3 stycznia 2011

Oborowe życie

Dzień pod znakiem karmienia koźląt i dojenia matek, które mają za dużo mleka.
Jest tak: białaska Zofiji dostała na imię Jaśmina, bo nic innego od jasności nie przyszło nam do głowy. Co nieco dostaje mleka ze strzykawki, ale jest coraz lepiej i chyba już niedługo nie będzie musiała.
Mleko daje czasem Luba, czasem Gwiazda (mają jedynaki), czasem Kazia lub Dziunia (są rozdojone), a teraz zawzięłyśmy się jeszcze na Misię. Król ciągnie tylko z jednego strzyka, drugi nabrzmiał i robi się czerwony, trzeba doić, aby nie powstało zapalenie, do którego białe kozy mają genetyczną skłonność.
Ania wczoraj popracowała w oborze, przeniosła część kostek siana, magazynowanych w czwartym boksie, używanym zazwyczaj jako podręczna stodółka, do przejścia między boksami, a uwolnioną przestrzeń zabezpieczyła przed kozim apetytem płytami. Przeprowadziłyśmy tam Zofiję z małą. I to rozwiązało silne napięcie i agresję panujące w boksie białasek. Zofija z jej ADHD najlepiej czuje się sama. Od razu zrobiła się spokojniejsza, a jej dziecko tym bardziej. Także reszta kóz, czyli jej córka Misia i wnuczka Gwiazda poczuły się znacznie lepiej bez narwanej babuchy.
Niby głupia obora, głupie zwierzęta, każdy [w podtekście: głupi] chłop se poradzi, powie jakiś mądrala. Ale w rzeczywistości jest tak, że trzeba być zwierzęcym psychologiem i umieć nie tylko obserwować, ale i reagować i organizować życie zwierząt tak, aby było z korzyścią dla każdej sztuki. To jest tajemnicą tzw. "dobrej ręki" i tego, że u jednego rolnika hodowla świetnie się rozwija, a u drugiego prym wiodą ciągłe straty i kłopoty zdrowotne zestresowanych zwierzaków.
No, a Zulus dostąpił wizyty w domu. Gdzie w cieple kuchennym i przy dobrym świetle wypróbowałyśmy różne metody nauczenia go picia mleka w sposób najwygodniejszy i najszybszy dla nas i dla niego.
Pojenie go ze strzykawki jest stresujące dla maleństwa, bo może się zachłysnąć, nie ssie, raczej broni się i boi, niż chce pić. Choć z czasem robi się łatwiejsze i pije chętniej, gdy lęk mija i przeważa poczucie sytości potem.


Picie z kubka nie wchodzi w grę. Zanurzony pyszczek i nic, żadnego chłeptania.


Picie z butelki, to samo. Smoczek jest za duży, mały miętoli go w buzi i wcale nie ssie, a przy pierwszej okazji wypluwa agresora.
W końcu okazało się, że najlepiej mu idzie picie... łyżeczką.
I na tym stanęło.
Po powrocie do obory mały złapał za maminy cyc. To jest zawsze pierwsza reakcja każdego dziecka, gdy się czegoś wystraszy i zestresuje. Ssanie uspokaja.
Zuzia powoli zaczyna produkować więcej mleka, więc mam nadzieję, że to absorbujące zajęcie dokarmiania za jakiś czas się skończy lub ograniczy. Bo na razie karmimy go kilka razy dziennie, średnio co 2-3 godziny, i co najmniej raz po zachodzie słońca, ok. 18.


Pozostałe koźlęta mają się znakomicie. Kibuc kaziukowy bezproblemowy zupełnie. Niuńki pasjami uprawiają sport. Rozpędzają się, wpadają biegiem na ścianę, odbijają się od niej czterema nogami, robiąc zwrot i biegną z powrotem.

