3 czerwca 2010

Na Manhatanie

Wylewka dokończona. Poszło nieco prędzej, niż pierwszego dnia. Brygada umówiona do szalowania za niedługi czas, a potem może do podłóg w dwóch nowych pokojach i poddasza (no, zobaczymy jak z cenami będzie).
Spróbowali sera. Dwóm bardzo smakował, ale trzeci, starszy pan, za nic nie chciał przełknąć koziego produktu. To dość częste. Niektórzy w ogóle nie mają oporów ("a szczo to!" - jak mówi Wiera), a niektórzy krzywią się ze wstrętem na samą myśl, a jako uzasadnienie podają, że "koza byle co je", co w ich pojęciu oznacza, że zjada jakieś straszne badziewie i śmierdzące śmieci. Zawsze zastanawia mnie absurdalność ludzkich przekonań na różne tematy, to jedno z nich. Bo przecież świni, która w brudnym chlewie żyje i rzeczywiście pożera odpadki nie brzydzą się zjeść...
Mikołaj też buduje. Mianowicie wymienia stare poszycie dachowe na nowoczesną blachę w zielonym kolorze. Chce córce po sobie porządną schedę zostawić, "bo ona sama tego nie zrobi, przy dzieciach nie stać jej będzie i dom szybko podupadnie"... Zatem wjazd do wsi prezentuje się już porządnie. Nie tak, jak jeszcze w zeszłym roku, gdy osiedliłyśmy się w zrujnowanym obejściu. Wioskowi już mają pewne podstawy nazywać ten koniec (a właściwie początek) wsi - Manhatanem (a może Manchatanem?).
Po południu zaniosło się na burzę, która długo nadchodziła, najpierw od zachodu, potem od południa. Siedziałam na tarasie, z kolanami okrytymi przeciw-komarzo skórą z ukochanego koziołka Bombka i długo patrzyłam w niebo. Ale w sumie niewiele z tego było. Kilka błysków, grzmotów, mały deszczyk i na tym koniec.

1 komentarz:

  1. Ludziom przekonania zdecydowanie wplywaja na smak, czasami zreszta jest tak, ze po prostu nie lubia probowac nowych rzeczy i szukaja sobie jakichs "logicznych" uzasadnien.

    Np. moja rodzina w Polsce za nic w swiecie nie zje surowej ryby (np. w postaci sushi) - wybrzydzaja i natrzasaja sie przewracajac oczami jakby to co najmniej byly ludzkie szczatki. Jedza za to, az im sie uszy trzesa, surowe mieso wolowe pod postacia tatara.
    Slimaki? NIEEEEE....
    Ale leb swinski w galarecie? No pewnie.

    OdpowiedzUsuń