Pogoda wiosenna klasyczna jak na Podlasie, to już wiem. Nie ma już śniegu bardzo dawno, ale nie ma też prawie wcale zielonego. Trawa mikroskopijna kępkami w miejscach najbardziej oświetlonych słońcem i nie narażonych na wyziębienie, na gałęziach zalążki listków gotowych wystartować w każdej chwili, ale jeszcze skrytych. Przyczyną są zimne noce, często z przymrozkami. Trawa rośnie ponoć w nocy, więc dopóki to się nie stanie, nie ruszy do góry, choćby w dzień człowiek w podkoszulku chodził i twarz opalał na słoneczku.
Nauczyłam się już cieszyć tym długawym w stosunku do zawiślańskiej Polski zachodniej przedwiośniem. Wyłuskuję oznaki startującego życia mimo wszystko.
Przede wszystkim radują ucho rozmaite ptasie głosy i głosiki.
W dzień aktywność kur i żerowanie w lesie i w sadzie, ich zwiększająca się nieśność, życie stadne, coś uszczęśliwiającego na dzień dobry.
Luba po niedługim wypasie na obrzeżach lasu i zajadaniu jakiś pączków w gałęziach poszycia dostała pierwszej zielonej biegunki. Niewielkiej, nie ma strachu.
Gusia znosi pracowicie jaja, jest przy tym bardzo zabawna, a chwilami nieznośna. Najpierw molestuje nas albo kozy "o jajeczko", a potem wrzeszczy straszliwie ostrzegawczo, gdy wejść do koziarni w rejon, który sobie wybrała na gniazdo. Dziś przypięła się dziobem do nogawki spodni Ani tak mocno, że z trudem ją od niej oderwałam, wyniosłam ptaszysko z obory i udobruchałam kawałkiem suchego chleba...
Zbieram jaja zielononóżek do podłożenia kwoce i wyczekuję tej chwili, gdy któraś zagdacze charakterystycznie.
Pogoda niby ciepła, ale zimne wiatry, silne, wysuszają glebę pozbawioną opadów od czasu stopienia śniegu. Podmuchy wznoszą wysoko w powietrze tumany piasku. Dziś dopiero, w nocy wiatr przywiał deszcz. Lunęło raptem ze trzy razy w ciągu dnia przez kilka minut. Starczyło, żeby napełnić naczynia podstawione pod rynny, bo deszczówka jest chętnie wypijana przez wszystkie zwierzęta, także psy i koty. Zwilżyło świat i nieco odświeżyło, ale obawiam się, że szybko to minie i znów susza nadejdzie. Dlatego poczarowałam. Wrzucając kogucie kości do ognia i wymawiając pewne zaklęcie, które sama wymyśliłam naprędce. Być może kogut przywołał w końcu ów deszcz, bo to było wczoraj. Nie przeczę.
Czary zdarzają się od niechcenia wszak. Zwłaszcza na Podlasiu...
Zimno, zimno...i sucho na Dolnym Śląsku też. Ozimin sporo wymarzło- nie było pokrywy śnieżnej, a mrozy tęgie, które i nam dały się we znaki, siały spustoszenie w przyrodzie. Na podwórku trawa marna. Niby coś tam odrasta, ale nie za wiele. Wczoraj nieco z nieba chlusnęło- dziś tylko 4 stopnie i przenikliwy wiatr. Na weekend szykuje się - 8 w nocy...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło :)
No, to u nas był śnieg, nawet sporo i nic nie wymarzło, o ile wiem. Dziś w nocy spadło trochę białego zmarzniętego deszczu, ale rano stopniał. Mróz zapowiadają od niedzieli, ale -1, -2 najwyżej, w nocy. O ile się prognoza nie myli, bo to częste. ;-)
OdpowiedzUsuńU nas niedawno pogoda wrecz letnia, w Szkocji padl rekord: +24 stopnie, a dzis sniegu im napadalo. U nas na szczescie tylko deszcz zapowiadaja. Ale i przymrozki w nocy.
OdpowiedzUsuń