23 października 2011

Niedzielna rozrywka

Ancymon trafił wczoraj do garnka i... rewelacja. Dotąd tylko słyszałam peany na temat smaku zielononóżek, teraz wiem, że to żadna przesadna reklama. Rosół jest po prostu znakomity! I mięso również. Delikatniejsze od zwykłych kur. Ciekawi mnie jeszcze pieczeń. Ale to zostawiam sobie na zimę, bo kogutki są jeszcze za młode na ubicie. Jeden z nich już zresztą przejmuje rolę szefa (no, na razie to mało powiedziane), pieje najgłośniej, jest najdorodniejszy, ale jeszcze nie oznajmia gdakaniem zniesienia jaja przez kokoszkę, ani nie ogłasza alarmu lotniczego i cicho trochę na podwórzu się zrobiło.
Budowa płota przystopowała z braku czasu, u nas i panów dwóch. Ale Ania w euforii przedzimowej porżnęła na krajzedze stary, co najmniej 50-letni płot, aby już nie zalegał w ogródku i teraz służy mi pięknie do palenia pod płytą. To się nazywa funkcjonalność i pełny recykling zużytych elementów budowlanych. Popiół, który na koniec z tego powstaje wyrzucam na kompostownik i staje się użyźniaczem naszej słabiutkiej gleby. Rozmawiałyśmy niedawno o tym z Jerzym-ceramikiem, który jest wielkim fascynatem naturalnego budownictwa. Gliny co prawda u nas nie ma, albo występuje sporadycznie po wsiach w ilości jak na lekarstwo, ale drewna nie brakuje i to jest podstawowa baza materiałowa okolicznych budowli.
Co ponadto?
Ano baardzo dawno powieszone przez nas na wiejskiej tablicy ogłoszenie nagle zadziałało i zadzwonił telefon. Pan ogłosił, że ma do sprzedania śrutownik, w przystępnej cenie i parę innych klamotów też się znajdzie. Umówiliśmy się na dzisiaj w południe.
A więc zdarzyła się nasza ulubiona wycieczka w teren w celach handlowych, super rozrywka niedzielna. Dotarłyśmy szybko, bo to trzecia wieś od nas, jakieś 12 km na skróty licząc.
Po drodze minęłyśmy sąsiednią wieś, w której mieści się nasza parafialna cerkiew.
Przepięknie odremontowana tego lata. Zresztą sami podziwiajcie:




Już u celu sympatyczny gospodarz zademonstrował nam niewielką machinę pozbawioną silnika, ale łatwą do załączenia np. do silnika krajzegowego, w sam raz na nasze niewielkie potrzeby. I my w gadkę, ulubioną. A może parnik? a może sierp? albo widły? albo kosze? A może koza? A może kucyk? Sporo by się znalazło i dla kolekcjonera i dla osiedleńca, i dla rolnika. Uzgodniliśmy różne potrzeby, ubiliśmy interes ze śrutownikiem, na dokładkę dostałyśmy w gratisie zardzewiałą maszynkę do mięsa i stare chomąto, pogadaliśmy o reperacji starego wozu, który mamy na stanie i o traktorach też, a co. Gospodarz używa na przykład traktora w pełni sprawnego z 1962 roku!
He, może jednak przekonam się kiedyś do prawdziwego kunia? Tego moja wyobraźnia nie przerabiała jeszcze.

1 komentarz: