Całą noc padało, a ranek okazał się z tego wszystkiego ciepły, no, i mgła niewielka. Podobno pokazały się opieńki w lesie.
Grzybów w tym roku niewiele, susza, ale Ania czasem spaceruje z kozami po okolicznych lasach i przynosi zawsze garść grzybów, przeważnie podgrzybków, trochę kurek. Rozkładam je na płycie i uzbierał się już woreczek tegorocznych suszonych.
Są jeszcze zapasy zeszłoroczne, więc żaden kryzys. Tyle, że brak marynatów, ale to może właśnie opieńki podratują.
Rano zjawił się Iwan ze swoim 15-letnim stillem i cały dzień (no, z przerwami na kawę i obiad) rżnął stare bale rozbiórkowe pozostałe po budowie, na kawałki zdatne do pieca c.o. i ścianówki. Na koniec część z tych grubszych porąbał i zwiózł na taras, gdzie już niezła ścianka powstała "podręcznego opału". W zimie jak znalazł, gdy zasypie podwórko, ciemno się zrobi, a tu do pieca trzeba cosik prędko dorzucić...
Noce zimne, palę zatem w ścianowym od kilku dni i w chacie zapanowało przyjemne ciepełko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz