17 czerwca 2010

Rosół

No, to pogadałam sobie z sąsiadką, która dała się zaprosić na taras (swoją drogą komarów jakby znacznie mniej!). I pytam:
- Jak pani te dziki straszy, pani Wiero?
- A petardę odpalam. Nie słychać?
- Nie, w takim razie chałupę mamy dźwiękoszczelną. A skąd te petardy?
- Rodzina mi sprezentowała. 12. Codziennie jedną odpalam.
- Ha, a jak zabraknie?
- Coś się wymyśli.
- Bo myślałam, że w patelnię pani bije albo co.
- E, to Mikołaj wali w blachy, to i słychać pewnie.
- No, tak. A co pani zrobiłaby, gdyby lochę pani naszła w kartoflach?
- Nu, szczo, uciekła by ja. Nu, ja specjalnie tak chodzę, żeby jej nie spotkać. Koło jedenastej, wcześniej, szczoby jej pokazać, że tu ktoś jest. Ona najlepiej koło pierwszej w nocy się pasie, łoj, wtedy nie wychażu.
Poza tym posadziła kolejną swoją chętną kwokę na jajach. Piętnaście podłożyła, ale tylko pięć okazało się zalężonych.
- Mój kogut nie taki jest, niechętny do kur, od kiedy tyczką ode mnie przez łeb dostał i chodził kołowaty kilka dni. Pewnie mu zaszkodziło.
A my właśnie pierwszy rosół z naszego starszego koguta zjadłyśmy, pychotka. Z jednego wychodzą mi trzy porządne (dla dwóch osób) rosoły, które jemy przez 3 dni plus mięso z rosołu na drugie danie.
Obowiązki kogucie pełni teraz na podwórku jego syn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz