2 kwietnia 2011

Codziennie coś i jest już to

Działając zgodnie z przyjętą zasadą: "codziennie coś" pchamy nasz majdan do przodu krok po kroku. Ania a to pojedzie chodnik tkać, a to rżnie na krajzedze gałęziówkę (a ja układam w ściankach pod daszkiem), a to naprawia pozimowe szkody w naszym tunelu foliowym, a to porządkuje taras. Nowe parapety już są pomalowane bejcą i polakierowane. Ja zbieram suche patyki w obejściu (mnóstwo tego spada z drzew po zimie, a poza tym kozy ogryzają na bieżąco sosnowe gałęzie z lasu i tworzy się nowy zapas opału kuchennego na ciepły sezon) i rozpalam pod płytą. Już c.o. niepotrzebne. Wystarcza piec ścianowy. Gotuję obiad i karmę dla kur (obierki i kawałki ziemniaków) na płycie (dzięki czemu mam ciepłą wodę w kranie), co drugi dzień robię twaróg. Nie ma to jak ciepła płyta pod ser. Bez porównania z kuchenką gazową czy elektryczną...
Co drugi dzień robię także ser podpuszczkowy. Na razie jemy je same, bo eksperymentuję z nowymi przepisami, chcąc wybrać jakiś jeden przepis i w nim się wyspecjalizować. Większość tych serów, aby zadegustować musi skończyć co najmniej 2 tygodnie, stąd niektórzy nasi znajomi muszą poczekać na wynik doświadczeń alchemicznych.
Ania upiekła pierwszy raz pyszny sernik z koziego twarogu, w smaku był doskonały i nie miał żadnego koziego posmaku. Tegoroczne mleko jest wyjątkowo smaczne i słodkie. Dzisiaj zrobiła leniwe kluski. Muszę przyznać, że znów wyjątkowo smaczne!
Z tego wszystkiego właściwie nie kupujemy już w sklepie żadnych wędlin do kanapek. Sery i jaja, wespół z konfiturami całkowicie zaspokajają nasze apetyty śniadaniowo-kolacyjne. Poza tym jest jeszcze zapas koziego mięsa, które zamieniam w gulasze albo befsztyki i pieczenie oraz swojski smalec i solona słonina do chleba, gdy spiera ochota na inne białko. Raz na tydzień Ania piecze żytnio-pszenny chleb, który - z dodatkiem bułek, też w piecu pieczonych albo zwyczajnie kupowanych w sklepie - wystarcza nam dwóm do następnego razu.
Jeśli uda nam się ogródek lub chociaż folia (rzecz zależy najbardziej od ogrodzenia, nie naszej pracowitości) przybędą do diety sałata, pomidory, ogórki, cebula i różne zioła.
W tej chwili zjadamy jeszcze zeszłoroczne zapasy ziemniaków i kiszonej kapusty. Soki jabłkowe, pyszne niesamowicie, już się kończą. Przyszłym razem trzeba będzie zrobić ich co najmniej 2 razy więcej.

I tyle pocieszających mój zniżkowy humor konkluzji życiowych na teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz