12 stycznia 2011

Przeczuwanie wiosny

Powoli zabieramy się do pracy. Przy czym zabieranie się jest już tak nużące, że trwa i trwa. Jednego dnia Ania szuka narzędzi, porozsiewanych w różnych miejscach, zapełnionych po brzegi galimatiasem przeprowadzkowych przedmiotów, pudeł i sprzętów w częściach. Drugiego dnia przygotowuje grunt pod klejenie. No, może jutro, o ile znajdzie wiercidełko do mieszania kleju uda nam się przykleić trochę brakujących ciągle w kuchni płytek terakoty.
Moje obowiązki polegają głównie na paleniu w piecach, gotowaniu, karmieniu i zmywaniu naczyń. Oprócz tego czytam i coś tam piszę oraz przemyśliwam z jednym, drugim czy trzecim kotem na kolanach.
Zrobiłam pierwszy twarożek w tym roku z mleka naszych kóz. Dziś na obiad kluski leniwe.
Ania szyje nowy patchworc, tka na GOK-owskich krosnach nowy chodnik i podszywa brzegi już zrobione przez innych.
Zofija ma się wyraźnie lepiej. Je co prawda wolno i półgębkiem, połowę zwykłej porcji, ale karmimy ją w takim razie dwa razy częściej, a to sprawia, że zaczyna jeść tyle, co każda inna koza. Co prawda przeważa w posiłkach tarta marchew i miękki chleb, jednak posypane zawsze kilkoma garściami owsa. No, i pije już zimną wodę, w sporej ilości, zwykłej dla siebie. Wyczekuje posiłków, stojąc oparta o drzwiczki boksu i wychylając głowę z najdłuższą brodą wśród kóz w stadzie.

Znów nadeszła odwilż, po jednym dniu przymrozku. Psice wciąż chcą na dwór, biegają i szczekają po lesie i na drodze. Linią się na potęgę, Kola tarza się co rusz z tego powodu plecami w śniegu. Kocury chodzą po okolicy z pieśnią na ustach. Kicia wchodzi i wychodzi z domu, nie mogąc się zdecydować, gdzie chce być i co robić. Kury grzebią w piasku, strosząc pióra, pogdakując jajecznie. Gusia je mniej, niż zawsze. Dziś w ogóle straciła apetyt. Krąży po podwórku, wychodzi na drogę, maszeruje do sadu, pod płot, gdzie latem z gulgułami pani Wiery gwarzyła sobie codziennie. Najwyraźniej wypatruje partnera, aby zacząć składać wkrótce jaja. Jednym słowem zwierzęta przeczuwają wiosnę.

5 komentarzy:

  1. Jednym słowem sielankowe życie wiedziecie ;)

    Dobrze że Zofija wraca do formy. A z tą wiosną to trochę chyba za wcześnie. Myślę że zima nam jeszcze nie odpuści. Zresztą nie byłoby to dobre. W przyrodzie równowaga powinna być a nie szaleństwo. Pewnie powróci w lutym lub marcu kiedy się wiosennie powinno robić. Takie dziwne czasy mamy...

    Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za cenne wskazówki względem ogrzewania

    OdpowiedzUsuń
  2. Na rozum za wcześnie. Ale zwierzęta rozumem się nie posługują. Każdej zimy powinno być około dwóch tygodni mrozu, mniejszego lub większego, zależnie od jej indywidualnego przejawienia. W tym roku mróz się jeszcze nie wyprztykał do końca, więc pewnie wróci blisko lutego. Tym niemniej... Kiedy kozy w tamtym roku miały ruję 1,5 miesiąca za wcześnie uznałam, że "wiedzą" co robią. I że zima przyjdzie wcześniej i może dłużej trwać lub być śnieżna. Przyszła u nas 1 grudnia, to wcześnie, bo do tej pory w innych latach kozy pasły się na pastwisku prawie do Świąt Bożego Narodzenia. Modliłam się tylko, aby w wykoty nie było silnego mrozu. I nie było. Mrozy akurat minęły. Dzieciarnia rośnie zdrowo. Wiedziały co robią.
    A kocia ruja w styczniu to norma. Gęsiom zdarzają się wiosenne poślizgi ze znoszeniem jaj, ale jeśli Gusia już teraz chciałaby być pokryta to znaczy, że zniosłaby niedługo jaja i w lutym zasiadła na nich. A to oznacza wczesny wylęg. Czyli śniegi mogą w tym roku zejść jak na nasz region dość wcześnie. Psy moim zdaniem linieją nieco za wcześnie, ale akurat nie jestem ekspertką od tego.
    Pozdrawiam (i cieszę się, że się nasze doświadczenie do czegoś komuś przyda)
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. No moje psy akurat futrem na potęgę obrastają, sama więc nie wiem, co mam myśleć o tej wiośnie? :-) Ucieszył mnie poprawiający się stan Zofiji :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ma dobrą opiekę i dużo z nią rozmawiamy, co wszystkie kozy lubią, bo to towarzyskie i wesołe z natury stworzenia są. Ewa

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie. Niech sobie ludzie wierzą lub nie, ja wypraktykowałam, że tego typu opieka oraz to "trzymanie kciuków" na odległość, to niesamowita dawka pozytywnej energii, która realnie może pomóc. W każdym razie nie zaszkodzi :-)

    OdpowiedzUsuń