14 stycznia 2011

Kilka uwag pod zastanowienie

Wśród Czytelników mojego bloga jest trochę osób zamieszkujących w wielkich miastach, którym marzy się zamieszkanie na wsi. Lecz z jakichś względów jeszcze tego nie uczyniły. Zadają mi różne pytania, więc zdecydowałam się odpowiedzieć na nie ogólnie w specjalnym wpisie dziennym.

Tak, do porzucenia miasta potrzebna jest absolutna determinacja, a nie tylko miłość do wsi (postrzeganej jako ptaszki na niebie, zielony las, kwiaty, pszczółki, krówki na pastwisku i uprzejmy gospodarz, pobierający za gościnę stosowną opłatę).
Zdeterminowane nie muszą być jedynie te osoby, które inwestują zarobioną w mieście kasę w nieruchomość, kupują działkę, remontują chatkę, zamieniają ją w wygodne letnisko i przyjeżdżają do niej na tydzień-dwa w roku, po czym sprzedają wszystko z zyskiem, bo się znudziły. O takich mówić nie będę. Do tej klasy społecznej i mentalnej zwyczajnie nie należę.

Oprócz determinacji ważna jest odwaga (lub całkowita ufność wobec losu). Osoba taka musi ponadto rozważyć wiele innych spraw. Aby w ogóle podjąć decyzję, że tak, wchodzi w to. Albo nie, nie będzie się w to bawić.
Odwaga i determinacja mogą być ślepe i głupie. Zwłaszcza jeśli idzie za nimi młodość i uroda, zdrowie i siła fizyczna. Te cechy nie wystarczają, aby mieszkać szczęśliwie na wsi do końca życia.

Najważniejszymi, najbardziej potrzebnymi cechami (oprócz Determinacji, Odwagi, Siły i Pracowitości) jest bezsprzecznie otwartość, komunikatywność, umiejętność słuchania innych oraz samodzielność. Przydaje się też spryt, bo mieszkańcy wsi są na ogół chłopami, a wiadomo, chłopi mają swój chłopski spryt i nie w ciemię są bici.

Załóżmy więc, że jakaś osoba z miasta decyduje się przenieść na wieś. I jest to nieodwołalna decyzja. Następnym krokiem jest zdanie sobie sprawy z własnych możliwości, określenie środków i wybór celów.

Z czego będzie żyła na wsi, jaka rola jej się podoba?
Tu dygresja, wielu miastowych nie zdaje sobie sprawy z rozwarstwienia klasowego i mentalnego na wsiach. Które kształtowały się od setek, dziesiątek lat. Widzi wieśniaków jako jednolity narodek, posiadaczy gospodarstw, chat, mniej lub bardziej bogatych, ale na ogół ludzi prostych, słabo oczytanych, nieobytych w świecie, czasem chamskich i prymitywnych, niekiedy wesołych i rubasznych, oraz naiwnych albo zabobonnych. Tymczasem sprawy mają się o wiele wiele ciekawiej...
Trzeba być otwartym, elastycznym, rozmawiać, ale wykazywać ostrożność w rozmowie, nie dawać się podpuścić, a jednocześnie nie oceniać. Nikogo nie oceniać. Kryteria wzięte z miasta wyrzucić do rzeki, która wpada do morza, a morze do oceanu.

Jeśli osoba zdecydowała się na wieś, to przeważnie musi wyprzedać się w mieście, aby zacząć nowe życie na wsi. Stawia ją to w ryzykownej sytuacji materialnej. Nie wnikam zresztą skąd ktoś ma kasę na przeprowadzkę, bo to różnie bywa. Niektórzy przecież przygotowują się skoku na głęboką wodę bardzo długo, powoli, systematycznie, małymi kroczkami. Inni zwyczajnie sprzedali mieszkanie w bloku albo spadek po rodzicach.

