19 czerwca 2010

Inicjacja czyli wejście

Ponieważ Ania pojechała do stolicy w Ważnych Sprawach przeszłam dziś rano inicjację samodzielnego dojenia 6 kóz. O tyle było to trudne, że jedna z kóz, mianowicie biała Zofia ma zespół ADHD i nie potrafi spokojnie ustać przy dojeniu, co grozi wypadkami typu wylanie mleka z garnka, noga w mleku albo kopytem w twarz. Stąd druga osoba jest konieczna, aby przytrzymywać ją za tylną nogę. Poza tym słaba jakaś w rękach jestem i męczę się dojeniem, dlatego dojenie we dwie, na zmiany jest mniej wyczerpujące. No, ale udało się bez większych podstępów. Ranek był mżysty i bez namolnych w upale much i mucholi (tj. gigantycznych końskich much zwanych też bąkami), co uspokoiło poderwaną Zofkę i dała mleko bez żadnych ceregieli.
Od kilku dni praktykuję robienie sera prawie tylżyckiego. Prawie, ponieważ robi się go przepisowo z mleka krowiego. Za miesiąc okaże się, który jest bardziej w moim guście smakowym, gouda czy prusaczek.
Ania przyjechała szczęśliwie po południu, przywożąc na pace troje zakupionych za pośrednictwem allegro drzwi wewnętrznych z drewna sosnowego (naprawdę okazja, bo ludzie zmieniają sobie wystrój mieszkania po zaledwie 6 latach) wraz z ościeżnicami. Poza tym kupiła w Ikei zlew do kuchni i mały stoliczek na kółkach.

4 komentarze: