Fantastyczna jest możliwość obserwacji zwierząt nowonarodzonych; jeszcze wczoraj ledwie stały na nogach, dzisiaj chodzą i przymierzają się do podskoków.
Chłopci mają szczęście, wystarczy się położyć, a smakołyki same lądują w pyszczku.
Z racji zimy mamy wciąż jeszcze więcej czasu, aby śledzić inne hodowle, podpatrywać jak inni podchodzą do wielu spraw.
I pojawiło się kilka refleksji. Każdy z nas musi dostosować hodowlę do własnych warunków, zarówno tych czysto gospodarskich, regionu w jakim mieszka, ale też uwarunkowań psychicznych (tak, tak, a mówimy to na podstawie lektury pewnego nawiedzonego forum hodowców kóz, niekiedy podobnie zakręconych, jak koniarze na punkcie swoich zwierząt).
Z racji posiadania co roku kozła w stadzie, kozy u nas samoistnie wchodzą w okres rui. Wierząc, że przyroda sama najlepiej wybiera moment, pozwalamy dziać się rzeczom w sposób naturalny i dochodzi do skutecznego pokrycia zawsze za pierwszym razem. Od dwóch lat termin wykotów ustalił się na przełomie roku, koniec grudnia-początek stycznia. Czyżby klimat się subtelnie zmieniał? Chyba tak, gdyż od tego czasu okres początku zimy jest wyjątkowo ciepły i życzliwy dla dzieci i matek... Skąd one to wiedzą?...
Przeważnie każda z kóz ma ruję dzień po dniu, stado zachowuje się jak zespolona i zharmonizowana całość, jak jeden organizm, a z wykotami zaś bywa podobnie. Jest to bardzo wczesny termin i kilka razy czytałyśmy rady pewnego naszego mądrego (aż do przesady) Czytelnika znającego podręcznik zootechniki i pewnie zootechników także, że powinnyśmy poczekać z kryciem. I wymusić na stadzie termin zapisany w uczonej księdze. Pewnie jest w tym jakaś racja, wypraktykowana przez pokolenia zootechników żyjących w bardziej regularnie powtarzających się warunkach pogodowych ubiegłego wieku. Jednak w przypadku wschodniego klimatu zima najczęściej bywa na przełomie lutego i marca jeszcze dość mroźna, czyli wtedy, gdy mają przypadać owe "normalnie" wymuszone wykoty. No, i sami zobaczcie, jaka jest różnica w wielkości koźląt o tej porze. Czasami chyba dobrze jest posłuchać natury. Na zdjęciu mały niuniek wczoraj narodzony u boku dużej już, bo 2-miesięcznej Nini.
W tej chwili czeka nas odsadzenie młodych od matek i regularny udój mleka. Rzecz, na którą "tradycyjni" hodowcy poczekają do maja. Mało tego. Już w zeszłym roku okazało się, że kozy dzięki temu dają dłużej i więcej mleka w ciągu sezonu.
A młodzież jest większa i dorodniejsza na jesień, co przekłada się na konkrety także w okresie handlowym, rozpłodowym i rzeźnym. (Ania)
W tym roku była naprawdę super pogoda na wykoty grudzień/styczeń ale to jednak ryzyko trochę. Na pewno jest dużo plusów tak wczesnych urodzeń i jest to wręcz zalecane w zagranicznych hodowlach jak się ostatnio dowiedziałam lecz ja wciąż drżę o temperaturę. Jednak większe jest ryzyko mrozu w grudniu niż w połowie marca. Podpatrzę jeszcze parę lat z kolei pod względem temperatury. A co do forum to fakt, że trochę nawiedzone ale jak można podyskutować z innymi koziarzami. Czasem gorąco. :-)
OdpowiedzUsuńWitam. Czy te wszystkie kózki na ostatnim zdjęciu mają po 2 miesiące ? Strasznie szybko rosną, dopiero pierwszy raz będę miała okazję obserwować rozwój maluchów.
OdpowiedzUsuńMoje kozy były kryte najprawdopodobniej w trakcie swoich pierwszych rui, jedna w sierpniu, druga we wrześniu.
Właśnie ze względu na mrozną zimę mam pewne przemyślenia względem krycia. Chciałabym zrobić to na przełomie listopada i grudnia, ale wtedy mleko byłoby pózno.