Z tego powodu ważne jest, aby określić sobie na wstępie z czego będzie się żyło, mieszkając już na stałe na wsi. Bo przecież niekoniecznie trzeba być rolnikiem i harować w pocie czoła za marne dopłaty unijne. Kilkanaście, kilkadziesiąt arów może już zagwarantować własny ogródek, warzywa, folię z pomidorami i ogórkami oraz hodowlę drobiu, a nawet dwóch, trzech kóz, nie licząc możliwości trzymania szczęśliwego psa i kota. Nie zabiera to dużo czasu i umożliwia poświęcenie uwagi innego rodzaju pracy. I tu trzeba dobrze obmyślić jakiej.
W dobie internetu wiele rzeczy możliwych jest na odległość. Ale z praktyki wiem, że najlepiej jest, gdy oprócz polegania na klientach znalezionych w sieci i gazetowych ogłoszeniach zapuści się korzenie lokalnie, i zwróci z ofertą do ludzi miejscowych. Może się ona okazać dla nich całkiem atrakcyjna i w rezultacie firma, o ile nie kwitnie, to chociaż posuwa się kołyszącym krokiem do przodu i umożliwia dokonywanie podstawowych opłat. Za prąd, gaz, opał w zimie i ubezpieczenie.
Jeśli będzie się gospodarnym naprawdę można wiele zaoszczędzić na jedzeniu i opale. Bowiem życie i praca na wsi z pełnym wykorzystaniem płodności gleby i zwierząt daje sytość temu, co pracuje na ziemi i jego rodzinie.
Z zarabianiem na pracy rolniczej jest jednak inaczej.
Tu po pierwsze na zyski trzeba czekać. Nawet kilka ładnych lat. A przedtem inwestować, budować, organizować, urządzać, dorabiać się, hodować, dbać, troszczyć się, doglądać rano i wieczorem. I zwierzęta i rośliny, i glebę, i budynki.

I o ile nie jest się operatywnym, pomysłowym, sprytnym, komunikatywnym, z talentem do handlu oraz przy tym cholernie pracowitym i cierpliwym to nie będą to zyski krociowe, a jedynie mniej lub więcej zwracające poniesione nakłady.

Czemu?

Idealista z miasta jest teoretykiem. Może słyszał o Systemie, polityce państwowej i Unijnej, historii, ale w praktyce nie zdaje sobie sprawy, jak dalece państwo zadbało i dba o to, aby drobny rolnik (hm, małorolnik, a takim przeważnie staje się nasz były mieszczuch) 1) zatruwał ziemię i zwierzęta, siebie i innych, 2) był zależny od aktualnych, ciągle zmieniających się przepisów biurokratycznych, zakazów i nakazów, 3) nie mógł głowy wychylić poza poziom produkcji, zdolny zaspokoić jedynie podstawowe potrzeby jego i rodziny 4) drżał przed urzędnikami, zdolnymi znaleźć na niego haczyk w każdej sprawie, za nielegalne ubicie zwierzęcia i nielegalne sprzedanie przetworów z niego, za brak kafelków w kuchni i oborze, za zasianie własnego ziarna bez licencji i bez uiszczenia stosownej opłaty, za wydestylowanie własnego alkoholu w ilości większej, niż bodajże 10 litrów, a tym bardziej sprzedanie butelki sąsiadowi albo znajomemu alkoholikowi, za brak wpisów w księgach, pozwoleń, zgłoszeń, opłat, podatków i co tam jeszcze hydra państwowa sobie wymyśliła.
Miejski gość agroturystycznego gospodarstwa często nie zdaje sobie sprawy, że to, co kosztuje u rolnika, swojską wędlinę, ser, masło, samogon, jest owiane mgłą nie-przepisowych niedopowiedzeń.

Ale zmieńmy temat. Ktoś mnie pyta, czy można wyżyć na wsi z hodowli kóz.
Odpowiem, że tak i nie. Bardziej nie, niż tak. Chociaż...
Dlatego lepiej mieć inne źródło stałego dochodu, przynajmniej na pierwsze kilka lat rozruchu gospodarstwa.

10 komentarzy:

  1. ja w prawdzie z tych letników ale mam świadomośc wiejskich realiów i nie łażę odziana w tiule między ule:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo... można pędzić na własny użytek? Myślałam, że każda ilość jest nielegalna. To ja rozważę w takim razie produkcję ludowego, tradycyjnego bimberku w stodole :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Riannon, ja nie wiem czy można, tego dociec się nie daje, każdy ma inną wersję. Podaję jedną z wielu mi znanych, zasłyszanych. A to potrzebujesz pieczęci urzędu, aby móc rozważyć ewentualność? I od razu w stodole? To pachnie hurtownią... ;-)))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Pędzić nie można- to jest oficjalnie cały czas przestępstwo. Ale ciekawostka- Śliwowica Łącka (czyli owoc przestępczej działalności) uzyskała status produktu regionalnego- czy coś takiego i jest pod oficjalną ochroną (jako działalność przestępcza).

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko co napisalaś to szczera prawda, nic dodać, nic ująć, jakbyś o mojej wsi piala.
    pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiele osób żyje w ślepym przekonaniu że Unia da;] Może i da, ale wcześniej dwa razy sprawdzi i zrobi wszystko by nie dać;]
    Z hodowli kóz pewnie można żyć, ale trzeba ich wtedy mieć pewnie całe stado...