12 komentarzy:

  1. //trzeba być zwierzęcym psychologiem i umieć nie tylko obserwować, ale i reagować i organizować życie zwierząt tak, aby było z korzyścią dla każdej sztuki.//...(a w konsekwencji dla właściciela;) ..za chwilę idę zapisać to białą kredą nad wejściem do moich podopiecznych;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli kogoś szokuje ta oczywista oczywistość, że korzyść jest dwustronna i interes ubity uczciwie, coś za coś, to niech sobie zapisze. Czemu nie?
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. chyba .... wyłania się kolejna oczywista oczywistość ... robienie czegokolwiek bezinteresownie jest bez sensu;( ale tego nie zapiszę;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hodowla, prowadzenie gospodarstwa jest też pracą, jak każda praca służy m. in. zdobywaniu środków do życia, zaopatrzeniu lodówki, zapłaceniu rachunków ... ot życie. Ponieważ na wsi bliżej jest do obory, kurnika niż do sklepu jemy wytworzone przez siebie dobra. Tak jest zdrowiej, smaczniej i taniej. To rodzaj zapłaty za naszą codzienna pracę. Moim zdaniem trudno tutaj mówić o interesowności. I czy opieka owocująca przeżyciem zwierzęcia nie jest korzyścią również dla niego? (Ania)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tegi ...moze troche jasniej ,bo ja jakas niekumata jestem ,no Anie rozumiem ,ale Ciebie ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu to o o inaczej ludzkość nie była by w stanie się wyżywić:)... całkiem niechcący wracamy do tematu który ostatnio Ewa szybko zakończyła...Moi drodzy krótko...może ja jestem jakiś przewrażliwiony;( po mimo iż jestem zwolennikiem np:golonki itp. wiem że nie byłbym w stanie przełknąć fragmentu ciała zwierzęcia któremu nadałem imię itd :(....wybaczcie....(czytałem szersze uzasadnienie Ewy na ten temat) ...staram się to pojąć ale jakoś nie mogę:(...może przeczytam jeszcze raz;)(tegi)

    OdpowiedzUsuń
  7. ...po głębszym zastanowieniu teoretycznie mogę stwierdzić że kurę chyba bym zjadł;)

    OdpowiedzUsuń
  8. No ... Tegi ,zrozumialam:) Z calym szacunkiem dla Was Drogie Aniu i Ewo,ale ....Kiedy bylam nastolatka pojechalismy z rodzicami na wies na tzw.campingi na Zolawy ...Od znajomych rodzicow dostalismy dwa kogutki...Nazwalismy je Bolek i Lolek na czesc rysunkowego filmu ,o tymze tytule .Kogutki uwiazalismy na dluuugiej lince ,za lapke ,i tak sobie skakaly na skraju lasu po ladnej polance obok rozbitego obozu harcerskiego :) Wakacje mialy sie ku koncowi,koguty ladnie urosly ,no ,ale co z nimi zrobic w duzym miescie w kamienicy ? Rodzice ustalili,ze beda dobre na rosol,ale nikt nie chcial wykonac na nich wyroku :( Siedzialy w piwnicy i czekaly ...w koncu brat poprosil kolege ( nomen omen Bolka ) ,ktorego rodzice mieli dzialke z kurnikiem ,zeby zrobil to co nalezy ...I wyobrazcie sobie ,ze nikt z nas nie chcial ich zjesc ...tak,tak ....Tegi ,to mi sie przypomnialo w tym temacie ....

    OdpowiedzUsuń
  9. Imiona dla zwierząt ułatwiają życie, łatwiej powiedzieć że Gwiazdka się koci, chce pić etc. niż ta brązowa z białą plamką ... szczególnie jak większość jest brązowa. Zwierzęta też łatwiej rozumieją o kogo chodzi.
    A największą hipokryzją obecnego czasu jest udawanie że kiełbasa czy golonka w sklepie nie pochodzi z takich samych zwierząt. To coś zmienia że ich nigdy nie widzieliśmy, nie znaliśmy, nie dotknęliśmy? A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to ogromna różnica takie mięso ze sklepu a ubicie... ba, zjedzenie z własnej hodowli :(

      Usuń
  10. Przepraszam... jestem hipokrytą:( ...nie ma co... po filozofować ... to przecież takie proste można pstryknąć X lub jeżeli tak jak ja jesteś hipokrytą(tką) hodujesz zwierzęta gospodarskie lub choćby uczestniczysz w relacji z ich życia nie możesz(jeżeli potrafisz) angażować się uczuciowo wtedy wszystko będzie prostsze;)...nie mam na imię Franciszek;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale masz rację, od istnienia hodowało się lub uprawiało aby zjeść. Po to się to robi, po to jest ta cała praca... chciałabym tak umieć :)

    OdpowiedzUsuń