10 czerwca 2010

Pieczka

Skwar. Sianokosy. Malowanie desek szalunkowych. Wypas. Serowanie. Brak czasu na cokolwiek więcej.
Ania wczoraj już już prawie skończyła z powiedzmy-Sławkiem ogrodzenie w sadzie, brak jedynie bramy, więc wciąż uwaga zajęta i jest tak, jakby go jeszcze nie było. Skończyliby, ale trzeba było iść siano przewracać na łące.
Wieczorem wpadłyśmy do znajomych, jednych, drugich. Prawie umówiłyśmy zduna do postawienia ścianówki w pokoju. Kazał się zgłosić na początku lipca, bo ten miesiąc ma już zajęty.
Starą "pieczkę" rozbierze się (powiedzmy-Sławko już się zadeklarował) i w jej miejsce postawi nową, podobnej wielkości. Po co, jeśli jest c.o.? Po to, żeby mieć głowę spokojną w razie awarii kaloryferów w środku zimy to po pierwsze, a po drugie, żeby nie musieć palić w centralnym wiosną i jesienią. Piece ścianowe są genialne i oszczędne. Trzymają ciepło 24 godziny. Wystarczy podpalić godzinę na wieczór i całą chłodną noc i poranek ma się w ciepełku. Tymczasem do centralnego trzeba wstawać, dokładać itd. Nie mówiąc o oszczędzeniu paliwa.

Poza tym kwoka z kurczętami ma się dobrze. Już żerują całe dnie na dworze.
Komary zostały zdominowane przez błonkówki. U nas na wsi. Bzyk w zamian za inny bzyk. Bo w Czeremsze atakują tylko komary, stadami, zwłaszcza wieczorem. Sprawia to bliskość lasu.

4 komentarze:

  1. Mielismy z rodzina taki piec w starym budownictwie w Polsce...strasznie upierdliwe bylo noszenie węgla na drugie pietro w wiaderku, a jeszcze wczesniej wrzucanie do go piwnicy...

    Na wsi pewnie inaczej, nie trzeba drałowac z wiaderkami po pietrach.

    Moja babcia w chalupie na wsi miala ogromny piec chlebowy z zeliwnymi fajerkami do gotowania; w zimie spalo sie swietnie na gorze - jak w rosyjskich bajkach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, takie piece były w Polsce normą. Już zapomnieliśmy jakie były ekonomiczne. W wojnę paliło się w nich słomą, książkami, sztachetami z płota, chrustem i można było przetrwać. Na Podlasiu nie pali się węglem, ale wciąż drewnem. Więc nosi się szczapy, w wiaderku, w tzw. weglarce, czy w naręczu. Ja wożę je taczką na taras do przodu na 2-3 dni. W śnieżne zimy i to bywa upierdliwe, bo zrobienie paru kroków z drewutni do domu jest dużym wysiłkiem. Ale tego wysiłku dokonują tutejsi staruszkowie bez szemrania. Tak wsiegda buwało i jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kresowa:
    no i pewnie dlatego Ci ludzie dozywaja poznej starosci.
    Nie musza chodzic do zadnych gymów - maja na codzien wystarczajaco duzo fizycznych cwiczen, zeby utrzymac dobra kondycje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym postawić taką pieczkę w mojej drewnianej chacie ale na podkarpaciu nikt nie wie jak ją zbudować. W internecie szukam wiedzy i też niewiele. Tylko Ty mi wyskakujesz.
    A tak przy okazji to ugrzęzłam w Twoim blogu, cofnęłam się do początków i teraz mozolnie ale z radością pnę się w czasie.
    Trudne i piękne macie życie! Hej!

    OdpowiedzUsuń