Jeżeli chodzi o forum, to nie wiem czy jest to akurat to samo na którym jestem zalogowana ale wybieram z niego to co mogę zastosować w moim gospodarstwie. Nadal uważam się za laika w hodowli i daleka jeszcze droga. Natomiast gdybym miała stosować się co do niektórych rad na forum musiałabym prostym językiem mówiąc "upaść i dobrze uderzyć się w głowę".
Pozdrawiam
Magda
Oj, jak już bym chciała mieć swój inwentarz...Kózki...Nie wiem kiedy będzie nam dane...
OdpowiedzUsuńNajpierw przepraszam za zwłokę z odpowiedzią, były kilkudniowe problemy z klawiaturą...
OdpowiedzUsuńMarto, człowiek niepotrzebnie boi się pewnych rzeczy, które dla zwierzęcia są łatwe do przejścia, jeśli jest ono zdrowe, nakarmione i ma sucho. Nasi znajomi hodowcy odbierali poród przedwiosenny (przełom lutego-marca, więc taki jak Pan Bóg przykazał) przy temperaturze na zewnątrz -25 stopni! W oborze było oczywiście cieplej, ale o ile? 10-15 stopni? wciąż było na minusie. I co? I nic. Udało się bez problemu. Wysuszyli koźlę najprędzej jak się dało, wycierając je i otulając czymś, ale potem zostawili kozie-matce na noc, modląc się o przetrwanie maleństwa. Przetrwało, spokojnie. I ma się dobrze.
Zauważyłam, że koźlęta rodzące się na przełomie roku, czyli na początku zimy mają gęstsze futro, zimową sierść, już gotową. Poza tym są dorodne i silne z tego powodu, że ciąża częściowo przebiegała w okresie pastwiskowym, bogatym w witaminy. Weź to pod uwagę i jak ktoś powiedział: nie lękaj się!
Kozo, tak, koźlęta na zdjęciu mają nieco ponad 2 miesiące. Są prawdę mówiąc różnej wielkości, to indywidualne, zależne od rasy, wieku i siły matek. Ale w zasadzie tak.
Na dokładkę, na przełomie znaku Ryb i Barana, czyli na początku wiosny dostają niesamowity zastrzyk hormonalny, którego nie przejawia młodzież w tym wieku urodzona klasycznie o tej porze, z wiosną. Po prostu dorastają płciowo o wiele wcześniej...
Nie komentuję jakości tego koziarskiego forum, o którym wspominam, można tam znaleźć dużo wartościowych informacji i podpowiedzi, ale też wiele dziwactw, typowo mieszczańskich, oraz systemowych, których osobiście nie pochwalam. Zabawnych w gruncie rzeczy, gdy sobie poczytać w długie zimowe wieczory. ;-)
Życie, codzienność, czas wszystko prostuje, upraszcza, stawia na nogi.
Tupaja, przeczytaj następny wpis. Potencjalni hodowcy kóz właśnie takich sytuacji często nie biorą pod uwagę i potem stają pod ścianą, nie umiejąc podejmować decyzji.
Pozdrawiam
ES
Mam pytanie: moja siostra chciałby hodować kozy na ser i mleko, czy Twoim zdaniem jest to opłacalne? tzn. czy jest zbyt na te produkty?
OdpowiedzUsuńHodowla kilku kóz daje przychód pokrywający wydatki w nią włożone i niejaką nadwyżkę, z której wyżyć się nie da, ale dorobić w sezonie można. Dodać trzeba, że spożywając samemu/z rodziną owo mleko, sery i mięso "zarabia się" przez oszczędność na jedzeniu kupowanym w sklepie. Co innego, gdy ma się w planie wielką kozią fermę. Ale o to do nie do nas pytanie. Zbyt jest, choć trzeba go sobie wypracować i zorganizować. Pozdrawiam, ES
OdpowiedzUsuńDziękuję :) osobiście nigdy nie piłam mleka koziego ani nie jadłam sera czy mięsa. Nie wiem więc jaki jest smak tych produktów, Wam rozumiem smakują? :)
OdpowiedzUsuńEwa
Hm, oczywiście. To jedzenie najwyższej jakości. ;-) Pozdrawiam, ES
OdpowiedzUsuń