Długi łykend za nami, choć nie nasz. Było nieco towarzyskiego zawirowania dzień po dniu, nakładającego się na tradycyjne 1-majowe sadzenie ziemniaków oraz codzienne serowarzenie i pasienie kóz. W upale. Z napojów tequila, czerwone wino, piwo i nalewka zmiękczały serca. Ale i pokazywały słabości, głównie u śpiochów. A z mięs grillowanych najlepsza okazuje się, jak na mój gust koźlęcina.
Kwitnie sad jabłoniowy. Nie ma nic szczęśliwszego, niż pogadać z sąsiadką przy płocie pod gałęziami białych kwiatów huczącymi od pszczół.
Kaczusie rosną równie szczęśliwie.
Albo ja juz calkowicie zeswirowalam, albo przepowiednie o zalaniu Anglii i Polsce "tak cieplej, ze beda w niej rosly owoce poludniowe" (o.Klimuszko) wypelniaja sie! U nas pada od trzech tygodni z, ostatnio, lekkimi przerwami, powodzie w calym kraju, i po raz pierwszy zostalo zalane osiedle w naszym miescie...
OdpowiedzUsuńA cóż to za przystojny pies się załapał na nowe zdjęcie "na czołówce" ????
OdpowiedzUsuńU mnie ziemniaki już wzeszły :-))) (zachodniopomorskie)
Pozdrawia - Ania B.
He, to kolega naszej Koli, w odwiedzinach. ;-) Gdzie tam do wzejścia u nas! Ale jadłam już pierwszą sałatę i szczypior, jednak od znajomej, która sieje nasiona w sąsiednim kraju nabywane, rosną rewelacyjnie! ES
OdpowiedzUsuń