Kurczak odratowany. Po pobycie w szpitalnej izolatce, tj. samotnym wypasie w nieczynnym już tunelu foliowym wyzdrowiał. Okazało się, że oko jest całe, dostał kogucim dziobem w dolną powiekę, która już się szczęśliwie zrosła i krwawe ślady zniknęły. Zatem mógł dzisiaj dołączyć bezpiecznie do stada. Niestety bowiem, kury to małe kurozaury i każda krwawa rana lub dziwne zachowanie chorej sztuki budzi w zdrowym stadzie dziką zbiorową agresję, której delikwent może nie przeżyć. Tym razem się udało. Dzięki naszej zdecydowanej interwencji, wykasowaniu agresywnego koguta i nie liczeniu na litość pobratymców z kurnika.
Wstawione dwa kolejne słupy pod płot, od drogi.
I kolejne warsztaty ceramiczne.
Dobrze, że maluch będzie miał parę oczu :)
OdpowiedzUsuńA że agresywne bestie z tych kur? No cóż, jak ma się geny T-Rexa, to czegóż się można spodziewać? :P
tak, krew i kolor czerwony budzi w nich apetyt. I brak skrupułów. Oczywiście w małych zagrodowych hodowlach to są rzadkie przypadki i przeważnie u dorosłych kogutów, ale stres i ciasnota na fermie prowokuje atawizmy do aktywności. Podobno wtedy kury, aby nie zjadały się nawzajem można uspokoić paleniem im czerwonego światła... ;-) Pozdrawiam, Ewa
OdpowiedzUsuń