sekurinega, no, taki tu jest sposób hodowli. Hodowcami są starsze, z trudem poruszające się osoby. Prosięta nauczone wychodzić rosną i zamieniają się w ciężkie i czasem groźne zwierzęta, które trzeba zagonić. Po prostu... A tego już ci hodowcy pod 80-tkę nie są w stanie zrobić. ;-) Pozdrawiam, ES

    OdpowiedzUsuń
  5. fantastyczne są pierogi z kurkami - przepis J. Chmielewskiej. kurki gotuje się długo, 1,5 godz. (to może być dla Was problem?), mieli, dodaje b. dużo majeranku.

    OdpowiedzUsuń
  6. baa, dzięki za przepis, ale w takim gorącu nie chce się czegokolwiek tak długo gotować, więc pewnie go nie wypróbuję. Przynajmniej w tym roku. Pozdrawiam, ES

    OdpowiedzUsuń