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze można wyprowadzić się na wieś i zająć się biznesem nie związanym z rolnictwem, czy agroturystyką. O gotowe recepty na to nie łatwo, ale nie dla każdego psa kiełbasa. :)
    P.S. Piękny domek.

    OdpowiedzUsuń
  8. Podpisuję się wszystkimi kończynami! Życie na wsi łatwe nie jest. Odwiedziliśmy niejedno gospodarstwo z racji wykonywanej pracy - i można powiedzieć tak: agroturyzm przynosi przyzwoity dochód, z którego można wyżyć przez cały rok tylko w regionach mocno turystycznych - Bieszczady, Mazury ( ale tu bywa ciężko ), Karkonosze, Tatry - no wiadomo - turystyczne perełki. Na takiej Warmii na przykład - bez dodatkowych zajęć ciężko. Można żyć z pracy najemnej o ile mieszka się nieopodal miasta - tak jak nasi przyjaciele " pod ruską granicą " - oboje pracują w pobliskim miasteczku. Ania szefuje lokalnemu ośrodkowi kultury, a Grześ uczy w LO. Nieźle radzą sobie ludzie wolnych zawodów, ale to tez zależy od rodzaju wykonywanej pracy i zbytu na nią. Ja na ten przykład piszę. Pisać mogę wszędzie. Na wsi szczególnie. Ale to co napiszę muszę sprzedać w tzw. Wielkim Mieście. A to już zależy od koniunktury. Żyć się da, ale remont robimy trzeci rok i końca nie widać ( no chyba, że zostanę " sławną pisarką ;-))) ) Co byłoby rzecz jasna fajne, ale jest raczej problematyczne. Tym niemniej nie zamieniłabym już naszej chałupy na apartament w mieście. Tam nie ma saren w ogrodzie...

    OdpowiedzUsuń
  9. Większość przepisów zakazująco-nakazujących jest w tej chwili w stanie biernym i nie są stosowane (chyba, że ktoś stara się o jakieś extra-dopłaty od państwa i Unii czy z banku). Jednak ryzyko donosu w naszym pieniackim kraju zawsze istnieje. Dlatego małorolni stosują zawsze zasadę niewychylania się. W praktyce żyją, mają się dobrze, ale nie mogą przekroczyć pewnego progu zysku, aby nie rzucić się w oczy. Tym niemniej Państwo zawsze może zacisnąć stryczek, już uszykowany i wiszący, na gardle obywatela.

    Mnie się marzy taki biznesmen na wsi albo w mieście, co by zajął się organizowaniem przewozu (no, przemytu?) i dostarczaniem produktów rolników bezpośrednio do klientów w mieście. Taki biznes, oczywiście w szarej strefie, bo Państwo i Unia zadbały o to, aby był nielegalny świetnie się sprawdzał w kryzysie komunizmu, w latach 80-tych. Ale jakoś nikt nie chce wrócić do tego. Zakazy na piśmie, brak pieczęci, lęk przed donosami i sanepidem, oraz też klienci oczadziali kolorowymi opakowaniami w marketach będą jedli do końca trucizny bez zmrużenia oka i po co im swojska wędlina, niebieskawa w środku (oznaka, że nie ma w niej konserwantów), niewydarzone marchewki, drobny seler, parchate jabłka starych odmian czy masło pachnące krową?
    Ech...

    Tym niemniej trzeba przyznać, że wieś daje dużo różnych możliwości przeżycia i zadowalającego życia dla kogoś kto ima się różnych działań zarobkowych i pracy nie unika. Nawet, gdy nie pisze, nie handluje, nie robi projektów, latem może popracować w polu u rolników choćby przy zbiorach, sadzeniu, w lesie w sezonie jagodowo-grzybowym, przy wycince i czyszczeniu, no, i mieć w dużym procencie (nawet do 70 %) własne jedzenie i nie bać się głodu. Tego strachu, że nie będzie co do garnka włożyć.

    Pozdrawiam
    Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  10. Najtrudniejszy problem w przenosinach spędzający nam sen z oczu to owo źródło utrzymania.... Go chętnie by pouczyła w pobliskim LO, ale czy są jeszcze miejsca, gdzie zatrudnia się wg kompetencji a nie klucza towarzyskiego?
    Rado chętnie by pisał, ale jak tu się wydać?????
    Heh.
    Ot, szkopuł.

    OdpowiedzUsuń